Camilla P.
Forum VIP
Trochę na wesoło, troszkę na poważnie. Przepraszam za wulgaryzmy ale muszą się pojawić aby oddać klimat tej historii. Typy od Wieśka gracie na własną odpowiedzialność.
Odcinek 1
Henryk to ja. Mówią, że jestem hazardzistą i we łbie mi się pokiełbasiło.
Ha! Nie tak daleka rodzina proponowała mi ostatnio wizytę u psychiatry. Mało tego!
Słyszałem też głosy, których słyszeć nie powinienem bo wypowiadane były szeptem gdy próbowałem zasnąć po robocie. A wiecie co słyszałem?
Że Heniek to powinien na leczenie anonimowych hazardzistów się wybrać. Kurwa! Teściowa to zawsze ma pomysły! Ale nie ze mną te numery! Żadne takie tam baby nie będą mówić gdzie powinienem pójść i co robić!
A grać i obstawiać to ja od zawsze kochałem, mówię wam! Zaczęło się już w przedszkolu gdzie założyłem się z Kazikiem o budyń czekoladowy, że nasikam do łóżka podczas leżakowania.
Kazik nie wierzył i powiedział, że deseru nie odda, no to poszedł zakład.
I co? Ha! Po godzinie pałaszowałem budyniek jak się patrzy. Inna sprawa, że pani zagroziła, iż jeszcze raz taki numer i wracam w pieluchy. O, nie! Żadne takie! Nie będzie mi jakieś wypudrowane babsko mówić co mam w gaciach nosić! Dobra, nie ważne.
Potem to już ciągle się zakładałem. W podstawówce, że podpalę dziennik albo wrzucę wychowawczyni pchły do torebki. Podpaliłem! I pchły też wrzuciłem. Skąd miałem? Od grubego Maćka, hodował w pudełku.
Albo pamiętam gdy założyłem się z chłopakami, że zdejmę majtki Ance z 3a. Na wuefie. Taaa, to były czasy...
Oczywiście, musicie wiedzieć, że wszystkie zakłady wygrywałam, a zdobycze kolekcjonowałem u siebie w kredensie. Wtedy nie szło o hajs tylko wygrywałem jakieś resorowce, batoniki, szklane kulki. Młodzi jesteście to pewnie nie wiecie, że resorowce w moich młodych latach to były takie małe autka na resorach. Modele z metalu!
Ha! W kiosku chodziły po cztery stówki czy jakoś tak. Rzecz jasna na stare bejmy. Bejmy to po naszemu kasa czyli pieniądze, inaczej hajs.
No więc kiedyś matula otwiera kredens i wysypuje się stos resorków. "Heniek! Skąd masz tyle tego?!"
Co miałem powiedzieć? Że handluję? Ukradłem? Napadłem na kiosk?
Eee... Powiedziałem prawdę. Że się zakładam i wygrywam. Nie uwierzyła mamuśka. Tydzień za karę z chaty mnie nie wypuszczali! Mniejsza o to.
Potem gdy skończyła się komuna i pojawiły się Amigi i te wynalazki do grania zasuwałem w gry z kumplami. Oczywiście na kasę, a jakże? Zakładałem się. Graliśmy w Sensible World od Soccer albo Pinball Dreams. Ech, do dziś wspominam te piękne czasy gdy wygrywałem z kumplami i złotówki szły rządkiem do portfela.
Potem pojawiły się bukmachery te na ulicach. Szło się po robocie, ślęczało nad ofertami i wysyłało kupony. Dla takich jak ja, czyli kochających się zakładać o wszystko te bukmachery na ulicach to były jak burdele dla seksoholików. Słowem wybawienie, mówię wam.
A, jeszcze muszę wam powiedzieć, że totka też lubiłem grać. Ale potem mi przeszło, nie lubiłem przegrywać, a w totku szóstkę skreślić to była loteria. Raz tylko wygrałem sporo hajsu gdy jeszcze się grało te totoligi czy jak to było.
Na jedenaście meczów wszystkie trafiłem! Do dziś pamiętam jak Miliarder Pniewy i Olimpia Poznań wygrały i byłem jednym z niewielu co to obstawiłem w Totku. Młodzi jesteście to pewnie nie pamiętacie ale takie kluby grały w pierwszej lidze! Taaa, to były czasy! Kto miał wygrać, spaść albo awansować to wygrywał, spadał albo awansował. Kasa, misiu, kasa, jak mówił świętej pamięci Januszek.
Ale ja nie o tym chciałem gadać.
Głównie chodzi o Wieśka. Kim jest Wiesiek pewnie zapytacie. Teraz to zapijaczony degenerat ale kiedyś Wiesiek to był gość! Miał łeb na karku i chłopak zawsze potrafił znaleźć mecz. Młodzi jesteście to nie wiecie ale kiedyś nie mówiło się o obstawianiu. Jak ktoś chciał puścić kupon to pytał Wieśka czy znalazł mecz.
A Wiesiek jak to Wiesiek, przejrzał oferty, pokazał palcem na konkret i się stawiało. Potem każdy szedł do Wieśka z flaszką, postawić mu za dobry typ! Ha, to były czasy, mówię wam.
Swego czasu Wiesiek jeździł najnowszym Fiatem 126p. Wszyscy mu zazdrościli! Potem przesiadł się do Audi setki i jeździł na taryfie. A jeszcze później gdy już było po komunie i pojawiły się te bukmachery na ulicach, kolega Wiesiek wskoczył do nowego Mercedesa klasy S. Chyba S bo już nie pamiętam.
Potem Więczysław, bo tak miał na imię, wsiąkł jak kamfora i słuch wszelaki po nim zaginął.
Nikt nie wiedział co się z chłopiną stało ale chodziły na dzielnicy słuchy, że przerżnął w kasynie na kartach, zadłużył się i uciekł za granicę.
Ostatnio spotkałem Śledzika. Śledzik to był stary kibol. Kiedyś razem z nim i ekipą chodziliśmy na Dębiec na kolejorza. Młodzi jesteście to nie pamiętacie ale kiedyś chłopaki grali na Dębcu. To były czasy!
Ale ja o Śledziku. Stoję przy galerii bo moja poszła sobie puder kupić, a ja tych wszystkich motłochów nie trawię. No to stoję, patrzę, a nowym BMW podjeżdża jakiś stary pryk.
Nagle wysiada, gapi się na mnie jak ciele w namalowane wrota i słyszę "Siema Heniu! To ty, stary pierdzielu?".
Patrzę i ślepiom nie wierzę! To stary kumpel, kibol, Śledzik! Zestarzał się nieco, wszak już blisko sześćdziesiątki. Zresztą jak każdy z naszej starej ekipy.
Śledzik taką miał ksywę. Jak chodziliśmy na kolejorza to każdy miał flaszkę. On zawsze przynosił oprócz gorzały słoik rolmopsów! Po każdym golu, wciągał setkę z gwinta i zagryzał śledziem, mówię wam, to były czasy! No i taką mu daliśmy ksywkę. Ale ja nie o tym.
No więc patrzę, a Śledzik wysiada z nowiutkiej bejcy i leci do mnie! Kurna flak, myślę, skąd ma tyle hajsu?!
Gadka, szmatka, a on mi mówi, że od kilku miesięcy obstawia u buków a typy bierze od Wieśka! Mało nie zemdlałem.
To Wiesiek żyje?!
"Chłopie!" - mówi do mnie Śledzik. "Żyje! Wrócił na stare śmieci. Trochę chleje za dużo ale łeb jeszcze ma".
I Śledzik opowiedział mi jak spotkał Wieśka, jak zaczął mu nosić flaszkę i jak w trzy miechy zamienił Seicento na beemkę.
Kurna flak! Też bym tak chciał!
Śledzik niechętnie ale rzucił adresem Wieśka.
To było dokładnie przedwczoraj. Więc wczoraj wieczorem lecę do Wieśka! Mojej powiedziałem, że idę do starego kumpla. "Akurat", usłyszałem. "Idziesz znowu do kolektury obstawiać!"
"Ale gdzie tam! O dziewiątej już nieczynne!" odburknąłem pod nosem i pobiegłem w te pędy pod adres, który dostałem od Śledzika. Kilka ulic dalej na te szczęście, nie musiałem jechać bimbą.
Gdy Wiesiek otwarł drzwi od razu go poznałem.
Może trochę niegrzeczne ale zapytał w swoim stylu patrząc na mnie spode łba:
- Czego?
Szybko mu wyjaśniłem kim jestem i skąd mam adres.
Wiesiek przeżegnał się i wybauszył ślepia.
- Wszelki duch Pana Boga chwali! Matko święta! Heniu? Właź, chłopie!
Na wspomnieniach minęła nam dobra godzina. Dowiedziałem się, że Więczysław był kilka lat w Stanach, potem w Australii. O powód nie pytałem ale łatwo się było domyśleć. Rozwiódł się dwadzieścia lat temu i teraz wrócił z banicji. Mieszkał w niewielkiej kawalerce.
W między czasie wypiliśmy pół litra czystej, które Wiesiek wyciągnął z lodówki. Zagryzaliśmy korniszonami z octu, pychota, mówię wam! W końcu gdy po kilku głębszych nabrałem odwagi, mówię Wieśkowi po co przylazłem.
Ze zrozumieniem pokiwał głową i czknął. Miał już porządnie w czubie. Widocznie flaszka wypita ze mną nie była jego pierwszą tego wieczoru.
- Oj, Heniu, Heniu, ty ciągle obstawiasz? - wymamrotał niewyraźnie, zarechotał i przechylił kielonka. - Co mi tam! Znajdę Ci mecz. Tylko daj mi ofertę.
Skąd miałem wziąć ofertę?! Kurna, widać było, że Wiesiek jeszcze żył starymi czasami. Wystukałem bukmachera w telefonie i mu pokazałem ofertę na dziś.
Z niesmakiem chwycil telefon i zaczął przeglądać.
- Tu nie... Ee.. To też nie... - mamrotał pod nosem. - O! To jest to!
Aż mną zatrzęsło! Wiesiek znalazł dla mnie mecz!
- Mów! - Zachęciłem kumpla.
- Junajted!
- Że co?!
- No tego, mówię... - zabełkotał i przechylił kolejny kieliszek czystej. Głową wskazał, żebym też dziabnął kielonka. Niechętnie bo miałem już trochę w czubie ale wypiłem co by się przypodobać Wieśkowi.
- Menszester junajted gra z młotkami... Dawaj, Heniek, ołwera na pięć sztuk!
- Co ty? Serio będzie taki armagedon? - spytałem z niedowierzaniem. - Więcej jak pięć kast?
- Kurna, Heniek! Sam Cantona strzeli trzy!
Zgłupiałem słysząc Wieśka! On chyba żył jeszcze latami młodości?
- Co ty, bredzisz, Wiesiek? Cantona nie gra już w junajted!
- Kontuzja?
- Wiesio, coś ci się chyba pomieszało we łbie?! Eric Cantona nie gra w Manchesterze od dwudziestu lat albo i dłużej!
- Psia mać! To niedobrze... - Pijany Wiesiek podrapał się po łysinie. - W tym układzie Heniu graj mało goli... Gdzie tabela? - Oddał mi telefon, wcisnąłem tabelę i pokazałem Wieśkowi. Łypnął okiem.
- Młoteczki to zadziory, nie odpuszczą! Postawią się. A jak Cantony nie ma to dużo brameczek nie będzie, cała fizolofia!
- Chyba filozofia?! - spojrzałem zniesmaczony na starego kumpla. Machnął ręką i wypił kolejny kieliszek. - Postaw Heniek poniżej dwa i pół... - Mówiąc to uderzył głową w blat stołu. Zasnął.
Nie miałem pewności czy Śledzik mnie nie wrabiał z typami od Wieśka. Ten stary alkoholik i hazardzista najwyraźniej zatracił rzeczywistość, inaczej mówiąc dostał zapewne kompletnego bzika! Inna sprawa, że jak pamiętam to zawsze miał łeb do typów.
Postanowiłem nieco zaryzykować i za dwie stówki puściłem kupon na dzisiejszy mecz. Oczywiście jak sugerował Wiesiek czyli poniżej dwie i pół brameczki.
Oby ten stary pijak miał rację! Ale to się okaże dzisiaj przed dwudziestą pierwszą.
Odcinek 1
Henryk to ja. Mówią, że jestem hazardzistą i we łbie mi się pokiełbasiło.
Ha! Nie tak daleka rodzina proponowała mi ostatnio wizytę u psychiatry. Mało tego!
Słyszałem też głosy, których słyszeć nie powinienem bo wypowiadane były szeptem gdy próbowałem zasnąć po robocie. A wiecie co słyszałem?
Że Heniek to powinien na leczenie anonimowych hazardzistów się wybrać. Kurwa! Teściowa to zawsze ma pomysły! Ale nie ze mną te numery! Żadne takie tam baby nie będą mówić gdzie powinienem pójść i co robić!
A grać i obstawiać to ja od zawsze kochałem, mówię wam! Zaczęło się już w przedszkolu gdzie założyłem się z Kazikiem o budyń czekoladowy, że nasikam do łóżka podczas leżakowania.
Kazik nie wierzył i powiedział, że deseru nie odda, no to poszedł zakład.
I co? Ha! Po godzinie pałaszowałem budyniek jak się patrzy. Inna sprawa, że pani zagroziła, iż jeszcze raz taki numer i wracam w pieluchy. O, nie! Żadne takie! Nie będzie mi jakieś wypudrowane babsko mówić co mam w gaciach nosić! Dobra, nie ważne.
Potem to już ciągle się zakładałem. W podstawówce, że podpalę dziennik albo wrzucę wychowawczyni pchły do torebki. Podpaliłem! I pchły też wrzuciłem. Skąd miałem? Od grubego Maćka, hodował w pudełku.
Albo pamiętam gdy założyłem się z chłopakami, że zdejmę majtki Ance z 3a. Na wuefie. Taaa, to były czasy...
Oczywiście, musicie wiedzieć, że wszystkie zakłady wygrywałam, a zdobycze kolekcjonowałem u siebie w kredensie. Wtedy nie szło o hajs tylko wygrywałem jakieś resorowce, batoniki, szklane kulki. Młodzi jesteście to pewnie nie wiecie, że resorowce w moich młodych latach to były takie małe autka na resorach. Modele z metalu!
Ha! W kiosku chodziły po cztery stówki czy jakoś tak. Rzecz jasna na stare bejmy. Bejmy to po naszemu kasa czyli pieniądze, inaczej hajs.
No więc kiedyś matula otwiera kredens i wysypuje się stos resorków. "Heniek! Skąd masz tyle tego?!"
Co miałem powiedzieć? Że handluję? Ukradłem? Napadłem na kiosk?
Eee... Powiedziałem prawdę. Że się zakładam i wygrywam. Nie uwierzyła mamuśka. Tydzień za karę z chaty mnie nie wypuszczali! Mniejsza o to.
Potem gdy skończyła się komuna i pojawiły się Amigi i te wynalazki do grania zasuwałem w gry z kumplami. Oczywiście na kasę, a jakże? Zakładałem się. Graliśmy w Sensible World od Soccer albo Pinball Dreams. Ech, do dziś wspominam te piękne czasy gdy wygrywałem z kumplami i złotówki szły rządkiem do portfela.
Potem pojawiły się bukmachery te na ulicach. Szło się po robocie, ślęczało nad ofertami i wysyłało kupony. Dla takich jak ja, czyli kochających się zakładać o wszystko te bukmachery na ulicach to były jak burdele dla seksoholików. Słowem wybawienie, mówię wam.
A, jeszcze muszę wam powiedzieć, że totka też lubiłem grać. Ale potem mi przeszło, nie lubiłem przegrywać, a w totku szóstkę skreślić to była loteria. Raz tylko wygrałem sporo hajsu gdy jeszcze się grało te totoligi czy jak to było.
Na jedenaście meczów wszystkie trafiłem! Do dziś pamiętam jak Miliarder Pniewy i Olimpia Poznań wygrały i byłem jednym z niewielu co to obstawiłem w Totku. Młodzi jesteście to pewnie nie pamiętacie ale takie kluby grały w pierwszej lidze! Taaa, to były czasy! Kto miał wygrać, spaść albo awansować to wygrywał, spadał albo awansował. Kasa, misiu, kasa, jak mówił świętej pamięci Januszek.
Ale ja nie o tym chciałem gadać.
Głównie chodzi o Wieśka. Kim jest Wiesiek pewnie zapytacie. Teraz to zapijaczony degenerat ale kiedyś Wiesiek to był gość! Miał łeb na karku i chłopak zawsze potrafił znaleźć mecz. Młodzi jesteście to nie wiecie ale kiedyś nie mówiło się o obstawianiu. Jak ktoś chciał puścić kupon to pytał Wieśka czy znalazł mecz.
A Wiesiek jak to Wiesiek, przejrzał oferty, pokazał palcem na konkret i się stawiało. Potem każdy szedł do Wieśka z flaszką, postawić mu za dobry typ! Ha, to były czasy, mówię wam.
Swego czasu Wiesiek jeździł najnowszym Fiatem 126p. Wszyscy mu zazdrościli! Potem przesiadł się do Audi setki i jeździł na taryfie. A jeszcze później gdy już było po komunie i pojawiły się te bukmachery na ulicach, kolega Wiesiek wskoczył do nowego Mercedesa klasy S. Chyba S bo już nie pamiętam.
Potem Więczysław, bo tak miał na imię, wsiąkł jak kamfora i słuch wszelaki po nim zaginął.
Nikt nie wiedział co się z chłopiną stało ale chodziły na dzielnicy słuchy, że przerżnął w kasynie na kartach, zadłużył się i uciekł za granicę.
Ostatnio spotkałem Śledzika. Śledzik to był stary kibol. Kiedyś razem z nim i ekipą chodziliśmy na Dębiec na kolejorza. Młodzi jesteście to nie pamiętacie ale kiedyś chłopaki grali na Dębcu. To były czasy!
Ale ja o Śledziku. Stoję przy galerii bo moja poszła sobie puder kupić, a ja tych wszystkich motłochów nie trawię. No to stoję, patrzę, a nowym BMW podjeżdża jakiś stary pryk.
Nagle wysiada, gapi się na mnie jak ciele w namalowane wrota i słyszę "Siema Heniu! To ty, stary pierdzielu?".
Patrzę i ślepiom nie wierzę! To stary kumpel, kibol, Śledzik! Zestarzał się nieco, wszak już blisko sześćdziesiątki. Zresztą jak każdy z naszej starej ekipy.
Śledzik taką miał ksywę. Jak chodziliśmy na kolejorza to każdy miał flaszkę. On zawsze przynosił oprócz gorzały słoik rolmopsów! Po każdym golu, wciągał setkę z gwinta i zagryzał śledziem, mówię wam, to były czasy! No i taką mu daliśmy ksywkę. Ale ja nie o tym.
No więc patrzę, a Śledzik wysiada z nowiutkiej bejcy i leci do mnie! Kurna flak, myślę, skąd ma tyle hajsu?!
Gadka, szmatka, a on mi mówi, że od kilku miesięcy obstawia u buków a typy bierze od Wieśka! Mało nie zemdlałem.
To Wiesiek żyje?!
"Chłopie!" - mówi do mnie Śledzik. "Żyje! Wrócił na stare śmieci. Trochę chleje za dużo ale łeb jeszcze ma".
I Śledzik opowiedział mi jak spotkał Wieśka, jak zaczął mu nosić flaszkę i jak w trzy miechy zamienił Seicento na beemkę.
Kurna flak! Też bym tak chciał!
Śledzik niechętnie ale rzucił adresem Wieśka.
To było dokładnie przedwczoraj. Więc wczoraj wieczorem lecę do Wieśka! Mojej powiedziałem, że idę do starego kumpla. "Akurat", usłyszałem. "Idziesz znowu do kolektury obstawiać!"
"Ale gdzie tam! O dziewiątej już nieczynne!" odburknąłem pod nosem i pobiegłem w te pędy pod adres, który dostałem od Śledzika. Kilka ulic dalej na te szczęście, nie musiałem jechać bimbą.
Gdy Wiesiek otwarł drzwi od razu go poznałem.
Może trochę niegrzeczne ale zapytał w swoim stylu patrząc na mnie spode łba:
- Czego?
Szybko mu wyjaśniłem kim jestem i skąd mam adres.
Wiesiek przeżegnał się i wybauszył ślepia.
- Wszelki duch Pana Boga chwali! Matko święta! Heniu? Właź, chłopie!
Na wspomnieniach minęła nam dobra godzina. Dowiedziałem się, że Więczysław był kilka lat w Stanach, potem w Australii. O powód nie pytałem ale łatwo się było domyśleć. Rozwiódł się dwadzieścia lat temu i teraz wrócił z banicji. Mieszkał w niewielkiej kawalerce.
W między czasie wypiliśmy pół litra czystej, które Wiesiek wyciągnął z lodówki. Zagryzaliśmy korniszonami z octu, pychota, mówię wam! W końcu gdy po kilku głębszych nabrałem odwagi, mówię Wieśkowi po co przylazłem.
Ze zrozumieniem pokiwał głową i czknął. Miał już porządnie w czubie. Widocznie flaszka wypita ze mną nie była jego pierwszą tego wieczoru.
- Oj, Heniu, Heniu, ty ciągle obstawiasz? - wymamrotał niewyraźnie, zarechotał i przechylił kielonka. - Co mi tam! Znajdę Ci mecz. Tylko daj mi ofertę.
Skąd miałem wziąć ofertę?! Kurna, widać było, że Wiesiek jeszcze żył starymi czasami. Wystukałem bukmachera w telefonie i mu pokazałem ofertę na dziś.
Z niesmakiem chwycil telefon i zaczął przeglądać.
- Tu nie... Ee.. To też nie... - mamrotał pod nosem. - O! To jest to!
Aż mną zatrzęsło! Wiesiek znalazł dla mnie mecz!
- Mów! - Zachęciłem kumpla.
- Junajted!
- Że co?!
- No tego, mówię... - zabełkotał i przechylił kolejny kieliszek czystej. Głową wskazał, żebym też dziabnął kielonka. Niechętnie bo miałem już trochę w czubie ale wypiłem co by się przypodobać Wieśkowi.
- Menszester junajted gra z młotkami... Dawaj, Heniek, ołwera na pięć sztuk!
- Co ty? Serio będzie taki armagedon? - spytałem z niedowierzaniem. - Więcej jak pięć kast?
- Kurna, Heniek! Sam Cantona strzeli trzy!
Zgłupiałem słysząc Wieśka! On chyba żył jeszcze latami młodości?
- Co ty, bredzisz, Wiesiek? Cantona nie gra już w junajted!
- Kontuzja?
- Wiesio, coś ci się chyba pomieszało we łbie?! Eric Cantona nie gra w Manchesterze od dwudziestu lat albo i dłużej!
- Psia mać! To niedobrze... - Pijany Wiesiek podrapał się po łysinie. - W tym układzie Heniu graj mało goli... Gdzie tabela? - Oddał mi telefon, wcisnąłem tabelę i pokazałem Wieśkowi. Łypnął okiem.
- Młoteczki to zadziory, nie odpuszczą! Postawią się. A jak Cantony nie ma to dużo brameczek nie będzie, cała fizolofia!
- Chyba filozofia?! - spojrzałem zniesmaczony na starego kumpla. Machnął ręką i wypił kolejny kieliszek. - Postaw Heniek poniżej dwa i pół... - Mówiąc to uderzył głową w blat stołu. Zasnął.
Nie miałem pewności czy Śledzik mnie nie wrabiał z typami od Wieśka. Ten stary alkoholik i hazardzista najwyraźniej zatracił rzeczywistość, inaczej mówiąc dostał zapewne kompletnego bzika! Inna sprawa, że jak pamiętam to zawsze miał łeb do typów.
Postanowiłem nieco zaryzykować i za dwie stówki puściłem kupon na dzisiejszy mecz. Oczywiście jak sugerował Wiesiek czyli poniżej dwie i pół brameczki.
Oby ten stary pijak miał rację! Ale to się okaże dzisiaj przed dwudziestą pierwszą.