Najbardziej zyskowne są surowce, ale inwestowanie w nie wiąże się z największymi wahaniami cen. Inwestorzy szukają zabezpieczenia.
Inwestorzy szukają zabezpieczenia przed inflacją w sytuacji, gdy rządy i banki centralne pompują pieniądze w gospodarki, by podtrzymać ich ożywienie.
Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w minionym roku, podobny scenariusz będzie też realizowany w 2011. Największym zainteresowaniem cieszyły się dotąd surowce, bo one też gwarantowały największe zyski. W ich wypadku jednak trzeba się także liczyć z największymi wahaniami cen. Złoto, ropa czy gaz podobnie jak kursy walut są bardzo czułe na decyzje dużych graczy rynkowych i wydarzenia, jakich świadkami jesteśmy w obecnych, niepewnych czasach. Stąd lepiej zadowolić się mniejszymi, ale pewnymi zyskami i zainteresować papierami skarbowymi emitowanymi przez poszczególne rządy.
W miarę tanie są też ciągle nieruchomości, a prognozy mówią o spodziewanym wzroście ich wartości. Analitycy podkreślają jednak, że wszelkie szacunki, oczekiwania i prognozy są obarczone dużym ryzykiem i nie radzą w ciemno ufać temu, co mówią eksperci w danych dziedzinach. W 2011 roku – kolejnym po największym kryzysie w XXI wieku – wszystkie scenariusze mogą się zrealizować, od tych pozytywnych aż po te najbardziej pesymistyczne. Wiele zależy od tego, w jakiej kondycji z kryzysu wyjdzie strefa euro.
Polskie akcje
– W 2011 roku spodziewam się dużej zmienności. Wiele jest bowiem spraw do rozstrzygnięcia. Mogą się pojawić kolejne odsłony kryzysu w krajach południa Europy – komentuje Marek Mikuć, wiceprezes Allianz TFI. – Druga runda dodruku pieniądza na razie nie jest zbyt skuteczna. Złoty miał się umacniać, a na razie raczej słabnie. Jest sporo czynników ryzyka.
W miarę optymistycznie nastawieni do polskiego rynku akcji w 2011 roku są zarządzający funduszami Pioneer Pekao TFI. – Spodziewamy się, że WIG pójdzie w górę o 10 – 15 proc. – mówi Ryszard Trepczyński, wiceprezes Pioneer Pekao Investment Management. Zakłada, że polskie akcje zachowają się “dobrze na tle innych rynków”. Lepiej stawiać na razie na blue chips. – Fundamentalnie, bardziej atrakcyjne są małe firmy, które są po prostu tańsze – zaznacza Trepczyński. – Jednak główną siłą kupującą, przynajmniej w większej części przyszłego roku, będą inwestorzy zagraniczni. A oni skupiają się na dużych spółkach – tłumaczy wiceprezes.
Warszawska
giełda kończy rok na poziomie 20 proc. wyższym, niż była pod koniec grudnia 2009. Wbrew oczekiwaniom analityków wzrost giełdowych indeksów odbywał się praktycznie bez większej korekty notowań. To głównie zasługa systematycznego napływu kapitału zagranicznego na GPW. W ostatnich tygodniach strumień pieniędzy z tej strony jest trochę mniejszy niż w ciągu roku. Można jednak oczekiwać, że w 2011 roku zagraniczni gracze znów przypomną sobie o polskiej giełdzie. Ceny polskich akcji nie należą wprawdzie do najtańszych w grupie tzw. emerging markets, ale nie są też przesadnie drogie. Przeciętny oczekiwany na przyszły rok wskaźnik ceny do zysku dla spółek z WIG20 wynosi 13, czyli jest na poziomie średniej dla giełd z rynków wschodzących. Warto zwrócić uwagę, że w grupie giełd, gdzie akcje są najtańsze, znajdują się te z naszego regionu (
Rosja, Węgry, Rumunia,
Czechy czy Turcja). To stwarza dodatkową szansę, że część pieniędzy zagranicznych funduszy trafi też na naszą giełdę.
Zagrożeniem dla giełdy mogą być natomiast planowane zmiany w OFE. Niższa składka dla funduszy oznacza, że zagraniczni gracze nie będą mieli z kim handlować. Może to przesada, ale pamiętajmy, że OFE to jeden z najważniejszych elementów polskiego rynku kapitałowego (one stabilizują kursy spółek).
Na ten rok można jednak patrzeć z umiarkowanym optymizmem. Warto przyglądać się akcjom mniejszych firm. Powoli widać ich ożywienie inwestycyjne, co powinno się przekładać na poprawę zyskowności.
Kurs złotego
Ryzyko pogłębienia kryzysu fiskalnego w eurolandzie czyni formułowanie walutowych prognoz na 2011 rok zadaniem karkołomnym. Stąd analitycy znacznie się różnią w swoich poglądach.
– Nasz podstawowy scenariusz zakłada, że kryzys zadłużeniowy w strefie euro w ciągu kilku miesięcy zostanie zablokowany, zanim rozprzestrzeni się na większe gospodarki regionu. Region z zawirowań wyjdzie wzmocniony – twierdzą eksperci Goldman Sachs. To oraz wcześniejsze niż w
USA podwyżki stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny będzie sprzyjało aprecjacji euro. Wobec dolara ma on w ciągu 12 miesięcy zyskać 13 proc. – Z powodu zadłużenia krajów strefy euro ta waluta wciąż będzie pod presją – oponuje Ronald Simpson, szef działu analiz walutowych w Action Economics. Wypadkową tych sprzecznych poglądów jest średnia prognoza analityków, według której kurs dolara wobec euro znacząco się w 2011 roku nie zmieni.
Większość analityków spodziewa się umiarkowanego umocnienia walut państw naszego regionu, zwłaszcza złotego. – Jeśli uda się powstrzymać rozprzestrzenianie się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro, spadnie awersja do ryzyka wśród inwestorów. W takiej sytuacji zyskują zwykle waluty wschodzących europejskich gospodarek. Takie jest założenie naszego scenariusza, w którym przewidujemy umiarkowaną aprecjację walut regionu – wskazuje Michael Ganske, szef działu analiz rynków wschodzących w Commerzbanku. Aprecjacja regionalnych walut oczywiście będzie też zależała od tempa wzrostu gospodarczego w naszym regionie i poza nim. – Złoty może się umocnić do końca czwartego kwartału 2011 roku do poziomu 3,85 – 3,80 za euro. Aprecjacja będzie umiarkowana, gdyż wzrost gospodarczy w Niemczech i Europie Zachodniej może zwolnić. Mimo wszystko trend wciąż będzie pozytywny – przyznaje Elisabeth Gruie, strateg ds. rynków wschodzących we francuskim BNP Paribas.
– Nasze prognozy mówią, że do końca roku złoty umocni się do poziomu 3,77 za euro. Gdy przyglądamy się rynkowi w dłuższej perspektywie, widzimy, że wyceny polskich aktywów są wciąż niskie.
Polska ma też stabilną i rosnącą gospodarkę. Obecnie widzimy jednak w złotym mniej potencjału niż kilka tygodni wcześniej. Niepewność dotycząca konsolidacji fiskalnej sprawia, że stał się on nieco mniej atrakcyjną walutą – wskazuje Singer.
Obligacje
Nie ma analityka, który w nowym roku nie spodziewałby się wzrostu rentowności polskich papierów skarbowych przy jednoczesnym spadku ich cen. Ankietowani przez “Rz” eksperci uważają, że pod koniec roku nasz rząd może już być zmuszony płacić za dziesięcioletnie obligacje skarbowe nawet 6,3 proc.
Odpowiedzialna za to będzie po części rosnąca inflacja, a co za tym idzie, wzrost głównej stopy referencyjnej, a także pogarszająca się sytuacja fiskalna krajów europejskich. Należy jednak pamiętać, że rynek krajowych obligacji już dziś w znacznym stopniu dyskontuje te czynniki ryzyka. Dodatkowo wzrost stóp procentowych pozwala na reinwestowanie środków z wyższą stopą zwrotu. W przypadku powrotu zaufania rynków globalnych do polityki fiskalnej prowadzonej przez poszczególne państwa europejskie również ceny polskich obligacji mają szansę zyskiwać – tłumaczy Arkadiusz Bogusz, kierownik departamentu papierów dłużnych w Credit Suisse Asset Management
Polska.
Światowe akcje
W minionych 12 miesiącach główne indeksy akcyjne świata nadal odrabiały kryzysowe straty. Amerykański S&P 500 zyskał około 13 proc., a paneuropejski Stoxx 600 ponad 10 proc. Obu wskaźnikom wystarczyło to, aby wrócić do poziomów sprzed bankructwa banku Lehman Brothers jesienią 2008 roku.. Skupiający akcje z 22 rynków wschodzących indeks MSCI EM pokonał ten pułap już w 2009 roku, ale mimo to w minionych kwartałach zdołał wznieść się o niemal 14 proc.
W nowym roku ten ostatni wskaźnik z dużym prawdopodobieństwem zdoła pokonać szczyt z 2007 r., do którego brakuje mu niespełna 19 proc. Jak bowiem wynika z prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, dojrzewające gospodarki będą się w tym roku rozwijały trzykrotnie szybciej niż gospodarki dojrzałe. W połączeniu z brakiem perspektyw na zaostrzenie polityki pieniężnej na Zachodzie powinno to nadal skutkować intensywnym napływem kapitału na rynki wschodzące. W minionym roku saldo wpłat i umorzeń w inwestujących na młodych rynkach funduszach akcyjnych sięgnęło rekordowych 93 mld dol. (281 mld zł) – wynika z danych portalu EPFR Global.
Maksimów sprzed kryzysu nie uda się natomiast sforsować indeksowi Stoxx 600, który musiałby w tym celu skoczyć o 43 proc. Tymczasem ankietowani przez agencję Bloomberga analitycy spodziewają się jego zwyżki o 11 proc. Najwięksi nawet optymiści, w tym wypadku eksperci Goldman Sachs, liczą się ze zwyżką o najwyżej 20 proc. W nieco lepszej sytuacji jest S&P 500, któremu do szczytów z jesieni 2007 roku brakuje 25 proc. Według Byrona Wiena, wiceprezesa oddziału doradczego firmy inwestycyjnej Blackstone, taki wzrost tego wskaźnika jest możliwy. Średnio jednak analitycy prognozują, że akcje na Wall Street podrożeją o niespełna 10 proc.
Motorem przewidywanych zwyżek na zachodnich giełdach będzie przede wszystkim dalsza poprawa wyników spółek. Ale też luźna
polityka pieniężna banków centralnych, w szczególności prowadzone przez Rezerwę Federalną tzw. ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej, czyli skup obligacji za dodrukowane pieniądze.
Wśród ankietowanych przez CNBC ekspertów ponad 70 proc. jest przekonanych, że to właśnie ten program, rozpoczęty w listopadzie, był motorem zwyżek na światowych giełdach w ostatnich miesiącach minionego roku. Tymczasem ma on potrwać jeszcze do czerwca 2011 roku. Część analityków wskazuje także, że o ile w 2010 roku do wszystkich funduszy akcyjnych napłynęło netto niespełna 10 mld dol. (wpływom środków do funduszy rynków wschodzących towarzyszył odpływ kapitału z funduszy rynków dojrzałych), o tyle saldo wpłat i umorzeń w funduszach obligacji sięgnęło 372 mld dol. Jednak wraz z poprawą koniunktury w światowej gospodarce awersja inwestorów do ryzyka powinna maleć, więc kapitał będzie wracał na rynki akcji.
– Jeśli jednak scenariusz ten się nie sprawdzi, akcje i tak powinny drożeć – uspokajają Ian Richards i Graham Bishop z banku brytyjskiego Royal Bank of Scotland. Jak podkreślają, duży popyt na obligacje sprawia, że spółki mogą się tanio zadłużać, co pomaga ich wynikom i notowaniom.
Lokaty bankowe
W 2011 roku nieco wyższe zyski przyniosą lokaty bankowe.
– Oprocentowanie lokat będzie rosło w związku ze spodziewanymi podwyżkami stóp procentowych. – Naszym zdaniem wzrosną one o 75 pkt bazowych – ocenia Urszula Kryńska, ekonomistka Banku Millennium.
Obecnie średnie oprocentowanie trzymiesięcznych lokat bankowych wynosi 3,4 proc., a 12-miesięcznych ponad 4,1 proc. Choć można znaleźć w bankach oferty z oprocentowaniem przekraczającym 5 proc., zwłaszcza składanych na długie terminy.
– Sądzę, że oprocentowanie najlepszych depozytów “antybelkowych”, które pozwalają nie płacić podatku od odsetek, przekroczy 6 proc., co będzie odpowiadało oprocentowaniu tradycyjnych lokat na poziomie ponad 7 proc. Natomiast w przypadku zwykłych lokat maksymalne oprocentowanie może sięgnąć 6,5 proc. – przewiduje Paweł Majtkowski z firmy Expander. Takie prognozy opierają się na założeniu, że Rada Polityki Pieniężnej dwu – trzykrotnie podniesie stopy procentowe w 2011 roku.
Jeśli na rynku będzie panować przeświadczenie, że stopy procentowe będą rosły, to najwyższe odsetki banki będą oferowały na depozytach długoterminowych, np. 12-miesięcznych. Oprócz coraz bardziej popularnych lokat z dzienną kapitalizacją odsetek, czyli takich, przy których od zysku nie zapłacimy podatku, pojawiają się inne nowości.
Meritum Bank wprowadził niedawno dwu- i trzyletnie lokaty z oprocentowaniem opartym na stawce WIBOR (rynkowa stopa procentowa, po jakiej banki pożyczają sobie pieniądze).
Surowce
Surowcowy indeks Standard & Poor’s GSCI zyskał w 2010 roku 20 proc., podczas gdy akcyjny wskaźnik MSCI World wzrósł w tym okresie o 9,1 proc., a obliczany przez Bank of America Merrill Lynch indeks amerykańskich obligacji skarbowych zwyżkował o 5,3 proc. Analitycy rynków walutowych spodziewają się wprawdzie umocnienia dolara, co byłoby sygnałem ostrzegawczym dla amatorów surowców, bo ich ceny w 16 z minionych 20 kwartałów poruszały się w kierunku odwrotnym niż notowania amerykańskiej waluty. Ale wiele innych czynników przemawia za wzrostem cen surowców. Przede wszystkim popyt, którego siłę uważają za “zadziwiającą” analitycy z londyńskiego biura Barclays Capital, “zważywszy że dopiero co wyszliśmy z recesji najgorszej od lat 30. XX wieku i z rzeźni dokonanej na większości aktywów”. Ich zdaniem amerykański gaz ziemny będzie jedynym z 25 analizowanych przez nich surowców, którego średnia cena będzie w 2011 roku niższa niż w 2010.
Ponad stu analityków, traderów i inwestorów ankietowanych przez agencję Bloomberga prognozuje, że w przyszłym roku najbardziej, bo o 37 proc., zdrożeje srebro. Cynk, który w 2010 roku był najgorzej notowany, ma zyskać 21 proc., a najmniejszy zysk nieprzekraczający 7 proc. da inwestycja w kawę Arabica, której cena w minionym tygodniu osiągnęła 13-letnie maksimum. Analitycy Goldman Sachs przewidują, że najbardziej będą drożały te z nich, w których
Chiny są najmniej samowystarczalne, i te, które mają najmniej wolnych mocy produkcyjnych. Będą to zatem przede wszystkim ropa naftowa, miedź, bawełna, soja i platyna. Bank ten 13 grudnia opublikował prognozę, w której przewiduje 18-proc. wzrost cen surowców w najbliższych 12 miesiącach, przy czym najbardziej, średnio o 28 proc., mają zdrożeć metale szlachetne, szczególnie złoto.
W 2011 roku inwestorzy zwiększyli swoje pozycje w tych aktywach o 22 proc., do 17,39 tys. ton o łącznej wartości około 111 mld dol.
Nieruchomości
Więcej nowych mieszkań w ofercie, stabilne ceny na rynku pierwotnym i nieznaczne spadki na wtórnym – to prawdopodobny scenariusz. Według Macieja Dymkowskiego, szefa portalu nieruchomości Tabelaofert.pl, ten rok na pierwotnym rynku mieszkaniowym nie powinien przynieść znaczących zmian. – W związku z wprowadzaniem przez deweloperów nowych projektów zapewne zwiększy się podaż. Nie spowoduje to jednak obniżki cen, które powinny być stabilne. A to za sprawą popytu, który raczej nie wzrośnie – prognozuje Dymkowski. Dodaje, że przyczyni się do tego ostrożna
polityka przyznawania kredytów hipotecznych oraz spadek wskaźników związanych z programem dopłat do kredytów w programie “Rodzina na swoim” .
– Będziemy mieli do czynienia ze stabilizacją, jeśli tylko wskaźniki makroekonomiczne będą się nadal poprawiać i nie dojdzie do żadnych negatywnych wydarzeń o zasięgu globalnym – prognozuje Krzysztof Nowak z działu badań i analiz w Emmersonie, firmie doradczej i pośredniczącej w obrocie nieruchomościami. – Należy się spodziewać utrzymania cen mieszkań na dotychczasowym poziomie oraz postępującego wzrostu liczby transakcji – dodaje. Według analityka istotny wpływ na rynek może mieć m.in. ostateczny kształt i termin wprowadzenia zmian w RNS, a także bankowe rekomendacje: T i S II.
Także Michał Kosiedowski, wiceprezes zarządu sieciowej agencji nieruchomości Metrohouse & Partnerzy, uważa: – Podwyżka stawki VAT, często wykorzystywana w działaniach marketingowych deweloperów, będzie mieć marginalne znaczenie w kształtowaniu się cen nowych mieszkań – ocenia. – Nieco więcej zamieszania mogą spowodować zmiany w programie RNS – podkreśla.
Marta Kosińska, analityk z serwisu Szybko.pl, twierdzi z kolei, że ograniczenie dopłat w RNS tylko do rynku pierwotnego ograniczy popyt na rynku wtórnym, co może się przełożyć na obniżki cen.
+ Opinie ekspertów.