lukkaz
Użytkownik
Spotkanie: FC Barcelona – Paris Saint Germain
Typ: over 3,5
Kurs: 2,34
Buk: Pinnacle
Dziś o godz. 20:45 w rewanżowej konfrontacji w 1/4 Lidze Mistrzów na Camp Nou zmierzą się FC Barcelona i Paris Saint Germain. Miałem przyjemność oglądać ligowe mecze obu ekip rozegrane w sobotę – dlatego uważam, iż to właśnie ten mecz będzie bardziej obfitował w bramki, zabójcze kontry, niebywałe akcje oraz zaskakujące zwroty wydarzeń – niż w zasadzie rozstrzygnięte spotkanie rozegrane na Juventus Arena. Dlaczego tak sądzę? Zachęcam do spędzenia 5 minut na przedmeczowej analizie tego spektaklu.
Gospodarze to lider Primera Division – trzynastopunktowa przewaga nad Realem i szesnastopunktowa nad Atletico w zasadzie sprawia, iż tytuł Mistrza Hiszpanii piłkarze Tito Vilanovy mają zapewniony. W Pucharze zwycięski marsz został zakończony na półfinałowej konfrontacji z Realem Madryt. FCB przeżywało ogromny kryzys na przełomie lutego i marca – dwie porażki z Realem (w tym pucharowa na własnym obiekcie) oraz porażka z AC Milan sprawiały, iż pod wątpliwość poddawano jakość katalońskiego futbolu, a najwięksi pesymiści wieszczyli już „koniec pewnej ery”. Ostatnie wyniki (4:0 z Milanem, zwycięstwa ligowe) zmuszają jednak komentatorów do, jeśli nie odwołania, to do chociaż zawieszenia tego pytania do rewanżowego spotkania z PSG.
W spotkaniu z Majorką Barcelona wystąpiła w mocno okrojonym składzie – z podstawowego składu ujrzeliśmy Iniestę, Cesca Fabregasa i Daniego Alvesa. Reszta składu to zawodnicy z ławki rezerwowych, wymagający rozegrania, wracający po kontuzji lub wręcz z Barcelony B – tak jak Gerard Deulofeu. Pierwsze 18 minut to gra Barcelony – lekko irytująca np. fanów angielskiej piłki oraz ludzi, który postawili wysoki handicap meczowy (tak jak ja). W 2 minuty FCB wyprowadziło 2 nokautujące ciosy – Cesc Fabregas oraz Alexis Sanchez trafili do siatki - po podaniu z klepki i totalnym rozłożeniu obrony gości, oraz po dobitce strzału.
Zaczął się niesamowity taniec Barcelony – w katalońskim teatrze, w obliczu wyniku ukazali nam się główni bohaterowie spektaklu. Potężny, z łatwością pokonujący przeciwności losu heros jak i będący zarazem artystą w swoim fachu, świadomym swej wielkości bohater w bordowo – granatowym stroju. Naprzeciw niego – Dawid, bezsilny, zrozpaczony, z autentycznym przerażeniem w oczach myślący tylko o przetrwaniu, o bezsensie swoich starań i o niesamowitym dramatyzmie swojego położenia. Dwóch aktorów – oklaskiwanych przez publikę – kapitalnie bawiącą się wraz ze zwycięzcą pojedynku. W obliczu tego festiwalu piłkarze Majorki zostali kompletnie sami, kompletnie osamotnieni z ciężarem który mieli nieść jeszcze 4-krotnie dłużej. Samotni, mimo iż ich walkę oglądało na stadionie kilkadziesiąt tysięcy osób.
Barca wróciła do swojego irytującego stylu – podania „tiki-taka”, totalne posiadanie piłki, zabawa z rywalem. Majorka broniła w zasadzie całą drużyną, bez większego powodzenia, o czym świadczą bramki Sancheza i Cesca. 4:0 kończy się pierwsza połowa – spotkania niezbyt emocjonującego i bardzo przewidywalnego. Jednak – czy miał ktoś jakieś wątpliwości że może być inaczej?
Po przerwie, w 48. minucie po podaniu Iniesty Cesc Fabregas znajduje się z piłką w polu karnym. Ze spokojem ogrywa wszystkich uczestniczących w rozpaczliwej obronie piłkarzy Majorki zdobywając hattricka. Manita Barcelony – publiczność z nadzieją oczekuje kolejnych bramek, kolejnej porcji krwi przeciwnika, ale nie rywala – jak bowiem skomentować sytuację w której piłkarze nie są w stanie wyjść z jakimkolwiek kreatywnym atakiem, będąc kompletnie bezradnym zarówno w ofensywie jak i co gorsza w defensywie…
Na tym spotkanie „na poziomie” właściwie się kończy – stałe fragmenty gry wykonuje Pique, strzały na pokaz, wejście Deulofeu który nie zaprezentował nic ciekawego oprócz skrajnego samolubstwa, nieskutecznego, podwórkowego dryblingu. Na stadionie festyn, niczym nie przypominający stadionu piłkarskiego w innych częściach świata. Z jednej strony, trudno wymagać żywiołowego dopingu, gdy wszystko już rozstrzygnięte. Z drugiej strony – mecz dla większości kibiców był chyba tylko dodatkiem do magicznego barcelońskiego weekendu.
W 70. minucie wchodzi Eric Abidal, oczywiście towarzyszą mu owacje na stojąco. Od 48. minuty jednak to nie jest mecz, a radosne oczekiwanie na koniec spotkania. Mecz kończy się wynikiem 5:0 – rezultatem niewymagającym od Barcy żadnego wysiłku, będącego czymś oczywistym, naturalnym. Szkoda że na tym barcelońskim festynie nie odnaleźli się piłkarze Majorki.
Jakże inne spotkanie oglądaliśmy na Rennes – tam PSG rozgrywało swój wyjazdowy mecz ligowy. Na Stade de la Route de Lorient obejrzeliśmy kompletnie inne widowisko. Przed meczem gospodarze byli 10. ekipą Ligue 1 z 42 punktami na koncie. PSG to lider francuskiej ekstraklasy – w 30 meczach zdobył aż 61 punktów.
Stade Rennais zaskoczyło Paris Saint Germain. Zagrało – szczególnie w drugiej agresywnie, wyprowadzając kontry rodem z Derbów Manchesteru. Druga połowa przypominała rollercoaster – akcje z jednej strony na drugą, festiwal kontr. Każda minuta to, co ważne niespodziewana (!), walka obu ekip co chwile przesuwana z jedne w drugie pole karne. Piłkarze z Rennes zagrali otwarty futbol, co przyniosło pozytywne rezultaty – Konradsen, Pajot, Diallo, Diarra, Feret i Sane wyprowadzali akcje sprawiające ogromne zagrożenie pod polem karnym Sirigu. Liczne strzały oraz akcje na pełnej szybkości wyprowadzane skrzydłami spotykały się z coraz bardziej żywiołowym dopingiem publiczności. Piłkarzom gospodarzy zabrało jednak jednego – skuteczności, której PSG ma pod dostatkiem.
Bramkę na 0:1 po indywidualnej akcji zdobył Menez – mijając wszystkich rywali wpadł w pole karne i strzelił nie do obrony dla bramkarza gospodarzy. Mimo arcygroźnych kontr nie udało się gospodarzom ukuć PSG – które zagrało przeciętne spotkanie w defensywie. Mimo chaosu, wybijania piłek na oślep, dzięki dużej dozie szczęścia i dobrej postawie Sirigu PSG zachowało czyste konto.
Ostatnia minuta meczu: Rennes wychodzi z kontrą, ta kończy się niepowodzeniem, z kolejną kontrą wychodzi PSG. Podanie do Beckhama wbiegającego z prawej flanki, podcinka Becks’a nad bramkarzem, piłka zmierzająca do bramki jeszcze dobita przez Ibrahimovicia. 0:2, koniec spotkania.
Wynik nie oddający charakteru meczu oraz pracy Stade Rennais włożonej w tej spotkanie. Gospodarze zasłużyli co najmniej na bramkę, jednak zabójczą skuteczność PSG w końcówkach meczów znów okazała się być najmocniejszym atutem Paryżan.
Obie ekipy wygrały swoje spotkania – Barca 5:0 - bez jakiegokolwiek oporu rywala, PSG 2:0 – po meczu walki, festiwalu kontr i akcji ofensywnych, trochę niesłusznie. Jakie będzie dzisiejsze spotkanie?
Uważam, iż po piłkarskim Matrix’ie (porównanie nieprzypadkowe) czeka nas mecz pełen napięcia i dramaturgii. Chociaż szczyt ćwierćfinałowych emocji mieliśmy okazję oglądać w Dortmundzie cos czuje że to nie koniec podobnych emocji w Champions League. Wynik 2:2 choć korzystny dla Barcy nie zamyka drogę Paryżanom do awansu. Szczególnie, iż gra z kontry to broń która okazała się być skuteczna na Dumę Katalonii – mowa tu o Chelsea pod wodzą Roberto Di Matteo.
Barcelona nie wystawi optymalnego składu na to spotkanie - nie zagrają kontuzjowani Javier Mascherano i Carles Puyol. Jak przewidują media na boisku ujrzymy Pique oraz któregoś z pomocników w linii obrony. W meczu zagrają jednak wypoczęci zawodnicy nie grający w meczu z Majorką oraz Messi, która został powołany do kadry meczowej.
PSG nie wystawi do meczu Matuidiego. Thiago Silva prawdopodobnie wystąpi w spotkaniu w Barcelonie, mimo iż poddawano pod wątpliwość jego występ w meczu na Camp Nou.
Prawdopodobne składy:
Barcelona: Valdes - Alba, Adriano, Pique, Alves, Xavi, Busquets, Iniesta, Villa, Fabregas, Pedro
PSG: Sirigu - Jallet, Alex, Thiago Silva, Maxwell, Verratti, Beckham, Lavezzi, Lucas, Menez, Ibrahimović
Wróćmy do pytania postawionego na wstępie – który mecz będzie ciekawszy, spotkanie marek Juve-Bayern czy starcie ataku pozycyjnego z ekipą najlepiej kontrująca w Europie? Uważam, iż pierwsze spotkanie zakończy się remisem lub minimalną wygrana jednej ze stron – mimo wszystko temat awansu wydaje się być rozstrzygnięty. W meczu Barcy z PSG nic nie jest przesądzone – PSG nie ma nic do stracenia, zagra swój futbol, który idealnie pasuje pod drużynę taką jak Barca. Nie musza mieć długo piłki by stworzyć zagrożenie – i to jest atut tego spotkania. Wszystko co najlepsze dziś zostanie pokazane w Barcelonie. Camp Nou to piękna oprawa zarówno dla barcelońskiego tańca z piłką jak i zapierających dech w piersiach kontr.
Spektakl obejrzą Państwo na TVP 1 od 20:25. Jeden z nielicznych wyborów tej stacji, który nie spotkał się z krytyką fanów piłki nożnej w Polsce. Mam nadzieje, że mecz skomentuje Dariusz Szpakowski – tylko on jest w stanie oddać klimat tego wydarzenia, które zapowiada się na piłkarską ucztę.
Nie wiem kto awansuje, jak potoczy się to spotkanie, kto pierwszy zada cios i na jakim wyniku (choć tutaj obstawiałbym over 3,5) się skończy. Dajmy się po prostu porwać magii futbolu, podróży w nieznane, na Camp Nou gdzie zobaczymy „coś więcej niż mecz”.
TVP 1, Canal + Sport, 20:45 - siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy…
100
Typ: over 3,5
Kurs: 2,34
Buk: Pinnacle
Dziś o godz. 20:45 w rewanżowej konfrontacji w 1/4 Lidze Mistrzów na Camp Nou zmierzą się FC Barcelona i Paris Saint Germain. Miałem przyjemność oglądać ligowe mecze obu ekip rozegrane w sobotę – dlatego uważam, iż to właśnie ten mecz będzie bardziej obfitował w bramki, zabójcze kontry, niebywałe akcje oraz zaskakujące zwroty wydarzeń – niż w zasadzie rozstrzygnięte spotkanie rozegrane na Juventus Arena. Dlaczego tak sądzę? Zachęcam do spędzenia 5 minut na przedmeczowej analizie tego spektaklu.
Gospodarze to lider Primera Division – trzynastopunktowa przewaga nad Realem i szesnastopunktowa nad Atletico w zasadzie sprawia, iż tytuł Mistrza Hiszpanii piłkarze Tito Vilanovy mają zapewniony. W Pucharze zwycięski marsz został zakończony na półfinałowej konfrontacji z Realem Madryt. FCB przeżywało ogromny kryzys na przełomie lutego i marca – dwie porażki z Realem (w tym pucharowa na własnym obiekcie) oraz porażka z AC Milan sprawiały, iż pod wątpliwość poddawano jakość katalońskiego futbolu, a najwięksi pesymiści wieszczyli już „koniec pewnej ery”. Ostatnie wyniki (4:0 z Milanem, zwycięstwa ligowe) zmuszają jednak komentatorów do, jeśli nie odwołania, to do chociaż zawieszenia tego pytania do rewanżowego spotkania z PSG.
W spotkaniu z Majorką Barcelona wystąpiła w mocno okrojonym składzie – z podstawowego składu ujrzeliśmy Iniestę, Cesca Fabregasa i Daniego Alvesa. Reszta składu to zawodnicy z ławki rezerwowych, wymagający rozegrania, wracający po kontuzji lub wręcz z Barcelony B – tak jak Gerard Deulofeu. Pierwsze 18 minut to gra Barcelony – lekko irytująca np. fanów angielskiej piłki oraz ludzi, który postawili wysoki handicap meczowy (tak jak ja). W 2 minuty FCB wyprowadziło 2 nokautujące ciosy – Cesc Fabregas oraz Alexis Sanchez trafili do siatki - po podaniu z klepki i totalnym rozłożeniu obrony gości, oraz po dobitce strzału.
Zaczął się niesamowity taniec Barcelony – w katalońskim teatrze, w obliczu wyniku ukazali nam się główni bohaterowie spektaklu. Potężny, z łatwością pokonujący przeciwności losu heros jak i będący zarazem artystą w swoim fachu, świadomym swej wielkości bohater w bordowo – granatowym stroju. Naprzeciw niego – Dawid, bezsilny, zrozpaczony, z autentycznym przerażeniem w oczach myślący tylko o przetrwaniu, o bezsensie swoich starań i o niesamowitym dramatyzmie swojego położenia. Dwóch aktorów – oklaskiwanych przez publikę – kapitalnie bawiącą się wraz ze zwycięzcą pojedynku. W obliczu tego festiwalu piłkarze Majorki zostali kompletnie sami, kompletnie osamotnieni z ciężarem który mieli nieść jeszcze 4-krotnie dłużej. Samotni, mimo iż ich walkę oglądało na stadionie kilkadziesiąt tysięcy osób.
Barca wróciła do swojego irytującego stylu – podania „tiki-taka”, totalne posiadanie piłki, zabawa z rywalem. Majorka broniła w zasadzie całą drużyną, bez większego powodzenia, o czym świadczą bramki Sancheza i Cesca. 4:0 kończy się pierwsza połowa – spotkania niezbyt emocjonującego i bardzo przewidywalnego. Jednak – czy miał ktoś jakieś wątpliwości że może być inaczej?
Po przerwie, w 48. minucie po podaniu Iniesty Cesc Fabregas znajduje się z piłką w polu karnym. Ze spokojem ogrywa wszystkich uczestniczących w rozpaczliwej obronie piłkarzy Majorki zdobywając hattricka. Manita Barcelony – publiczność z nadzieją oczekuje kolejnych bramek, kolejnej porcji krwi przeciwnika, ale nie rywala – jak bowiem skomentować sytuację w której piłkarze nie są w stanie wyjść z jakimkolwiek kreatywnym atakiem, będąc kompletnie bezradnym zarówno w ofensywie jak i co gorsza w defensywie…
Na tym spotkanie „na poziomie” właściwie się kończy – stałe fragmenty gry wykonuje Pique, strzały na pokaz, wejście Deulofeu który nie zaprezentował nic ciekawego oprócz skrajnego samolubstwa, nieskutecznego, podwórkowego dryblingu. Na stadionie festyn, niczym nie przypominający stadionu piłkarskiego w innych częściach świata. Z jednej strony, trudno wymagać żywiołowego dopingu, gdy wszystko już rozstrzygnięte. Z drugiej strony – mecz dla większości kibiców był chyba tylko dodatkiem do magicznego barcelońskiego weekendu.
W 70. minucie wchodzi Eric Abidal, oczywiście towarzyszą mu owacje na stojąco. Od 48. minuty jednak to nie jest mecz, a radosne oczekiwanie na koniec spotkania. Mecz kończy się wynikiem 5:0 – rezultatem niewymagającym od Barcy żadnego wysiłku, będącego czymś oczywistym, naturalnym. Szkoda że na tym barcelońskim festynie nie odnaleźli się piłkarze Majorki.
Jakże inne spotkanie oglądaliśmy na Rennes – tam PSG rozgrywało swój wyjazdowy mecz ligowy. Na Stade de la Route de Lorient obejrzeliśmy kompletnie inne widowisko. Przed meczem gospodarze byli 10. ekipą Ligue 1 z 42 punktami na koncie. PSG to lider francuskiej ekstraklasy – w 30 meczach zdobył aż 61 punktów.
Stade Rennais zaskoczyło Paris Saint Germain. Zagrało – szczególnie w drugiej agresywnie, wyprowadzając kontry rodem z Derbów Manchesteru. Druga połowa przypominała rollercoaster – akcje z jednej strony na drugą, festiwal kontr. Każda minuta to, co ważne niespodziewana (!), walka obu ekip co chwile przesuwana z jedne w drugie pole karne. Piłkarze z Rennes zagrali otwarty futbol, co przyniosło pozytywne rezultaty – Konradsen, Pajot, Diallo, Diarra, Feret i Sane wyprowadzali akcje sprawiające ogromne zagrożenie pod polem karnym Sirigu. Liczne strzały oraz akcje na pełnej szybkości wyprowadzane skrzydłami spotykały się z coraz bardziej żywiołowym dopingiem publiczności. Piłkarzom gospodarzy zabrało jednak jednego – skuteczności, której PSG ma pod dostatkiem.
Bramkę na 0:1 po indywidualnej akcji zdobył Menez – mijając wszystkich rywali wpadł w pole karne i strzelił nie do obrony dla bramkarza gospodarzy. Mimo arcygroźnych kontr nie udało się gospodarzom ukuć PSG – które zagrało przeciętne spotkanie w defensywie. Mimo chaosu, wybijania piłek na oślep, dzięki dużej dozie szczęścia i dobrej postawie Sirigu PSG zachowało czyste konto.
Ostatnia minuta meczu: Rennes wychodzi z kontrą, ta kończy się niepowodzeniem, z kolejną kontrą wychodzi PSG. Podanie do Beckhama wbiegającego z prawej flanki, podcinka Becks’a nad bramkarzem, piłka zmierzająca do bramki jeszcze dobita przez Ibrahimovicia. 0:2, koniec spotkania.
Wynik nie oddający charakteru meczu oraz pracy Stade Rennais włożonej w tej spotkanie. Gospodarze zasłużyli co najmniej na bramkę, jednak zabójczą skuteczność PSG w końcówkach meczów znów okazała się być najmocniejszym atutem Paryżan.
Obie ekipy wygrały swoje spotkania – Barca 5:0 - bez jakiegokolwiek oporu rywala, PSG 2:0 – po meczu walki, festiwalu kontr i akcji ofensywnych, trochę niesłusznie. Jakie będzie dzisiejsze spotkanie?
Uważam, iż po piłkarskim Matrix’ie (porównanie nieprzypadkowe) czeka nas mecz pełen napięcia i dramaturgii. Chociaż szczyt ćwierćfinałowych emocji mieliśmy okazję oglądać w Dortmundzie cos czuje że to nie koniec podobnych emocji w Champions League. Wynik 2:2 choć korzystny dla Barcy nie zamyka drogę Paryżanom do awansu. Szczególnie, iż gra z kontry to broń która okazała się być skuteczna na Dumę Katalonii – mowa tu o Chelsea pod wodzą Roberto Di Matteo.
Barcelona nie wystawi optymalnego składu na to spotkanie - nie zagrają kontuzjowani Javier Mascherano i Carles Puyol. Jak przewidują media na boisku ujrzymy Pique oraz któregoś z pomocników w linii obrony. W meczu zagrają jednak wypoczęci zawodnicy nie grający w meczu z Majorką oraz Messi, która został powołany do kadry meczowej.
PSG nie wystawi do meczu Matuidiego. Thiago Silva prawdopodobnie wystąpi w spotkaniu w Barcelonie, mimo iż poddawano pod wątpliwość jego występ w meczu na Camp Nou.
Prawdopodobne składy:
Barcelona: Valdes - Alba, Adriano, Pique, Alves, Xavi, Busquets, Iniesta, Villa, Fabregas, Pedro
PSG: Sirigu - Jallet, Alex, Thiago Silva, Maxwell, Verratti, Beckham, Lavezzi, Lucas, Menez, Ibrahimović
Wróćmy do pytania postawionego na wstępie – który mecz będzie ciekawszy, spotkanie marek Juve-Bayern czy starcie ataku pozycyjnego z ekipą najlepiej kontrująca w Europie? Uważam, iż pierwsze spotkanie zakończy się remisem lub minimalną wygrana jednej ze stron – mimo wszystko temat awansu wydaje się być rozstrzygnięty. W meczu Barcy z PSG nic nie jest przesądzone – PSG nie ma nic do stracenia, zagra swój futbol, który idealnie pasuje pod drużynę taką jak Barca. Nie musza mieć długo piłki by stworzyć zagrożenie – i to jest atut tego spotkania. Wszystko co najlepsze dziś zostanie pokazane w Barcelonie. Camp Nou to piękna oprawa zarówno dla barcelońskiego tańca z piłką jak i zapierających dech w piersiach kontr.
Spektakl obejrzą Państwo na TVP 1 od 20:25. Jeden z nielicznych wyborów tej stacji, który nie spotkał się z krytyką fanów piłki nożnej w Polsce. Mam nadzieje, że mecz skomentuje Dariusz Szpakowski – tylko on jest w stanie oddać klimat tego wydarzenia, które zapowiada się na piłkarską ucztę.
Nie wiem kto awansuje, jak potoczy się to spotkanie, kto pierwszy zada cios i na jakim wyniku (choć tutaj obstawiałbym over 3,5) się skończy. Dajmy się po prostu porwać magii futbolu, podróży w nieznane, na Camp Nou gdzie zobaczymy „coś więcej niż mecz”.
TVP 1, Canal + Sport, 20:45 - siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy…
100