Rok ze Smudą, czyli rok smutnej prawdy
To już rok. Jaki był? Kiepski. Gdyby nie naiwna wiara, że kolejny będzie lepszy, a jeszcze kolejny to już w ogóle wybitny, Franciszka Smudę należałoby zwolnić lub – jak mawia Janek Tomaszewski – wypierdolić dyscyplinarnie. Jest „Franz” jednak w zupełnie innej sytuacji niż każdy poprzedni selekcjoner. Wynajęto go do konkretnego celu – do stworzenia zespołu na Euro 2012. Jego poprzednicy coś tam zawsze mieli miesiąc w miesiąc do zrobienia, do udowodnienia, jakieś
eliminacje, jakieś baraże, turniej – cokolwiek, by dało się ich rozliczyć. A Franek siedzi i mówi: spokojnie, jeszcze prawie dwa lata!
Przez rok wygraliśmy z Kanadą, Bułgarią, Tajlandią i Singapurem. Natomiast nie wygraliśmy z Serbią, Finlandią, Ukrainą, Stanami Zjednoczonymi, Ekwadorem, Rumunią, Danią, Hiszpanią, Kamerunem i Australią. Cztery zwycięstwa w czternastu meczach to raczej nędzny bilans, a gdyby potraktować wyjazd do Tajlandii jako tournee kadry polskiej ligi, zamiast oszukiwać, że to była reprezentacja, liczby wyglądałyby jeszcze gorzej: dwa zwycięstwa w jedenastu spotkaniach. To pachnie Cracovią. No dobra, Śląskiem Wrocław. Pachnie spadkiem z ligi, białymi chusteczkami. Hmm… Taki bilans pachnie zmianą trenera.
Ale zmiany nie będzie, bo wiadomo – za wcześnie. Zmiana będzie po Euro 2012, kiedy już przerżniemy ten turniej z hukiem. Na razie obowiązuje hasło „za wcześnie na oceny” lub „jesteśmy w połowie drogi”. Nie przeszkadza zaznaczać, że „zmierzamy w dobrym kierunku” i że jeśli ktoś tego nie dostrzega, to znaczy, że jest głupi.
Smuda chowa się więc za kalendarzem – hola, hola, mamy dopiero 2010 rok! A mój zespół ma być gotowy w 2012! Niemniej nasuwa się pytanie, czy
praca nie powinna być podzielona na jakieś etapy i czy weryfikacja nie powinna następować systematycznie. Raz w życiu obejrzymy finały mistrzostw Europy rozgrywane w Polsce i trochę nierozsądnie byłoby nie interweniować tylko dlatego, że jeszcze sędzia nie odgwizdał naszej porażki. Nierozsądnie byłoby nie interweniować tylko dlatego, że świat jeszcze nie zdążył nas wyśmiać.
Jak budujesz dom i widzisz, że napruci budowlańcy wszystko robią na opak i że dach runie przy pierwszym deszczu, to wtedy mówisz: - Panowie, nie chcę was widzieć. Wzywam fachowców!
I oni nie odpowiadają: - Hej, facet, co ty gadasz, dom miał być gotowy za rok? To będzie! Spadaj pan!
Po prostu czasami zdarzają się takie sytuacje, że trzeba uniemożliwić innej osobie wykonanie zadania i zniwelować szkody.
Niestety, Franciszek Smuda wygląda dziś na człowieka, któremu należy uniemożliwić wykonanie zadania. Będzie krzyczał, tupał, wierzgał nogami, syczał złowrogo i wymachiwał rękoma. Ale już dziś – po roku – można sobie powiedzieć: sorry, to była pomyłka.
Tak... Franek jedzie autobusem pełnym ludzi, jedzie źle, niebezpiecznie, nierozsądnie, zarzuca nim na prawo i lewo. Jedzie jak ten Polak pod Grenoble, jedzie trasą za trudną dla siebie, hamulce nie wytrzymują. Jedzie jak amator. Jedzie na spotkanie ze śmiercią.
Ale mówi: - Dojadę!
Ludzie modlą się, odmawiają różaniec, dzwonią do rodzin i płaczą do słuchawek, trzymają się za ręce.
Ale Franek mówi: - Dojadę!
Można go jeszcze zatrzymać. Można zmienić kierowcę. Ale Franek mówi: - Chcieliście bym was dowiózł na miejsce? To się nie wtrącać! Zamknąć gęby! Dowiozę!
I tak będą wszyscy siedzieli grzecznie, szlochali, mdleli, aż w końcu autokar runie w przepaść. Nie dowiózł.
Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że kolejny trener byłby lepszy, ale tym bardziej nie ma gwarancji, że nagle w lepszego przeobrazi się „Franz”. On po prostu na selekcjonera nie pasuje. Ani pod względem fachowości, ani pod względem mentalności.
Dziś niestety reprezentacją rządzi człowiek:
- niekonsekwentny
- leniwy
- wulgarny
- nieobyty
- niewykształcony
I tak dalej… Aż smutno to pisać. Smuda przekonywał, że będzie zupełnie inny niż Beenhakker, a co się za tymi słowami kryło? Że zabrał żonę na pierwsze zagraniczne zgrupowanie, na jakie poleciał. Że nie chciało mu się oglądać finałów mistrzostw świata w RPA i wybrał urlop w Hiszpanii. Że zjazd selekcjonerów z całego świata nie był dla niego specjalnie interesujący. Że od meczu ligowego wolał wizytę w programie „Zabij mnie śmiechem”. Że mówi jedno, a robi drugie. Że miała być kadra poukładana w pięć minut, a nie jest w rok. Że miała być dyscyplina, a jednak jej brak. Że miało nie być taśmowej produkcji reprezentantów, a tymczasem powołał już sześćdziesięciu. Że taktycznie jesteśmy bardziej bezradni niż kiedykolwiek. Że koncepcja składu na Euro 2012, koncepcja szkieletu drużyny, zmienia się co pięć minut.
Po roku nie mamy nic. Po roku! A zostało w zasadzie tylko drugie tyle. Jeszcze jeden rok i trzeba będzie być w gazie, trzeba będzie wyglądać jak zespół gotowy do walki na Euro 2012. Czy dziś, po roku, mamy kręgosłup zespołu? Nie. Czy mamy sztab? Też nie. Czy jest cokolwiek, w czym już teraz jesteśmy gotowi? Czy przez rok stworzyliśmy jakiś zarys planu przygotowań? Czy postępujemy według jakiegoś klucza? Czy jest coś do odhaczenia – „zrobione”?
Niestety, wszystko się dzieje z przypadku. Franciszek Smuda przeprowadził 54 treningi, ale jak sam twierdzi – na stałe fragmenty gry dopiero przyjdzie czas. Na skompletowanie sztabu – też przyjdzie. Boimy się, że na dotkliwe porażki – również.
Franek nie jest miękkim ****em robiony, ranking FIFA go wkurwia, nie chce mu się rozmawiać o drużynach z buszu. Za to może opowiedzieć „kavala” o Smolarku albo o Borucu, czyli kobiecie w ciąży. Na razie dajcie mu pracować – w końcu „Matuszczyk i Bandrowski są jak Xavi i Iniesta”, a Lewandowski „jak młody Cruyff”. A jak komuś Smuda nie pasuje, niech zatrudni turystę z Antarktydy.
Ten rok udowodnił, że mamy selekcjonera bez pomysłu na kadrę, na siebie, bez koncepcji i bez klasy, bez zdolności przewidywania, czyli w dużej mierze niewystarczająco inteligentnego. Jeszcze tylko kilkanaście miesięcy i zaczną mówić to wszyscy na głos.
Mądry Polak po szkodzie.
http://www.weszlo.com/news/5769