Manchester United - Arsenal Londyn
Nietypowo, bo w poniedziałek czeka nas jedno z najbardziej interesujących spotkań w całym sezonie Premiership. Ba, jest to jeden z ważniejszych meczów na Starym Kontynencie. Wszyscy zapewne pamiętamy jak przebiegały mecze między zainteresowanymi jeszcze kilka lat temu. Ferguson wrzucał na Wengera, że gra dziećmi ze szkoły. Francuz nigdy nie był dłużny i zawsze wygłaszał sądy o wątpliwej potędze MU. Czyli dobra napinka na najlepszym poziomie. O wielokrotnych starciach kapitanów: Keane'a i Vieriry już nie wspomnę. W tym roku jakoś przycichło, trener Czerwonych Diabłów siedzi cicho, podobnie jak opiekun Kanonierów. Stan zapalny wzbudził jednak Patrice Evra, który stwierdził, że dzisiejszy rywal jego drużyny to nic więcej niż ośrodek szkoleniowy dla młodzieży. Przejdźmy jednak do konkretów, czyli samego spotkania. Jeszcze kilka kolejek temu wydawało się, że dzisiejsi rywale będą walczyć jedynie o drugie miejsce w tabeli. Ale kto mógł się spodziewać, że kryzys spotka Chelsea Londyn i The Blues zaczną seryjnie tracić punkty? Walka o mistrzostwo rozgorzała znowu i jest to bardzo dobre dla atrakcyjności ligi. Jako pierwsi na tapetę idą gospodarze. Chłopcy Fergusona na obecną chwilę są na trzecim miejscu w tabeli, jednak rozegrali dwa spotkania mniej od reszty i jedno mniej od dzisiejszych rywali. Jeśli dzisiaj zdobędą komplet punktów to zajmą pozycję lidera. Gospodarze dzisiejszego meczu dość słabo zaczęli sezon. W ich grze było po prostu widać, że męczą się. Ale ostatnio wszystko wygląda coraz lepiej. Po zamieszaniu z ewentualnym transferem do Manchesteru City wrócił Rooney. Nie muszę nikomu mówić jak ważnym zawodnikiem w zespole United jest angielski napastnik. Poza tym widać, że Wayne jest w dobrej formie. Do tego dochodzi grający sezon życia Berbatow, który w lidze zdobył już 11 bramek. Powtórzę jakby ktoś miał wątpliwości: Bułgar w obecnych rozgrywkach trafiał do siatki rywali już jedenaście razy. Zaskakująco dobrze w roli jokera sprawuje się Javier Hernandez. Popularny "Chicarito" szybko wkomponował się w nowy zespół i już nie raz pokazał, że potencjał ma naprawdę duży. Nie należy zapominać, że świetny sezon rozgrywa Nani. Bardzo ważne w kontekście dzisiejszego meczu są powroty dwóch piłkarzy, którzy są prawdziwymi opokami Czerwonych Diabłów, czyli Ferdiannda i Scholesa. Ten pierwszy już nie jest tak dobrym zawodnikiem jak trzy czy cztery lata temu. Wiadomo, że dynamika nie ta itp. Ale to wciąż jeden z lepszych stoperów w całej Europie. W parze z Vidiciem tworzy naprawdę świetny duet stoperów. Ważny jest też powrót Scholesa, który jest prawdziwym liderem środka pola Manchesteru. Poprzednie lata pokazały, że rudowłosy pomocnik najczęściej wychodził tylko w najważniejszych meczach i z reguły nie zawodził. Ogólnie to gospodarze są w dobrej formie. Tak jak już powiedziałem: wrócił Rooney i to jest mega wzmocnienie. Ostatnie mecze z Blackburn czy nawet z Valencią pokazały, że Czerwone Diabły są w bardzo dobrej formie. Mecz z Hiszpanami powinien się zakończyć wynikiem 3-1 albo 4-1. Jednak chłopcy Fergusona byli strasznie nieskuteczni. Dzisiaj już muszą mieć lepiej nastawione celowniki. Wierzę, że zdają sobie sprawę z ciężaru gatunkowego meczu i zadbają o lepszą skuteczność. Arsenal na chwilę obecną jest pierwszy w tabeli, ale jak już wspomniałem: w przypadku ich dzisiejszej porażki mogą stracić to zaszczytne miejsce. Kanonierzy wygrywają mecze i gromadzą sukcesywnie punkty, ale mnie swoją grą absolutnie nie przekonują. Skoro taki Camara z Fulham czy Cleo z Partizana kręcą ich obroną niemiłosiernie to co będą dzisiaj robić atakujący Manchesteru? Wiele osób zarzuca Wengerowi, że jego podopieczni wciąż są niedoświadczeni i nie przygotowani na wielkie sukcesy. Francuz sukcesywnie odpiera te zarzuty twierdząc, że piłkarze Arsenalu zagrali już multum meczów i są naprawdę ograni. W sumie pan Wenger ma rację, ale ja twierdzę, że piłkarzom gości wciąż czegoś brakuje. Pokazują to zresztą ostatnie spotkania z mocarzami Premiership. Arsenal nie wygrał ostatnich dziesięciu spotkań z Chelsea i Manchesterem. Duże zależy od tego czy dzisiaj zagrają zawodnicy, którzy na chwilę obecną są niepewni występu, czyli Clichy i Fabregas. Może to zabrzmi jak herezja, ale twierdzę, że występ Cesca dzisiaj byłby dla gości ... osłabieniem. Hiszpan w tym sezonie nie jest w najwyższej formie, a nie spodziewam się, że po kontuzji momentalnie taką osiągnie. Motorem napędowym Arsenalu w ostatnich tygodniach jest z pewnością Samir Nasri. Tylko pytanie, czy Francuz dzisiaj udźwignie ciążącą na nim presję? Myślę, że najsłabszą formacją Kanonierów jest obrona. W meczach z Fulham czy Partizanem nie raz defensorzy popełniali proste błędy. A dzisiejszy rywali będzie umiał je skrzętnie wykorzystać. Tak więc podsumowując, moim faworytem dzisiaj są gospodarze. Przemawia za nimi własny tera, zwyżkująca forma, a także powroty Ferdinanda i Scholesa. Kurs jest całkiem dobry, więc decyduje się na jedyneczkę w tym meczu.
MU 1,95