Chciałem napisać swoje podsumowanie roku, ale znalazłem ten temat i z chęcią się wypowiem.
Czy moim zdaniem granie u bukmachera jest opłacalne? Tak.
Czy każdy może wygrywać? Absolutnie nie.
Czy jestem wstanie zarabiać na bukmacherce? Tak.
Czy będę to robił? Nie.
Dlaczego? Bo to zabawa na cały etat i bez zaangażowania się w 100% tak naprawdę jest ciężko cokolwiek ugrać. Posłużę się tutaj prostym przykładem. Pierwszy miesiąc tegorocznego sezonu NBA. Każda noc to przynajmniej jedno obejrzane spotkanie, w trakcie dnia zamiast spędzać czas jak normalny człowiek to oglądam skróty, czytam artykuły, a co za tym idzie moja wiedza jest co raz większa jednak moje życie prywatne idzie w dół. W pracy moja produktywność spada o kilkanaście procent i nie chodzi tutaj tylko o ciało, a także o umysł, który zajmuję się głównie analizowaniem spotkań. Pod czas rozmowy ze znajomymi zamiast rozmawiać z nimi zastanawiasz się czy może nie warto zagrać dziś overa Davisa, bo przecież musi się przełamać. A może jednak nie? Bo ma ciężkiego przeciwnika, który będzie z nim wychodził za nim wszędzie i nogi pozwolą ustać? Mija dzień za dniem, twojego konta u bukmachera rośnie. Przychodzi sobota, a Ty zamiast wyjść ze znajomymi stwierdzasz, że wolisz zostać w domu i śledzić swój kupon. No halo? Czy tak to powinno wyglądać? Wydaję mi się, że nie. Podejrzewam, że 95% osób, które obstawia robi to ze względu na to, że interesuję się daną dyscypliną sportu i wydaje jej się, że zna się na niej na tyle, że może na niej zarabiać. Ale czy to prawda? W większości przypadków nie ma opcji, bo przecież bukmacherzy by nie wytrzymali i musieli zamknąć swoje firmy. Gram regularnie już jakieś 4 lata i powiedzmy, że zaczynając od cashbacków na członków rodziny udało się zarabiać, potem przyszły większe stawki, które również dawały zarobek, ale ten rok jest przełomowy. Momentami postawiłem na życie i zacząłem angażować się w inne rzeczy i co się stało? Mój bilans w tym roku był na minus. Mistrzostwa świata w piłce - minus, mistrzostwa świata w darcie - minus,
liga mistrzów = 0 tylko i wyłącznie dzięki długoterminówce, która uratowała fazę grupową. Trzeba również pamiętać, że jest wiele zmiennych, które często powodują, że nasze zakłady nie wchodzą i są to rzeczy, których nie można przewidzieć. Znam wiele osób, które świetnie analizuje spotkania, które nie wchodzą chociażby przez brak VAR'u w Lidze Mistrzów czy chore błędy sędziów w NBA lub niespodziewane wylewy mózgu na podwójnych w darcie. Czy tak naprawdę nasze nerwy są warte tych paru stówek, które możemy wygrać pod czas weekendu? Czy nie lepiej skupić się na czymś innym? Odpowiedź na to pytanie zostawiam wam. Nikogo nie będę odciągał od grania, bo każdy ma swój rozum, a ja sam potrafię iść/przelać pieniążki do buka i postawić kupon za 100zł, gdy mam nudną sobotę/niedzielę i jedyne co chce zrobić to obejrzeć jakiś mecz. To jednak zdarza się już co raz rzadziej i naprawdę mnie to cieszy. Pomijam zupełnie fakt grania u "ziemniaków", bo podatek to najgłupsza rzecz jaka mnie spotkała. Jeżeli jednak wiemy o tym, a nadal dajemy się okradać to czy nie jesteśmy uzależnieni? Kwestia do przemyślenia w mojej opinii. Oczywiście jest to moja ocena całej sytuacji jednak podejrzewam, że nie jestem w tym samym i oczywiście są wyjątki od reguły, gdzie ktoś pójdzie do buka puści kupon i wygra pokaźną sumkę jednak w perspektywie czasu bez dokładnej analizy, zagłębiania się w temat ciężko jest zarabiać i po trzech wygranych kuponach przyjdzie 20 przegranych i koniec końców buk na nas zarobi. Wiem, że wielu traktuje hazard jako hobby, ale jeden z użytkowników ma fajny podpis: "Hazard to drogie Hobby" i trudno się z tym nie zgodzić, bo tak ewidentnie jest.