I stalo sie. Boston Bruins wyrownuje stan rywalizacji na 2-2 i co tu duzo mowic - robi to w wielkim stylu ponownie dewastujac dzisiaj Vacouver, tym razem 4-0. Byc moze wiele osob nie zgodzi sie ze mna, ale wg mnie tegoroczne finaly spokojnie mogly juz dzisiaj przejsc do historii... Przypominam, ze Canucks dwa pierwsze mecze wygraly doslownie o wlos (w pierwszym spotkaniu Raffi Torres zaliczyl decydujace trafienie w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, a w game 2 genialny Alex Burrows przechylil szale zwyciestwa na strone Orek dopiero w dogrywce), rownie dobrze po meczach w Kanadzie stan rywalizacji mogl byc remisowy lub nawet korzystny dla Bostonu. Natomiast mecze 3 i 4 nie byly juz tak wyrownane - byly prawdziwym pokazem sily Bruins, szczerze mowiac musze naprawde skupic sie zeby przypomniec sobie fragmenty gry kiedy Orki dominowaly.. Byc moze byly to jakies pojedyncze okresy gry w przewadze. Poza nimi - na calej dlugosci i szerokosci lodowiska panowal Boston. Orki zupelnie nie nadazaly za akcjami Niedzwiadkow, ograniczaly sie do defensywy, bardzo malo czasu spedzaly w tercji rywala..
Przypominaja mi sie poprzednioroczne finaly, kiedy to moja Phila podobnie jak dzisiaj Boston wyrownala stan rywalizacji na 2-2, po czym w kolejnych meczach oddala inicjatywe Chicago.. Czy w tym roku bedzie podobnie? Czy ponownie faworyt z Western Conference (w tym sezonie Canucks) po czterech meczach przejmie inicjatywe i siegnie po Puchar Stanleya? Moim zdaniem tym razem sytuacja jest nieco odmienna i wieksze szanse niz w poprzednim sezonie ma team ze Wschodu. Po pierwsze, goaltending. Tim Thomas zupelnie zostawil w tyle Roberto Luongo. W ostatnich finalach to druzyna z Zachodu miala lepszego goalie i wg mnie to ten czynnik sprawil, ze to Hawks a nie Flyers siegneli po Stana (Niemi byl zdecydowanie lepszy niz Leighton). Thomas gra po prostu swoje. Nadal jest agresywny, skraca katy daleko od swojej bramki i jest we wszystkim co robi niezwykle skuteczny. Natomiast Luuuu wyglada przy nim jak nieopierzony pierwszoroczniak, zupelnie nie radzi sobie z presja. W meczach w Bostonie popelnil chyba wszystkie mozliwe do popelnienia przez bramkarza bledy. Z reszta, wystarczy zerknac na statystyki, Thomas w 4 meczach finalowych wpuscil zaledwie 5 goli, Luongo az 14! Kolejna sprawa to aspekt psychologiczny.. Vancouver wyglada na team totalnie sfrustrowany. Oczywiscie, nie mozna sie dziwic Orkom, ostatnie dwa mecze przegraly 1-12
I teraz nasuwa sie pytanie, czy sa w stanie wygrzebac sie z tego bagna i odebrac Bostonowi inicjatywe w calej rywalizacji? Patrzac na styl gry Bruins moze byc z tym problem. Taktyka ekipy Claude Juliena, czyli proste chip & chase i agresywny forechecking w tercji rywala to
hokej fizyczny, w ktorym liczy sie nie tylko przygotowanie kondycyjne, ale przede wszystkim poziom pewnosci siebie. A z nim Bruins nie maja w tej chwili zadnego problemu.. Cale momentum jest po ich stronie. I nie zdziwie sie, gdyby mecz nr 5 wygladal podobnie jak poprzednie dwa starcia..
Teraz pare slow o postawie poszczegolnych zawodnikow. Henrik i Daniel Sedinowie zaprezentowali sie jak do tej pory naprawde ponizej oczekiwan, gdyby nie Alex Burrows (jedyny jasny punkt w skladzie Orek) ich linia bylaby chyba najslabsza sposrod wszystkich czterech. Ryan Kesler - podobnie. Gdyby nie glebia Canucks, mogloby byc juz 4-0 dla Bruins (tak jak napisalem wyzej). Po stronie Niedzwiadkow nadal bryluje David Krejci, ktory jest wg mnie najbardziej niedocenionym playmakerem w
NHL. Moim zdaniem to faworyt do siegniecia po Conn Smythe Trophy (oczywiscie w przypadku gdyby to Boston siegnal po
Stanley Cup). W poprzenich playoffach Czech zostal wyeliminowany przez potezny hit Mike'a Richardsa i wszyscy pamietamy jak na tym wyszedl jego team.. I teraz najwazniejsze - obrona. Ktora w ekipie Vancouver zostala dosc brutalnie przetasowana - nie dosc ze nie ma Hamhuisa, to jeszcze po huliganskim wejsciu w Nathana Hortona w game 3 zawieszony zostal Rome..
Przypominam ze od momentu tego zajscia Vancouver stracilo juz 12 goli...
Wg mnie, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuja w tej chwili na Boston Bruins. I juz czuje zapach pieniedzy z zakladu, ktory zamiescilem pare dni temu, kiedy to przy stanie 1-0 dla Vancouver postawilem, ze to Bruins zdobeda
Stanley Cup 2011 (kurs 4.50). Oczywiscie, przed nami seria the best of three i przy klasie tegorocznych finalistow wszystko moze sie zdarzyc, pewnie ze Canucks moga wyjsc z opresji.. Jednak to oni beda grali teraz pod wieksza presja i gdyby ktos przystawil mi pistolet do skroni i kazal typowac, wskazalbym na Black&Gold jako tegorocznych triumfatorow..
edit: Zastanawiam sie jak zachowa sie teraz coach Vanocuver Alain Vigneault.. Luongo czy Schneider?