- We wtorek w atmosferze skandalu Barcelona awansowała do finału
LM. W meczu na Santiago Bernabéu pokonała Real 2:0 po niesłusznej czerwonej kartce dla Pepe (jak pokazały powtórki piłkarz Realu nie dotknął zwijającego się z bólu Alvesa, brutalniejsze było wejście Busquetsa wyprostowaną nogą w Xabiego Alonso we wcześniejszym meczu, za co Katalończyk nie zobaczył nawet żółtej kartki), na Camp Nou padł remis 1-1, a sędzia nie uznał prawidłowego gola Higuaína po fantastycznej akcji Cristiano Ronaldo na 1-0 dla Realu (faulowany przez Piqué Ronaldo w ostatniej chwili idealnie obsłużył Higuaína, który strzelił bramkę, Portugalczyk upadając zahaczył przypadkowo Mascherano, który widząc że nie zdąży zablokować strzału Higuaína przyaktorzył i upadł na murawę - dziewięciu na dziesięciu sędziów uznaje gola, ten dziesiąty w ostateczności gwiżdże rzut wolny dla Realu, co zrobił De Bleeckere - odgwizdał rzut wolny dla… Barcelony!!!). Niezrozumiałych decyzji sędziowskich w tym dwumeczu była cała masa, ale te najważniejsze krzywdzące Królewskich. Daleko jestem od spiskowych teorii, sędziowie po prostu nie wytrzymali ciśnienia. Dodam jeszcze że w pięciu ostatnich Gran Derbi Real dostał cztery czerwone kartki, z czego tylko dwie słusznie (w pierwszym meczu Ramos i w CdR Di María), zarówno Albiolowi jak i Pepe należały się maks żółtka, 50% to chyba za dużo jak na takiej rangi mecze. Należy pamiętać, że też z Arsenalem w 1/8
LM Barça dostała prezent od sędziego w postaci 2 żółtej kartki dla Van Persiego. Awans do finału co najmniej niesmaczny - pisze na portalu Weszło! felietonista Marcin Adamski.
- Oczywiście zaraz usłyszę, że Barça dominowała piłkarsko. I co z tego? Statystycy pokażą liczbę podań, celnych strzałów czy procent czasu przy piłce - jakie to ma znaczenie? Żadnego. W piłce można stworzyć 100 sytuacji bramkowych, wymienić 1500 podań, posiadać piłkę 90 % czasu, a i tak przegrać. Właśnie na tym polega piękno futbolu. Nie wiem, czy Real by awansował, gdyby sędzia uznał prawidłowo zdobytą bramkę, ale byłoby 1-0 dla Królewskich w 50 minucie gry i wszystko by się mogło zdarzyć. Ba, zachwycamy się golami Messiego , tak, to były cudowne akcje, należy jednak pamiętać, że Messi pokazał swój geniusz dopiero gdy Real grał w 10, na boisku nie było już Pepe (kiedy grał wspaniała pomoc Barçy nie istniała), a niemal każdy z obrońców Realu miał już na koncie żółtą kartkę, wcześniej skuteczność zawodziła asa Barcelony (co nie zmienia faktu, że to piłkarz genialny). W piłce nie zawsze wygrywa lepszy. Czy Sociedad był lepszy od Barçy w niedawnym meczu ligowym? Nie. A wygrał. Czy Saragossa była lepsza od Realu? Słabsza, ale wygrała, bo miała więcej szczęścia. Nie powiem więc, że Real był lepszy, bo nie był, ale do finału mógł awansować, jednak tak się nie stało, bo zadecydowały o tym rażące błędy sędziowskie, a nie wspaniała gra Barcelony. I takie są fakty.
- Swojej sympatii do Realu nigdy nie ukrywałem, ale twardo stąpam po ziemi i wiadomym jest, że to Barça jaśniej świeciła w ostatnim czasie, a prezentowany styl gry budził szacunek. W ostatnich meczach jej piłkarze pokazali jednak, że sztukę aktorstwa opanowali nie gorzej. Celowali w tym głównie Alves, Busquets, Pedro czy wspomniany wyżej Mascherano. Takiej liczby symulek, zaprezentowanych nam przez piłkarzy Barçy w meczach na takim poziomie nigdy dotąd nie widziałem. Najgorsze jednak że sędziowie dawali się nabierać. Alves po „ciężkim faulu” Pepe 10 minut zwijał się z bólu, by w 11 minucie przebiec sprintem 70 m. Szczerze, jako gość kopiący piłkę całe życie wiem kiedy może boleć, a kiedy piłkarz oszukuje, a już w ogóle porównywanie w tej sytuacji faulu Pepe do faulu Witsela, po którym Marcin Wasilewski ledwo uszedł z życiem to jakiś niesmaczny żart. Fakt, że Real grał ostro, często faulował, ale jak niby miał grać z Barceloną? Położyć się i podziwiać ich grę? To chyba dobrze że walczyli. Zresztą żaden z piłkarzy Barçy w meczach z Realem nie odniósł nawet najmniejszego urazu, co pokazuję skalę „brutalności” Królewskich. A ci grali twardo, zdecydowanie, z determinacją, pokazali charakter i za to należy im się szacunek i uznanie. Wyżej cenię takich piłkarzy, aniżeli tanich symulantów oszukujących sędziów i publikę. (...)