Wymęczone zwycięstwo, Valencia – Monaco 3:1
Monaco do meczu przystąpiło bez dwóch kluczowych zawodników, lewego obrońcy Layvina Kurzawy i środkowego pomocnika Joao Moutinho. Brak Kurzawy bardzo szybko odbił się czkawką piłkarzom z Księstwa, już w 3min fatalnie zagapił się zastępujący go Nigeryjczyk Elderson i nie upilnował wyskakującego mu zza pleców Sofiana Feghouli , który głową zgrał piłką wprost pod nogi Rodrigo. Były zawodnik Benfici, który kosztował Valencie aż 30mln euro bez trudu umieścił piłkę w siatce. Słynące z żelaznej defensywy w poprzednim sezonie Monaco, w tym meczu nie tworzyło monolitu, o błędzie Eldersona już wspomniałem, ale równie niepewny był Wallace, który wielokrotnie był elektryczny. Monaco widząc niezbyt wysoką formę Valencii tego dnia i słabość w środkowej strefie uwierzyło w siebie i przejęło inicjatywę. W zespole Nuno brakowało przecież Andre Gomesa, na ławce siedział tylko Javi Fuego, a Dani Parejo nie miał swojego dnia tego wieczora i grał słabo. Enzo Perez z kolei zawiódł na całej linii, był jednym z najsłabszych graczy tego meczu. Widząc tę słabość Monaco zaczęło grać wieloma podaniami, przejęli kontrolę nad meczem i stwarzali okazję pod bramką Matt’a Ryana, który wiele razy musiał interweniować. Jednak każda interwencja była pewna i znamionująca duże umiejętności tego bramkarza. Ryan to z pewnością jeden z ojców sukcesu Valencii w tym meczu, przypomnijmy, że został sprowadzony na Mestalla z myślą zastąpienia kontuzjowanego Brazylijczyka Diego Alvesa.
Defensywa Valencii już musi sobie radzić bez sprzedanego za wielkie pieniądze do Manchesteru City Nicolasa Otamendiego. I właśnie tuż po przerwie Martial zakręcił obrońcami, a pomyłkę Vezo wykorzystał Pasalić i mieliśmy remis 1-1. Wydawało się, że Monaco tego meczu już nie przegra, dalej przeważali, czekać można było tylko na ich kolejny cios, ale wtedy do życia wróciła Valencia strzelając gola za sprawą Parejo, a w samej końcówce trafił jeszcze Feghouli. Duża zasługa w tych trafieniach słabo dysponowanej defensywy Monaco.
Valencia wygrała 3:1 zapewniając sobie niezłą zaliczkę przed meczem rewanżowym, ale sam mecz pozostawia mnóstwo wątpliwości. Pamiętamy Valencie z poprzedniego sezonu kiedy to na Estadio Mestalla ogrywała Real Madryt, toczyła niesamowity bój z Barceloną, była po prostu twierdzą nie do zdobycia i grała do tego widowiskowo. Tym razem wynik lepszy niż gra, dużo lepszy. Wątpliwości budzić może kilka postaci w pierwszym składzie. Po pierwsze czy Enzo Perez powinien grać kosztem Javi Fuego? Gdy tylko Fuego wszedł na boisko od razu pokazał jak wiele znaczy dla zespołu, dał przez kilkanaście min więcej niż Argentyńczyk przez cały okres przebywania na murawie. Dużym osłabieniem była absencja Andre Gomesa, środek pola nie funkcjonował należycie. Forma Rodrigo mimo strzelonej bramki nadal pozostawia wiele do życzenia i na język nasuwa się pytanie, czy nie przepłacono wydając tyle pieniędzy na niego? W ogóle polityka transferowa Valencii budzi kontrowersje, za Alvaro Negredo również przepłacono, a piłkarz odkąd przyszedł na Mestalla zawodzi.
Słowem podsumowania, gdyby nie świetna postawa Ryana w bramce i błędy w obronie piłkarzy gości wynik mógłby być zupełnie inny. Fani Valencii mogą się cieszyć, ale i mają powód do niepokoju bowiem gra wyglądała słabo. Monaco miało więcej strzałów, więcej rzutów rożnych, było zespołem lepiej operującym piłką, jednak w kontekście rewanżu czeka ich piekielnie trudne zadanie by odrobić 1:3.