Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, chce stworzyć w mieście drużynę piłkarską, która będzie grała w Ekstraklasie. Działacze Resovii i Stali są za.
- Nie ma na co patrzeć w Rzeszowie, jeśli chodzi o piłkę nożną. Lepiej oczy zamykać. To wstyd dla miasta z tradycjami piłkarskimi, że nasze drużyny przegrywają z małymi wioskami. Wyniki są beznadziejne - mówi nam Tadeusz Ferenc.
- Chcę w Rzeszowie podnieść poziom piłki nożnej w Rzeszowie na taki, jaki był w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Naszym celem jest posiadanie drużyny w
Ekstraklasie. Pomysł stworzenia drużyny przyszedł mi do głowy, kiedy ostatnio byłem na meczu Kotwica Kołobrzeg - ROW Rybnik. Kołobrzeg, miasto, które nie jest duże, ma drugą ligę, a my? â pyta retorycznie Ferenc.
Rzeszów się ośmiesza
Dziś Resovia i Stal tułają się po trzeciej lidze piłkarskiej, ale tak naprawdę to dopiero czwarty poziom rozgrywek.
- Ostatnio Stal Rzeszów przegrała z Cosmosem Nowotaniec. Ośmieszamy się - nie ma wątpliwości Stanisław Sienko, wiceprezydent Rzeszowa, odpowiedzialny za sport w mieście.
W głowie Tadeusza Ferenca narodził się nowy plan - stworzyć na bazie którejś z rzeszowskich drużyn nową - miejską.
To nie pierwszy raz, gdy Ferenc zaangażował w rozwój piłki nożnej. Dwa lata temu brał udział w rozmowach, dotyczących odkupienia od pierwszoligowej wtedy Floty Świnoujście licencji, którą miała przejąć Stal Rzeszów. Pomysł zablokował jednak Polski Związek Piłki Nożnej.
Temat wraca, ale już w innej formule. Władze Rzeszowa chcą stworzyć drużynę miejską, która podlegałaby pod wydział sportu Urzędu Miasta. To ratusz decydowałby, kto byłby dyrektorem klubu, miałby też wpływ na ławkę trenerską i piłkarzy.
- Na działalność sportową rzeszowskich klubów rocznie przeznaczamy prawie 4 mln zł, z czego Resovia i Stal dostają po ok. 700 tys. zł. Nie mamy żadnego wpływu, jak te pieniądze są wydawane. Kluby przysyłają nam faktury. My płacimy, a nie możemy decydować o tym, czy te wydatki były słuszne - twierdzi Stanisław Sienko.
Ferenc: - Pieniądze dajemy, one się rozpływają, a wyników nie ma.
Jaka nazwa klubu?
Ratusz chce, by drużyna miejska powstała na bazie albo Resovii, albo Stali. Mecze byłyby rozgrywane na Stadionie Miejskim przy ul. Hetmańskiej, gdzie na co dzień gra Stal.
- Za ponad 40 mln zł wybudowaliśmy nową trybunę, boiska, gabinety, szatnie, które spełniają poziom najwyższy rozgrywek piłkarskich. Z zazdrością patrzę w telewizji, że Ekstraklasę mają Kielce, czy Białystok, a my, prawie 200-tysięczne miasto, mamy drużyny piłkarskie, których mecze ogląda po ok. 150 osób. Chcemy na stadion przyciągnąć rodziny z dziećmi, żeby trybuny były pełne - tłumaczy wiceprezydent Sienko.
Władze Rzeszowa rozmawiali już w tej sprawie z działaczami piłkarskimi. Tadeusz Ferenc twierdzi, że pomysł stworzenia miejskiej drużyny im się spodobał.
- Chcę na początek, by z wszystkich drużyn rzeszowskich zostali wybrani najlepsi zawodnicy, którzy tworzyliby drużynę. Jak będzie coraz wyższy poziom rozgrywek, to będziemy dawali coraz większe pieniądze. Zdaję sobie sprawę, że bez nich sport nie istnieje. Nazwę klubu wybierzemy na podstawie opinii kibiców, których zapytamy o zdanie na spotkaniach, jakie planujemy - opowiada Tadeusz Ferenc.
Prezydent rozmawiał również o swoim pomyśle z przedsiębiorcami. Ferenc nie chce zdradzać ich nazwisk, ale twierdzi, że biznesmeni bardzo pozytywnie odnieśli się do planu stworzenia drużyny miejskiej z aspiracjami ekstraklasowymi. Biznesmeni też wyłożą pieniądze - mówi Ferenc.
Nie można żyć historią
Ratusz wychodzi z założenia, że Rzeszów może się promować dzięki piłce nożnej, tak jak promuje się dzięki sukcesom siatkarzy Asseco Resovii.
Władze stolicy Podkarpacia czekają teraz na ostateczne decyzje klubów piłkarskich, który z nich zdecyduje się na wejście we współpracę z miastem. Plan Ferenca miałby wejść w życie już od nowych rozgrywek piłkarskich w sezonie 2017/2018.
Ratusz przewiduje, że największy opór przed stworzeniem miejskiej drużyny będą stawiać szalikowcy Resovii i Stali. Tadeusz Ferenc specjalnie się tym nie przejmuje. - Albo coś robimy, albo nie robimy nic, bo się boimy - mówi kategorycznie.
- Nie można wiecznie żyć historią, tylko trzeba działać - dodaje Stanisław Sienko.