Trzeba uczciwie zauważyć, że jak przegra Real, Bayern, czy tam jakiś inny Arsenal lub Tottenham, to wygląda to inaczej i nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że grają bez ambicji, ustawka itp. To jest inny świat mentalny i jakieś słabsze wyniki są wypadkową wielu czynników, przez co można je zrozumieć i zespołowi wybaczyć.
U nas sytuacja wygląda inaczej. Mecz raz w tygodniu, kasa naprawdę dobra, warunki trenowania w większości klubach więcej niż dobre, a poziom jest stale żenujący. Wychodzi dwóch średniaków i męczą nasze oczy. Tempo z lat 70-tych, proste podania niecelne, niedokładne, dośrodkowania jedno na kilka trafia do adresata, umyślna gra kombinacyjna nie istnieje lub kuleje, czytanie gry kiepskie, brak elementów zaskoczenia, do tego mnóstwo dużych indywidualnych błędów. Wychodzi czołówka na zespół ze strefy spadkowej i nie daje rady atakiem pozycyjnym, piłki szybują gdzieś w przestworzach,
bilard głowami po outach lub za linie bramkowe, motorycznie wyglądają jakby chlali dzień przed meczem albo nawet jeszcze rano. I takie obrazy w naszej lidze są co kolejkę. Oczywiście nikt nie oczekuje, że w ciągu roku naprawimy polską piłkę, ale tu chodzi nawet o ambicje poszczególnych zawodników. Jeżeli ja Kowalski dostaje po 300 tysięcy rocznie, na życzenie dostaje najwyższej jakości sztab szkoleniowy i pomoc w treningu to chyba mogę skupić się na grze, na doskonaleniu. Moje myślenie wygląda tak "dzisiaj ćwiczę podania do kolegi obok, bo z trybun buczą i się śmieją, jutro będę ćwiczył dośrodkowania, bo kolega nawet na szczudłach nie dosięga mojej piłki, za tydzień poćwiczę klepkę z kolegami, bo nam to nie idzie, za rok, jak już będę dobrze podawał, dośrodkowywał i klepał a moi koledzy też podniosą poziom, to zepniemy się i zagramy o puchary, pukniemy kilkoma bramkami jakichś Maltańczyków, Luksemburczyków a potem pokażemy jakimś Ukraińcom czy Belgom że u nas też się ładnie kopie i zagramy w grupie, tam spełnimy marzenia, pojedziemy na ładne stadiony, na dużą publikę, pokażemy się, może jakiś transfer do wielkiego futbolowego świata, albo co więcej sami spróbujemy pyknąć Hiszpanów i Niemców, jak takich będziemy pykać to może hymn
LM na naszym stadionie zabrzmi itp itd. Itp. itd”. Ja takiego myślenia u naszych polskich ligowców nie widzę, mijają kolejne sezony a progresji nie widać. Oczywiście są wyjątki, nie mówię że nie, ale dużo za mało.
I właśnie dlatego po takim meczu jak wczorajszy Legii, przeciętny kibic ma prawo mieć do nich pretensje o taką porażkę. Im też może się zdarzyć porażka, jakiś mecz lekko odpuszczony. Ale jak już użytkownik Teixeira zauważył, Legia mizerną postawę prezentuje już od dawna, tylko trzeba chcieć to zobaczyć. Większość zobaczy trzy zwycięstwa z rzędu i to zamazuje rzeczywisty obraz, a wczorajszy mecz był podsumowaniem prawdziwej postawy piłkarzy. Oni mają problem z każdym elementem gry, zależnie od typu przeciwnika i ich dziennej kondycji widać to bardziej lub mniej. Mijają sezony, a ciągle jest to samo. Raz wystarczy na mistrza, raz nie. Raz wystarczy, raz nie.
Legie usprawiedliwia to, że jak przychodzi do pucharów, to potrafią co nieco pokazać. Ale ta bolesna prawda jest widoczna na przykładzie reszty, która ma problem już na pierwszych rundach pucharowych. Jak oni cały czas gniją w tej kiepskiej, nie poprawiającej się grze i cały czas punkty ciułają Ci, którzy w danej chwili najbardziej ich potrzebują, to jak później taka drużyna ma wyjść na mistrza Litwy, który wygrywa mecz za meczem kilkoma bramkami (nie ważne że z półamatorami) i go pocisnąć? Przyzwyczaili się do brzydkiej niedokładnej gry, która suma summarum czasem wystarcza do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce i tyle są w stanie pokazać dalej.
Emocjonujemy się naszą ligą – i bardzo dobrze, nawet jeśli jest kiepska. To jest nasza liga i powinniśmy się nią interesować. Ale mamy też prawo oczekiwać, że piłkarze będą traktować swój zawód nie tylko jako zawód, ale jako spełnianie marzeń, piękną przygodę, którą będą opowiadać dzieciom, wnukom itd.
Oczywiście można też sprawę postawić tak, że to ich sprawa jak grają a my zaangażowani kibice przychodzimy jak do kina obejrzeć
film – będzie dobry albo nie będzie dobry. I tak płacimy, i tak płacimy, a opinia i tak w dużej mierze nie będzie dla nikogo ważna. Tylko efekt będzie taki jak dzisiaj powoli widać – pustki na stadionach. Rosną piętra stadionów, ale frekwencji nie ma. I nie będzie, jeśli to tak dalej będzie wyglądać.