valverde
Użytkownik
Ja jeszcze wrócę do tematu Darcy'ego Warda, bo wracać warto i należy.
Nieczęsto piszę o żużlu, bo i moja wiedza na temat czarnego sportu nie jest aż taka olbrzymia, jak osób regularnie go śledzących. Moja przygoda ze Speedwayem zaczęła się pod koniec ubiegłego wieku. Czasy braci Gollobów, gdy jeszcze jeździli tacy goście jak Knudsen, Nielsen, Ermolenko, czy Hamill. Jako, że nie jestem z miasta żużlowego (Olsztyn) z czasem to zainteresowanie stawało się coraz bardziej sporadyczne. Moją atencję budziły na nowo kolejne Grand Prix, nowa piękna Moto-Arena w Toruniu, sukcesy Polaków, świetny reportaże vide Czarny Charakter przedstawiające sylwetki wybitnych żużlowców.
Kilka tygodni temu odpaliłem nsport+ i oglądałem starcie Apatora (dla mnie toruński klub taką nazwę zawsze będzie nosił) z Unią Leszno. Mecz kapitalny, dramatycznym, efektowny, pełen kontrowersji. Wciągnął mnie do tego stopnia, iż po nim obejrzałem magazyn Ekstraligi i zobaczyłem skróty m.in. z lubuskich derbów, gdzie Ward prosto z samolotu zdobył 20 pkt. Jego pojedynek ze Zmarzlikiem, który na torze w Gorzowie nie ma sobie równych był kapitalny, zaś jazda zupełnie z innej planety. Z mojej skąpej wiedzy żużlowej wiedzy, gdzieś tam pamiętałem Warda jako: młodego, zdolnego ciut szalonego. Zawsze zestawiałem go z Woffindenem, którego też pamiętałem z jakichś meczów z ligi angielskiej klimatycznie komentowanych przez Lorka, podkreślającego talent młodego Brytyjczyka. Kiedy teraz zobaczyłem co wyprawia Australijczyk i wiedząc jaki obecnie poziom prezentuje Tajski byłem pewien, że ich rywalizacja będzie ozdobą Grand Prix przez najbliższą dekadę.
Teraz okazuje się, że nic z tego nie będzie, bo Warda na motorze już nigdy nie zobaczymy. Tak w pełni słusznie podpowiada rozum, choć serce wciąż irracjonalnie wierzy, że może jednak, że może coś, że da się chłopaka uratować, że jeszcze raz pojedzie na motorze, że jeszcze raz zachwyci. W tym wszystkim najgorsze jest chyba to, że może łatwiej byłoby przełknąć tę gorzką pigułkę, gdy Darcy miał na koncie np. 3 tytuły Mistrza Świata i 10 sezonów na koncie. Najgorsza jest bowiem świadomość, że ten potencjał, talent, magia zostały zniweczone przez udział w jednym nic nieznaczącym biegu.
#BeStrongDarcy
Nigdy Cię nie zapomnę, obiecuję.
Nieczęsto piszę o żużlu, bo i moja wiedza na temat czarnego sportu nie jest aż taka olbrzymia, jak osób regularnie go śledzących. Moja przygoda ze Speedwayem zaczęła się pod koniec ubiegłego wieku. Czasy braci Gollobów, gdy jeszcze jeździli tacy goście jak Knudsen, Nielsen, Ermolenko, czy Hamill. Jako, że nie jestem z miasta żużlowego (Olsztyn) z czasem to zainteresowanie stawało się coraz bardziej sporadyczne. Moją atencję budziły na nowo kolejne Grand Prix, nowa piękna Moto-Arena w Toruniu, sukcesy Polaków, świetny reportaże vide Czarny Charakter przedstawiające sylwetki wybitnych żużlowców.
Kilka tygodni temu odpaliłem nsport+ i oglądałem starcie Apatora (dla mnie toruński klub taką nazwę zawsze będzie nosił) z Unią Leszno. Mecz kapitalny, dramatycznym, efektowny, pełen kontrowersji. Wciągnął mnie do tego stopnia, iż po nim obejrzałem magazyn Ekstraligi i zobaczyłem skróty m.in. z lubuskich derbów, gdzie Ward prosto z samolotu zdobył 20 pkt. Jego pojedynek ze Zmarzlikiem, który na torze w Gorzowie nie ma sobie równych był kapitalny, zaś jazda zupełnie z innej planety. Z mojej skąpej wiedzy żużlowej wiedzy, gdzieś tam pamiętałem Warda jako: młodego, zdolnego ciut szalonego. Zawsze zestawiałem go z Woffindenem, którego też pamiętałem z jakichś meczów z ligi angielskiej klimatycznie komentowanych przez Lorka, podkreślającego talent młodego Brytyjczyka. Kiedy teraz zobaczyłem co wyprawia Australijczyk i wiedząc jaki obecnie poziom prezentuje Tajski byłem pewien, że ich rywalizacja będzie ozdobą Grand Prix przez najbliższą dekadę.
Teraz okazuje się, że nic z tego nie będzie, bo Warda na motorze już nigdy nie zobaczymy. Tak w pełni słusznie podpowiada rozum, choć serce wciąż irracjonalnie wierzy, że może jednak, że może coś, że da się chłopaka uratować, że jeszcze raz pojedzie na motorze, że jeszcze raz zachwyci. W tym wszystkim najgorsze jest chyba to, że może łatwiej byłoby przełknąć tę gorzką pigułkę, gdy Darcy miał na koncie np. 3 tytuły Mistrza Świata i 10 sezonów na koncie. Najgorsza jest bowiem świadomość, że ten potencjał, talent, magia zostały zniweczone przez udział w jednym nic nieznaczącym biegu.
#BeStrongDarcy
Nigdy Cię nie zapomnę, obiecuję.