Na razie wiemy tylko tyle ile nam podały media, czyli tyle ile sama Sharapova nam powiedziała. To takie cyrki na kółkach dzieją się w tenisie to można byłoby książkę kilkutomową napisać.
Ludzie się mylą i mogło faktycznie być tak, że nikt ze sztabu nie zauważył, że wspomagacz wcześniej dozwolony trafił na listę substancji zakazanych. Jak dla mnie fajna wersja pod publikę, złapana na początku roku, 1 stycznia aktualizowana lista zakazanych leków, środek z tzw. miękkich wspomagaczy.
Prawdziwych wersji mogło być naprawdę wiele. Po pierwsze dano jej szanse samemu przyznania się do winy, czyli poszli jej na rękę, już wcześniej władze
ITF musiały się z nią dogadać na ten temat. Mogło być tak, że Sharapova wpadła na inną substancję lub wpadła po raz kolejny i miarka się przebrała. Uzgodnili, że sprzeda bajeczke o Mildronate, że brała go przez 10 lat i nie wiedziała o wpisie tego leku na listę substancji nie dozwolonych.
Tylko pokazałem przykład.
Tenis to ogromny biznes, a Rosjanka jest znaczącą jego cześcią, świetnym produktem marketingowym, także dla samej organizacji
WTA. Sharapova przyciąga sponsorów nie tylko do siebie ale także dla organizacji.
Tak czy inaczej nie wierzę, że dostanie więcej niż 6 miesięcy zawieszenia. Przykład Cilica, Troickiego, Gasqueta pokazał jak ważna jest kasa, a Sharapova to o wiele większy kaliber.
Chciałbym też zaznaczyć, że osobiście ani nie potępiam ani nie pochwalam tego zdarzenia. Business is business!