Jeśli ktoś na Wyspach rzeczywiście oskarży mistrza świata WBA Davida Haye'a o ustawienie walki z pretendentem Audleyem Harrisonem, znawców boksu nie zaszokuje. W tym sporcie to nierzadka historia...
Brytyjska komisja bokserska poprosiła o wstrzymanie części honorarium dla Harrisona. Prawdopodobnie obaj pięściarze będą przesłuchani wkrótce przez działaczy na comiesięcznym posiedzeniu komisji.
Harrisona przesłuchają, bo według komisji nie starał się na 100 proc. Ma dostać niecały milion dolarów, choć zadał tylko jeden celny cios. Zdaniem polskiego promotora Krzysztofa Zbarskiego - jego biznesowy partner jest promotorem Harrisona - Brytyjczyk otrzymał już gwarantowaną kwotę, nie zostanie ukarany, a dodatkowe honorarium pochodzące ze sprzedaży biletów i transmisji w systemie pay-per-view zostanie wypłacone o czasie.
Haye'a przesłuchają w związku z jego sprzecznymi wypowiedziami o zabronionym obstawieniu własnego zwycięstwa w trzeciej rundzie. Przed pojedynkiem mistrz świata mówił, że zawsze obstawia swoją wygraną u bukmacherów. Po walce stopniowo wycofywał się z z tej deklaracji. Teraz kategorycznie zaprzecza, że w ogóle obstawiał.
Haye tuż przed zadaniem decydującego ciosu w trzeciej rundzie skinął głową i powiedział Harrisonowi: "Teraz" lub "Padnij". W wielu internetowych zakładach nokaut w trzecim starciu był przyjmowany w stosunku 11:1. Podobno obstawiali potężnie członkowie ekipy Brytyjczyka oraz pracownicy telewizji Sky, która pokazywała pojedynek. To też jest zabronione według brytyjskich przepisów, ale łamanie tych reguł jest regułą. Bukmacherzy Williama Hilla przyznali, że wypłaty na zwycięstwo w trzeciej rundzie były sześciocyfrowe.
Frank Warren, brytyjski promotor niezwiązany z pojedynkiem, zamieścił w internecie dramatyczny list. Obwinia za skandal Haye'a, który był jednocześnie promotorem swojego pojedynku z Harrisonem. Doszło zatem do sytuacji, w której promotor Haye został poproszony przez komisję bokserską o niewypłacenie honorarium rywalowi boksera Haye.
Według Zbarskiego Harrison po prostu był słaby, a o ustawieniu walki nie może być mowy.
Oskarżenia o ustawianie walk mają równie długą historię co sam
boks. Kiedyś uprawiano ten proceder powszechnie - gdy właścicielami karier pięściarzy byli mafiosi. Pod ich skrzydłami walczyli gigantyczny Primo Carnera, Sonny Liston czy Jake LaMotta, który zeznał, że poddał walkę na rozkaz gangsterów.
Mafia rządzi teraz gdzie indziej, ale oszustwa się nie skończyły. W Ameryce FBI przez 20 miesięcy 2003 i 2004 roku prowadziło śledztwo w sprawie przekrętów w boksie zawodowym. Okazało się, że rzesza pięściarzy zarabia na życie, bijąc się niemal co tydzień w innym mieście i pod innym nazwiskami, za 50-100 dol. za rundę. Jeden z rekordzistów, Buck Smith, miał na koncie 226 walk, gdy rok temu kończył karierę. Zdarzyło się, że walczył dwukrotnie jednej nocy w dwóch stanach, jednego miesiąca stoczył 12 pojedynków.
Promotor Sean Gibbons, którego FBI wzięła sobie na cel, kazał przegrywać swoim pięściarzom, bo w ten sposób dostawać większe "działki" od promotorów rywali, którzy w ten sposób rozkręcali karierę swoich zawodników. Gibbons stworzył nawet wyspecjalizowany klub " pomidorów", czyli pięściarzy notorycznie przegrywających.
W Polsce " pomidory" też walczą. Zwykle są to pięściarze ze Słowacji lub z Czech. Tylko trzech bokserów ze stajni promotora Rudolfa Dudasika ze słowackiego Martina przegrało 133 walki, wygrało 23, a ich kariery wciąż trwają. Polscy pięściarze miewali nieprzyjemne przygody związane z " pomidorami" - kiedyś austriacka komisja bokserska żądała wyjaśnień w sprawie niejakiego Clarence'a Goinsa, który podłożył się Albertowi Sosnowskiemu rozkręcającemu swoją karierę pięściarza zawodowego. Goins padł w drugiej rundzie bez ciosu.
Ale w tej robocie też zdarzają się sensacje. Nieuczciwy promotor Gibbons w 1998 roku wysłał na Ukrainę jednego swojego "pomidora". A "pomidor" - Ross Puritty - wyciął mu numer i rozkwasił przed czasem Władimira Kliczkę.
Radosław Leniarski