darius010
Forum VIP
Polska Rzeczpospolita Socjalistyczna
Przyjmijmy następującą definicję: jeżeli więcej niż połowa społeczeństwa funkcjonuje w sektorze publicznym, to mamy socjalizm, a jak w prywatnym, to mamy kapitalizm. Policzmy, jak jest w Polsce.
Zacznijmy od najmłodszych. Większość z nich chodzi do żłobków, przedszkoli i szkół publicznych, a wśród tych, co studiują na studiach dziennych, większość na uczelniach publicznych. Polaków w wieku do 19 lat jest łącznie 7,8 miliona, plus 1,8 miliona studentów.
Dzieci w wieku 0–4 lat po części są na publicznym garnuszku, bo urlopy macierzyńskie i opieka lekarska w tym wieku jest w całości finansowana przez państwo, więc podzielmy ich liczbę na dwa, co da jeden milion. Zdecydowana większość dzieci i młodzieży (ponad 90 proc.) uczy się w szkołach państwowych, więc przyjmijmy, że z 5,8 miliona ludzi w wieku 5–19 lat – 5,2 miliona. Studentów na uczelniach publicznych jest 1,2 miliona.
Możemy przyjąć, że łączna liczba osób przed 25. rokiem życia funkcjonujących w sektorze publicznym wynosi 7,4 miliona.
Potem możemy podliczyć osoby, które pracują w sektorze publicznym. Raport GUS wskazuje, że w grudniu ubiegłego roku w sektorze publicznym pracowało 3,1 mln osób, w tym: 630 tysięcy w administracji, ZUS i obronie narodowej, 970 tysięcy w edukacji i 530 tysięcy w ochronie zdrowia, 350 tysięcy w przemyśle, 250 tysięcy w transporcie i gospodarce magazynowej i liczby poniżej 100 tysięcy w kilku innych branżach.
Zarejestrowanych bezrobotnych, którzy też są na garnuszku sektora publicznego, mamy 2 miliony.
Na końcu piramidy wiekowej mamy seniorów, czyli emerytów i rencistów, którzy dochody czerpią z sektora publicznego. Ich łączna liczba wynosi 9 milionów.
Łącznie liczba osób, których byt zależy od sektora publicznego, wynosi więc: 7,4+3,1+2+9=21,5 miliona.
Polaków jest oficjalnie 38 milionów, a faktycznie około 36 milionów, bo dwa miliony wyjechały. Zatem prawie 60 proc. Polaków funkcjonuje w sektorze publicznym albo w nim się wychowuje, uczy, pracuje albo pobiera z niego świadczenia.
Zgodnie z moją definicją ciągle więc żyjemy w socjalizmie, mimo ponad 20 lat transformacji. Nawet gdyby wszyscy bezrobotni znaleźli pracę, to liczba osób zależnych od sektora publicznego wyniesie 19,5 miliona i ciągle będziemy mieli socjalizm. Jedynym sposobem skończenia z socjalizmem jest prywatyzacja.
Przypomnijmy, państwowa własność jest uzasadniona w przypadku, gdy wiadomo, że sektor prywatny sobie nie poradzi lub będzie ignorował potrzeby pewnych grup społecznych, najczęściej biednych. Dlatego mamy publiczną policję i armię.
Ale dlaczego sektor publiczny zarządza urzędami, skoro wiadomo, że prywatny właściciel urzędu będzie realizował nałożone zadania sprawniej i taniej. Nawet nazwa – administracja publiczna – jest myląca, powinna być po prostu administracja.
ekonomia.rp.pl
Przyjmijmy następującą definicję: jeżeli więcej niż połowa społeczeństwa funkcjonuje w sektorze publicznym, to mamy socjalizm, a jak w prywatnym, to mamy kapitalizm. Policzmy, jak jest w Polsce.
Zacznijmy od najmłodszych. Większość z nich chodzi do żłobków, przedszkoli i szkół publicznych, a wśród tych, co studiują na studiach dziennych, większość na uczelniach publicznych. Polaków w wieku do 19 lat jest łącznie 7,8 miliona, plus 1,8 miliona studentów.
Dzieci w wieku 0–4 lat po części są na publicznym garnuszku, bo urlopy macierzyńskie i opieka lekarska w tym wieku jest w całości finansowana przez państwo, więc podzielmy ich liczbę na dwa, co da jeden milion. Zdecydowana większość dzieci i młodzieży (ponad 90 proc.) uczy się w szkołach państwowych, więc przyjmijmy, że z 5,8 miliona ludzi w wieku 5–19 lat – 5,2 miliona. Studentów na uczelniach publicznych jest 1,2 miliona.
Możemy przyjąć, że łączna liczba osób przed 25. rokiem życia funkcjonujących w sektorze publicznym wynosi 7,4 miliona.
Potem możemy podliczyć osoby, które pracują w sektorze publicznym. Raport GUS wskazuje, że w grudniu ubiegłego roku w sektorze publicznym pracowało 3,1 mln osób, w tym: 630 tysięcy w administracji, ZUS i obronie narodowej, 970 tysięcy w edukacji i 530 tysięcy w ochronie zdrowia, 350 tysięcy w przemyśle, 250 tysięcy w transporcie i gospodarce magazynowej i liczby poniżej 100 tysięcy w kilku innych branżach.
Zarejestrowanych bezrobotnych, którzy też są na garnuszku sektora publicznego, mamy 2 miliony.
Na końcu piramidy wiekowej mamy seniorów, czyli emerytów i rencistów, którzy dochody czerpią z sektora publicznego. Ich łączna liczba wynosi 9 milionów.
Łącznie liczba osób, których byt zależy od sektora publicznego, wynosi więc: 7,4+3,1+2+9=21,5 miliona.
Polaków jest oficjalnie 38 milionów, a faktycznie około 36 milionów, bo dwa miliony wyjechały. Zatem prawie 60 proc. Polaków funkcjonuje w sektorze publicznym albo w nim się wychowuje, uczy, pracuje albo pobiera z niego świadczenia.
Zgodnie z moją definicją ciągle więc żyjemy w socjalizmie, mimo ponad 20 lat transformacji. Nawet gdyby wszyscy bezrobotni znaleźli pracę, to liczba osób zależnych od sektora publicznego wyniesie 19,5 miliona i ciągle będziemy mieli socjalizm. Jedynym sposobem skończenia z socjalizmem jest prywatyzacja.
Przypomnijmy, państwowa własność jest uzasadniona w przypadku, gdy wiadomo, że sektor prywatny sobie nie poradzi lub będzie ignorował potrzeby pewnych grup społecznych, najczęściej biednych. Dlatego mamy publiczną policję i armię.
Ale dlaczego sektor publiczny zarządza urzędami, skoro wiadomo, że prywatny właściciel urzędu będzie realizował nałożone zadania sprawniej i taniej. Nawet nazwa – administracja publiczna – jest myląca, powinna być po prostu administracja.
ekonomia.rp.pl