>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - 3 PROMOCJE NA START! ODBIERZ 1060 ZŁ<<<

Ciekawe artykuły

vader 2,8K

vader

Forum VIP
Tutaj można wkleić jakiś ciekawy choćby krótki artykuł.
Ten artykuł podał Grzesiu.
W temacie nie wkleja się linków do innych serwisów/for bukmacherskich. Bo to jest spam.
Jedynie serwisy sportowe.

http://www.przekroj.pl/ludzie_sylwet...ul,3743,0.html
Wklejajcie tekst artykułu. Za jakiś czas strona może zniknąć/link przestać działać. A treść pozostanie na forum ;)
 
bania 0

bania

Użytkownik
http://asroma.pl/
Lojalność czy obłęd ?
Artykuł o Tottim piłkarzu ze stolicy Włoch, graczu AS Roma.

Jeśli źle zrozumiałem temat lub warunek postu, proszę o usunięcie go.

Vader // Niby ok. Ale podałeś link i tam zaraz jest odnośnik do konkurencji... więc wkleiłem ten artykuł i &quot;okroiłem&quot; źródło do strony głównej...

Francesco Totti od kilkunastu lat pokazuje swoją niepodważalną lojalność do drużyny AS Roma. Według James&#39;a Doyle, istny obłęd kapitana Giallorossi do zespołu obecnego pracodawcy pokrzyżował jego sportowe ambicje.
Jak powszechnie wiadomo, tegoroczny finał Champions League rozegrany zostanie na Stadio Olimpico - obiekcie, na którym siedemnasty sezon występuje &quot;Bóg Rzymu&quot;. Jak podkreśla sam Totti, może to być jego ostatnia szansa w wywalczeniu najbardziej prestiżowego trofeum w rozgrywkach klubowych.
Jednak najbardziej zagorzali fani zespołu ze stolicy Italii z przymrużeniem oka traktują zapowiedzi swoich pupili, o ewentualnej grze w finale Ligi Mistrzów.
Można zadać sobie pytanie, czy niepowodzenia w tegorocznych rozgrywkach Champions League będzie dowodem na to, iż Francesco Totti, jako żywa legenda AS Roma &quot;zmarnował&quot; piłkarską karierę dla pierwszej miłości swojego życia ?
Er Pupone - obok Alexa Del Piero oraz Paulo Maldini&#39;ego w jedenastce wszech czasów reprezentacji Italii jest konsekwentnie pomijany w ustalaniu listy, na najlepszego piłkarza globu. Doszło nawet kuriozalnej sytuacji, kiedy to Totti, jako najlepszy strzelec Europy, nie został uwzględniony we wcześniej wspomnianym plebiscycie.
Generacja Totti&#39;ego to Thierry Henry oraz Raul, jedni z najbardziej rozpoznawalnych i komercyjnych
Na niekorzyść gracza Romy przemawia fakt, iż jego były klubowy kolega - Gabriel Batistuta spędzając niemal całą karierę we Florencji, jest jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.
Czy zatem fani rzymian nie przeceniają umiejętności Totti&#39;ego ? Popularny Batigol był gwiazdą zarówno Fiorentiny jak i reprezentacji Argentyny. Możliwe, iż przeciętne występy w reprezentacji narodowej są głównym czynnikiem słabej rozpoznawalności Il Capitano.
Obłęd oraz lojalność w stosunku do Romy spowodowały, że najlepszy piłkarz w historii Rzymu nie pokazał całemu Światu swoich prawdziwych umiejętności, co było główną intencją samego Boga...
Śmiało można powiedzieć, że Francesco Totti jest wyjątkowym piłkarzem. Porównania jego osoby do Paulo Maldini&#39;ego czy Raul&#39;a są pod względem przynależności do klubu ujmą dla kapitana rzymian. Wymienieni wyżej Panowie, w swoich klubach z sezonu na sezon liczyli się w wyścigu o najwyższe trofea, liczyć mogli na transfery z najwyższej półki. Nigdy nie walczyli o utrzymanie...Totti tak. Co więcej, Er Pupone prawdziwej walki w Lidze Mistrzów zasmakował dopiero po trzydziestym roku życia.
Pan Doyle nie wziął pod uwagę faktu, iż dla niektórych piłkarzy nie liczą się tylko i wyłącznie sukcesy. Są one jedynie dodatkiem do gry w ukochanym klubie. Ważniejszą rzeczą jest zapisanie się w kartach historii swojej drużyny, transparenty, flagi ze swoją podobizną, które przez dziesiątki, setki lat przynoszone będą przez fanów na Curva Sud. Który piłkarz, oprócz Totti&#39;ego, na tatuażach swoich najzagorzalszych kibiców może dostrzec swoją osobę ?
Autor tekstu, wspominając o reprezentacyjnym dokonaniach Francesco zapomniał dodać, iż po nabawianiu się przez Totti&#39;ego ciężkiej kontuzji kostki cała Italia wstrzymała oddech. Najważniejsi, najbardziej wpływowi ludzie Włoch, mówiąc kolokwialnie, &quot;wydzwaniali&quot; codziennie do kapitana rzymian z zapytaniem o samopoczucie. Pan Doyle zapomniał także o wydarzeniu, kiedy to w meczu z Australią kibice Azzurri na stojąco przywitali Totti&#39;ego. Ten odwdzięczył się im golem na wagę awansu. Nikt nie wierzył w wyleczenie się na czas kapitana Giallorossi. Niektórzy mówili, że zakończy karierę. Najdobitniej sytuajcę Francesco podsumował Grzegorz Mielcarski: &quot;Normalny śmiertelnik leżałby w szpitalu. Totti biega i gra w piłkę.&quot;
Można zadać sobie pytania, czy to Totti jest mało rozpoznawalnym i niedocenianym piłkarzem globu, czy też włoska Serie A, w walce z amerykańskim czy rosyjskim kapitałem, który pochłonął Premiership, przegrywa walkę o miano najmocniejszej ligi ? Czy &quot;Grand Derby&quot;, o których mówi się tylko i wyłącznie w trakcie ich trwania, są rzeczywiście ciekawsze od meczów Juventusu z Milanem, Romą i Interem, które przeżywa się na długo przed i po ich zakończeniu ?
Wydaje się, iż problem tkwi nie osobie Totti&#39;ego, a w jego pochodzeniu.
piłkarzy świata. Czy jednak lepszych od kapitana Giallorossi ?
 
vader 2,8K

vader

Forum VIP
W związku z tym, że Marcin dziś zaliczył drugie &quot;double-double&quot; w karierze w NBA przypomniało mi się o bardzo fajnym artykule. Czytałem go kiedyś i bardzo mi się spodobał. Pokazuje jak ciężką pracą można dojść do sukcesu.
A wracając do wczorajszego/dzisiejszego meczu Marcina Gortata to przebywał na parkiecie 28 minut, rzucił 16 pkt. Zaliczył 13 zbiórek (7 w ataku, 6 w obronie), popisał się 3 blokami, 1 asystą i jednym przechwytem.
Do tej pory miał jedno &quot;double- double&quot; przeciwko WAS Wisards gdzie rzucił 12 pkt. i miał 11 zbiórek.
LINK do ARTYKUŁU:
http://www.sport.pl/koszykowka/1,65095,5718666,Marcin_Gortat_o_NBA__grze_w_reprezentacji_i_swoich.html

 
N 0

new_user

Użytkownik
Przyszłość Luiza Felipe Scolariego jest owiana coraz gęstszą mgłą tajemnicy. Ktoś jednak wie więcej, bo mnóstwo pieniędzy postawiano na to, że to Scolari jako kolejny trener w Premiership straci pracę. William Hill w końcu zawiesił przyjmowanie na to zakładów.

Brazylijczyk rozpoczynał tydzień z szansami na stratę pracy wielkości zaledwie 50-1. Kurs jednak stopniowo spadał, a przy stanie 10-1 zdarzali się jeszcze gracze, którzy chcieli stawiać po 500 funtów na ten zakład.

Rzecznik prasowy firmy bukmacherskiej William Hill, Graham Sharpe tak komentuje te wydarzenia:

,,Ten impuls pojawił się niespodziewanie. Nie wiemy skąd się wziął. Poczuliśmy, że musimy zawiesić ten zakład aż do czasu gdy nie dowiemy się więcej.&quot;

,,Spodziewaliśmy się, że ludzie będą stawiać raczej na Marka Hughesa albo Toniego Adamsa i nie jesteśmy w stanie znaleźć powodu tej pieniężnej szarży na Scolariego.&quot;

,,To może być coś tak niewinnego jak typ dnia rozesłany wszystkim użytkownikom serwisu bukmacherskiego, ale możliwe też, że ktoś wie coś czego my nie wiemy.&quot;

U innych bukmacherów zanotowano podobne ruchy - w efekcie kurs na to, że kolejnym klubem ligi, w którym dojdzie do zmiany trenera będzie Chelsea wynosił już tylko 4-1 w Betfair.

Sam Scolari wyrażał niezadowolenie z powodu braku środków na transfery w zimowym oknie transferowym. Do tego bardzo słabo prezentują się jego wyniki. Po remisie z Southend Chelsea wygrała tylko dwa ze swoich ostatnich siedmiu domowych spotkań.

W ubiegłym tygodniu media podawały już nazwiska pierwszych kandydatów na następców Brazylijczyka. Jednak w żadnym z oficjalnych komunikatów nikt ze Stamford Bridge nie sugerował, że Felipao powinien zacząć szukać nowej posady.

Kto więc jako pierwszy zostanie bez pracy? Adams? Hughes? Scolari?...

Chelsea.pl
 
lalo 36

lalo

Forum VIP
...
- Sława i pieniądze zmarnowały niejedną karierę. Mnie udało się pozostać sobą. Wywiady, autografy, spotkania z fanami, listy miłosne – to wszystko było miłe, ale wiedziałem, że to nie jest prawdziwe życie - mówi w wywiadzie dla Onet.pl Marek Citko, jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 90.
Co dziś robi piłkarz, który 12 lat temu miał świat u stóp?
- Świat u stóp? Nigdy nie podchodziłem do tego w taki sposób.
Sportowiec roku 1996, który w głosowaniu pokonał medalistów olimpijskich z Atlanty. Idol. Nadzieja polskiej piłki, którą chcą kupić Arsenal, Inter, Liverpool, Bayer Leverkusen, Blackburn, Everton. To mało?
- Miałem wtedy 21 lat, ale nie zakręciło mi się w głowie. Twardo stąpałem po ziemi. Wiedziałem, że &quot;citkomania&quot; kiedyś się skończy. Wywiady, autografy, spotkania z fanami, listy miłosne – to wszystko było miłe, ale wiedziałem, że to nie jest prawdziwe życie. Sława i pieniądze zmarnowały niejedną karierę. Mnie udało się pozostać sobą. W klubach zawsze najlepszy kontakt miałem z ludźmi, którzy znajdują się na samym dole hierarchii: szatniarzami, dozorcami, sprzątaczkami. Oni byli szczerzy, nazywali rzeczy po imieniu. Lubiłem z nimi rozmawiać, bo nie raz udowadniali, że są mądrzejsi życiowo od wielkich tego świata. Zawsze starałem się pamiętać, co naprawdę liczy się w życiu. I dzięki temu mogę być zadowolony z tego co mam i z tego, kim jestem.
A kim pan jest?
- Przede wszystkim mężem i ojcem. A zawodowo to menedżerem piłkarskim.
Wielu ludzi piłki uważa menedżerów za wcielone zło: handlują żywym towarem, mącą w głowach zawodnikom, w pogoni za zyskiem nie cofną się przed niczym. Jak pan, człowiek głęboko wierzący, odnajduje się w tym świecie? Chyba że zmienił pan wyznawane zasady.
- Nie. Kryzysu wiary nie miałem, zasad nie zmieniłem. Wiem, że menedżerowie piłkarscy nie mają dobrej opinii, ale w każdym środowisku są ludzie lepsi i gorsi.
Pan chce być tym lepszym?
- Mam swój pomysł na prowadzenie tego zawodu. Zawodnik, klub i menedżer mogą znaleźć wspólny język. Negocjować też można twardo, ale uczciwie. Tak robię. Podpisałem już kilka kontraktów. Mam pod opieką grupę blisko 20 chłopaków. To nie są zawodnicy z pierwszych stron gazet, ale każdy z nich ma talent. Korzystam z dawnych kontaktów, jeżdżę na mecze od II do V ligi. To cała sztuka zawodu menedżera: dostrzec potencjał w zawodniku i tak zadbać o jego karierę, by mógł się rozwijać.
- Pana największy sukces menedżerski?
Transfer bramkarza Rafała Gikiewicza z Wigier Suwałki do Jagiellonii Białystok. Wróżę mu dużą karierę. Ma talent i charakter do pracy. Te cechy nie zawsze idą ze sobą w parze, a są niezbędne, by odnieść sukces. Każdemu ze &quot;swoich&quot; zawodników powtarzam, że praca jest najważniejsza.
A praca menedżera piłkarskiego to intratne zajęcie?
- Na pewno trzeba mieć kapitał na rozwinięcie działalności, bo wyjazdy, hotele i telefony sporo kosztują. Przygotowywałem się do wykonywania tego zawodu starannie: jeszcze gdy grałem w piłkę skończyłem kurs menedżerski, potem kursy marketingu i negocjacji. Szlifuję angielski, niemiecki i włoski. Wierzę, że to zaprocentuje. Gdy w czerwcu 2007 r. skończyłem karierę, miałem już plan na życie. Polonia Warszawa nie awansowała do ekstraklasy, a oferty Jagiellonii Białystok nie przyjąłem, bo uznaliśmy z żoną, że kolejny wyjazd nie ma sensu. Nie chcieliśmy wyrywać dzieci z ich środowiska. Weronika ma osiem lat, a Konrad pięć. Potrzebują kolegów, stabilizacji. W grudniu ubiegłego roku wprowadziliśmy się do naszego domu w Sulejówku. To było symboliczne zakończenie pewnego etapu w życiu. Teraz rozpoczynam nowy.
Duży ten dom?
- Wystarczający. Stoi zaraz pod lasem.
Basen pan ma? Pytam, bo jestem ciekawy, jak żyje teraz były gwiazdor.
- Basenu nie mam, ale niedaleko jest pływalnia. A były gwiazdor codziennie dziękuje Bogu za to, co ma. Nigdy nie oczekiwałem od życia zbyt wiele, a mam wszystko, co potrzebne do szczęścia. Jestem zdrowy, jestem kochany i mam kogo kochać. Nie potrzebuję niczego więcej.
Tak zwykle mówią ludzie spełnieni.
- Bo jestem człowiekiem spełnionym. Drzewa jeszcze tylko nie zasadziłem (śmiech).
A piłkarzem jest pan spełnionym?
- Nie do końca. Żałuję, że nie było mi dane grać na tych największych stadionach w tych najważniejszych meczach. Miałem potencjał, by z powodzeniem występować w najlepszych europejskich klubach. Nie udało się, ale nie można przecież mieć wszystkiego.
Ale przecież pan sam w lutym 1997 r. odrzucił ofertę Blackburn. Anglicy dawali Widzewowi rekordową sumę czterech milionów funtów, był pan już na rozmowach w klubie.
- Odrzuciłem ofertę Blackburn ze względu na poziom sportowy drużyny. Miałem 21 lat i osiem propozycji z najlepszych klubów. Blackburn było najsłabsze. Uznałem, że nie warto się spieszyć i iść do klubu, który nie gwarantował walki o czołowe lokaty.
To nawet po tylu latach brzmi niewiarygodnie. Dziś reprezentanci Polski z pocałowaniem ręki biorą oferty zachodnich drugoligowców.
- Gdybym miał 26 lat i dwie oferty, to też bym wyjechał gdziekolwiek.
Dziś gdziekolwiek chcą wyjechać nawet 18-latkowie. Opinia, że w Polsce nie da się rozwinąć talentu, jest powszechna.
- Ja tak nie myślałem. Nie chciałem wyjeżdżać na siłę. Chciałem się rozwijać. Jednak wielką karierę można zrobić tylko w wielkim klubie. To pewnie by mi się udało, bo w maju rozmawiałem z Liverpoolem. I gdyby nie kontuzja, to trafiłbym tam w czerwcu.
Ile miał pan zarabiać w Blackburn?
- Milion funtów rocznie. Oferowali też mieszkanie i samochód. Anglicy nie mogli zrozumieć dlaczego młody chłopak odrzuca taką propozycję. Ja jednak nie patrzyłem na pieniądze, ale na możliwości rozwoju sportowego. W Widzewie też dobrze zarabiałem i też miałem samochód. Ziemia nie paliła mi się pod stopami.
Konsultował pan z kimś decyzję o odrzuceniu oferty Blackburn?
- Tylko z niebiosami. Nikt mi nie doradzał ani niczego nie sugerował.
17 maja 1997 r. Widzew gra w Zabrzu z Górnikiem. W 60. minucie skacze pan do piłki i pada na murawę. Opuszcza pan boisko na noszach. Zerwane ścięgno Achillesa, operacja, długotrwała rehabilitacja. O transferze do Liverpoolu można zapomnieć, już nigdy nie odzyska pan dawnej formy. Ja miałbym pretensje do losu.
- A ja nie mam. Nie tracę czasu i energii na gdybanie, rozpamiętywanie zdarzeń z przeszłości. Wolę działać. &quot;Achilles&quot; faktycznie bolał mnie wtedy już od stycznia, ale grała reprezentacja Polski, Widzew walczył o mistrzostwo. Byłem ambitny, chciałem pomóc chłopakom. No i stało się. Przez tę kontuzję być może nie spełniłem się do końca jako wielki piłkarz, ale spełniam się jako mąż i ojciec. Paradoksalnie: ta kontuzja przyniosła mi szczęście. Podczas rehabilitacji poznałem Agnieszkę – moją obecną żonę. Może tak właśnie miało być?
- Wyznaję zasadę: niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Nie wiem co by się stało, gdybym przeszedł do Blackburn czy do Liverpoolu. Może kupiłbym sobie pięć ferrari i zwariował? Przykłady ludzi, którzy wygrywają w totka nie są zachęcające. Nie rozdzieram więc szat i nie śnię po nocach o Citce zdobywającym decydującą bramkę w finale Ligi Mistrzów. I tak życie dało mi bardzo dużo: nie każdy polski piłkarz grał w Lidze Mistrzów, reprezentacji, strzelał gole Anglikom czy Brazylijczykom. Mnie się udało.
Najwspanialsza chwila kariery?
- Awans do Ligi Mistrzów z Widzewem. Wtedy otworzyły nam się bramy do piłkarskiego raju.
A nie bramka strzelona z 40 metrów w meczu z Atletico Madryt czy gol na Wembley?
- Nie. Tamte mecze przegraliśmy. Gra w Lidze Mistrzów była fantastycznym przeżyciem. W klubie była świetna atmosfera, byłem wtedy w dobrej formie. Wspominam te czasy bardzo miło.
A grę w IV lidze, w rezerwach Legii też pan miło wspomina? Chyba nigdy nie wysłuchał pan tylu bluzgów pod swoim adresem co wtedy.
- To fakt, ale bluzgi słyszałem też w I lidze. Płaciłem za szczerość w wywiadach. Mówiłem otwarcie o swoim problemie z nałogiem, o tym, że przegrałem samochód, opowiadałem o nawróceniu. Ludzie kpili z mojego przywiązania do wiary, krzyczeli, żebym lepiej poszedł do kasyna. Cóż, takie rzeczy zdarzają się na stadionach.
- A co do Legii, to przynajmniej zobaczyłem, jak gra się w IV lidze. Nie powiem, pouczające doświadczenie. To zesłanie na pewno było bolesne. Tym bardziej, że argument trenera Dragomira Okuki był niedorzeczny: nie pasuję do koncepcji drużyny. Trener Okuka nie miał ani warsztatu, ani osobowości, a chciał być gwiazdą. Nie potrzebował gwiazd w drużynie. Tylko on miał prawo błyszczeć. Postawił na kolektyw, osiągnął jednorazowy sukces na polskim podwórku i co dalej? I nic. Bez gwiazd, zawodników nieszablonowych, nie da się stworzyć klasowej drużyny. To gwiazdy decydują o zwycięstwach. Ja zawsze byłem gotowy podporządkować się koncepcji trenera, ale Okuka potrzebował wybieganych rzemieślników. Mnie nie potrzebował. Absolutnie nie mam jednak mu tego za złe. Miał do tego prawo, ale na pewno nie powiem, że był to dobry trener.
Na pewno pan powie, że najlepszym polskim trenerem jest Franciszek Smuda.
- Bo to prawda. Smuda ma to &quot;coś&quot;. Iskrę. To trener, który idzie na całość, a zawodnicy razem z nim. On się nie boi. Myśli o swojej drużynie, a nie o rywalu. Na boisku daje zawodnikom swobodę, ale wymaga pełnego zaangażowania i walki. Co ważne: niepowodzenia bierze na siebie. Nie zwala winy na zawodników, boisko i sędziów.
Wspomniał pan o sędziach. Zdawał pan sobie sprawę, że liga, w której pan gra, jest przeżarta korupcją?
- Nie. Kolejne aresztowania sędziów i działaczy były dla mnie zaskoczeniem. Słyszało się, że niektóre mecze są ustawione, ale w ogóle o tym nie myślałem. Byłem młodym zawodnikiem i nawet jak niemiłosiernie mnie kopali, a sędzia niczego nie widział, to wydawało mi się, że po prostu się myli, że nie zna się na robocie. Wierzyłem w dobre intencje. Może byłem naiwny.
Który z polskich piłkarzy przypomina dziś Marka Citkę z najlepszych lat?
- Kuba Błaszczykowski. Gra podobnie do mnie. Lubi drybling, jest dynamiczny, nie boi się pojedynków jeden na jeden. Wielki potencjał ma też Kamil Grosicki.
Nie brakuje panu piłki?
- W ogóle. Nie mam czasu pograć nawet rekreacyjnie. Wreszcie mam za to czas dla rodziny. To dla mnie bardzo ważne. Piłkarzem się bywa, ojcem i mężem się jest.
Kibice rozpoznają pana jeszcze na ulicy?
- Tak. I to w całej Polsce. Nikt już nie prosi o autograf, ale ludzi podchodzą, pozdrawiają, dziękują za emocje, za piękne chwile. To bardzo miłe. Takie momenty pokazują, że to, co robiłem na boisku, miało sens. Piłkarze nie grają przecież dla siebie – grają dla kibiców. I jeżeli kibice po latach pamiętają, że był ktoś taki jak Marek Citko, to jest to największe wyróżnienie, jakie można sobie wyobrazić. Zostawić po sobie dobre wspomnienia – czego więcej może chcieć piłkarz? Cieszę się, że mnie się to udało.

Onet.pl
Marek Citko mój idol :] I tyle w tym temacie :spokodfhgfh:
Artykuł o Gortacie na prawdę interesujący ????

pozdROWienia ????
 
sutek 79

sutek

Forum VIP
Kiedy Marek Citko strzelał gole dla Widzewa byłem młodym chłopcem, i to właśnie w dużej mierze Marek Citko &quot;naprowadził&quot; mnie do tego by grać w piłkę być piłkarzem. Ja bardzo ubolewam nad tym że kiedy miał szansę odejść do lepszego klubu, podjął taką decyzję jaką podjął, mógł grać w najlepszych ligach świata, miał ku temu predyspozycje, niestety we wszystkim przeszkodziła mu kontuzja czyli coś najgorszego dla sportowca. Za łepka nie boję się powiedzieć bo na swój sposób kochałem Marka Citkę to był ktoś z którego brałem przykład, w pewnym momencie zraził mnie do siebie odchodząc do Legii, ja jako kibic Widzewa nie mogłem się z tym pogodzić, odejśc do największego wroga, ale jeśli patrze na to z perspektywy czasu, to dalej dla mnie Marek Citko to ktoś więcej niż piłkarz...

Sam do dziś trenuję piłkę nożną, kto wie może moje drogi skrzyżują się z Markiem Citko który jest teraz menagerem, może będzie też moim ? ????
 
camillo 9

camillo

Użytkownik
Artykuł to może nie jest, ale bardzo ciekawy wywiad z Francesco Tottim, który przyznam trochę mnie zadziwił ????



Francesco Totti był gościem programu telewizyjnego Le Iene prowadzonego przez jego żonę Ilary Blasi. Podczas wywiadu zawodnikowi były zadawane krótkie pytania na różne tematy, a wśród odpowiedzi pojawiło się kilka perełek.

Którego trenera lubisz najbardziej?

- (Carlo) Mazzone, później (Zdenka) Zemana i (Luciano) Spallettiego.

Dlaczego Mazzone jest na pierwszym miejscu?

- Ponieważ debiutowałem w Serie A, gdy prowadził Romę.

Kto jest najlepszym kolegą z drużyny, z którym kiedykolwiek grałeś?

- Antonio Cassano. Mieliśmy kłótnię, później się pogodziliśmy i znowu pokłóciliśmy, bo on był zbyt młody i nie był w stanie zrozumieć kilku spraw, ale spotkaliśmy się ponownie po dwóch latach przy okazji meczu Romy z Sampdorią i przywitaliśmy się.

Kto jest gorszy: Fabio Capello czy Antonio Cassano?

- Capello.

Kto jest gorszy: Inter czy Juventus?

- Zdecydowanie Juventus.

Kto jest gorszy: Juventus czy Lazio?

- Mamma mia…są na remis.

Kto wygra mistrzostwo kraju?

- Niestety Inter.

A Ligę Mistrzów

- Mam nadzieję, że my.

Czy wrócisz do kadry narodowej?

- Kto wie.


źródło: seriea.pl
 
konrad140 2,5K

konrad140

Forum VIP
Kamila Skolimowska nie żyje. Taka informacja dotarła ze zgrupowania polskich lekkoatletów w Portugalii. Mistrzyni olimpijska w rzucie młotem z Sydney z 2000 roku zasłabła podczas treningu. Mimo reanimacji i szybkiego transportu do szpitala nie udało się jej uratować.
26-letnia Skolimowska źle się poczuła w czasie treningu. Po przewiezieniu do szpitala straciła przytomność i mimo trwającej ponad godzinę reanimacji zmarła.


Według pierwszych informacji od lekarzy przyczyną śmierci był zawał serca.
[*]
[*]
[*]
[*][*] ???? nie dobrze :|
 
konrad140 2,5K

konrad140

Forum VIP
Jeden z najlepszych piłkarzy w historii, a obecnie trener reprezentacji Argentyny Diego Maradona został dziadkiem. Wybrano imię Benjamin.
Dodam że ojcem dziecka jest Sergio Aguero. Czyli za około 18 lat można się spodziewać kolenej wielkiej gwiazdt ????
źródło: Piłka Nożna
 
marcinek0103 0

marcinek0103

Użytkownik
Jeden z najlepszych piłkarzy w historii, a obecnie trener reprezentacji Argentyny Diego Maradona został dziadkiem. Wybrano imię Benjamin.

Dodam że ojcem dziecka jest Sergio Aguero. Czyli za około 18 lat można się spodziewać kolenej wielkiej gwiazdt ????

źródło: Piłka Nożna
Ponoć athletico madryt podpisało już z nim kontrakt czy ti porawda:-D??
 
konrad140 2,5K

konrad140

Forum VIP
Nie , Lech go już sprzątnął ???? , prawdopodobnie zagra w rewanzu z Udine ????
sory ale smieszny byl tamten post ????
 
M 27,2K

madangelo

Forum VIP
Rambo w koszulce Juventusu​

Po meczu z Chelsea Pavel Nedved ogłosił, że z końcem obecnego sezonu zamierza rozstać się z futbolem i odwiesić korki na kołek. Zapowiadał to już co prawda nie raz i nie dwa, zawsze jednak udawało się przekonać go do gry w następnym sezonie. Tym razem Czech wydaje się mówić całkiem serio, co sprawia, że wielu przemyka przed oczami cała jego kariera piłkarska i siłą rzeczy zmusza do pewnych refleksji.


Odetchnijcie z ulgą, obrońcy Serie A. Niezmordowany Pavel Nedved zdecydował, że w czerwcu zejdzie ze sceny piłkarskiej. Sprowadzony do Włoch przez Zdenka Zemana jesienią 1996 roku Czech niewątpliwie zostawi po sobie niezniszczalny ślad we włoskiej piłce nożnej. W historii na zawsze już pozostanie postać Nedveda biegnącego między obrońcami przeciwników, nieustraszenie przedzierającego się niczym Rambo przez linię defensywy rywala. Obie postacie różni tylko to, że zamiast noża w zębach albo kałasznikowa na ramieniu, Nedved biegał z piłką przy nodze. Każdy bramkarz potwierdzi jednak, że mimo tego innego nieco oręża Czech nie był wcale mniej przerażający ani śmiercionośny niż wspomniany bohater filmowy.

Nedved w dalszym ciągu pozostaje jednym z niewielu piłkarzy, którym przypisuje się najsilniejsze strzały w historii futbolu. W latach swojej największej świetności, kiedy to w 2003 roku zdobył Złotą Piłkę i pomógł Juventusowi dostać się do finału Champions League, w którym sam z konieczności nie wziął udziału, Czech zdobył 14 bramek. W tym samym sezonie był istną duszą Bianconerich, rozwiewając tym samym wątpliwości wszystkich sceptyków, którzy nie byli zbyt optymistycznie nastawieni do jego przeprowadzki do Turynu.


http://www.youtube.com/watch?v=qV9aW90yGD4
14.05.2003(Juventus - Real 3:1) i bramka Nedveda na 3-0 w jego najlepszym sezonie. Według wielu po tamtym meczu, tamtej nocy na Stadio Delle Alpi skończyła sie era &quot;Wielkiego, Galaktycznego&quot; Realu...

Szefowie Juventusu zdecydowali się sprzedać Zinedina Zidane do Realu Madryt za rekordową wówczas kwotę 50 milionów funtów, stając tym samym przed niewiarygodnie trudnym zadaniem znalezienia jego następcy. Nedved okazał się idealną odpowiedzią na potrzeby klubu. Nie była jednak o tym przekonana włoska prasa. Owszem, dziennikarze przyznawali, że Nedved jest faktycznie dobrym zawodnikiem, ale nikt wówczas nie odważył się nazwać go kimś, kto byłby w stanie odtworzyć sztukę Zidane. Z końcem roku nikt nie miał jednak żadnych wątpliwości, że inwestycja w sprowadzenie Czecha była najlepszą z możliwych. Nedved raz na zawsze zamknął usta wszystkim, którzy mieli co do niego jakiekolwiek wątpliwości.

Niektórzy mówią, że czeski zawodnik reprezentował Juventus najlepiej ze wszystkich piłkarzy grających w koszulce klubu w pierwszej dekadzie XXI wieku. Być może mają rację. Nedved to zwycięzca, gotowy do tego, by biec cały czas do przodu, przebijając głową kolejne mury, byleby tylko doprowadzić drużynę do linii mety. Do tego jego mentalność ma w sobie jeszcze coś innego. Porównanie piłkarza Starej Damy do Rambo jest o tyle celne, że kiedy Nedved upadał na boisku, robił to tak, jakby został trafiony raczej przez przebiegłego Vietconga lub członka piechoty Armii Czerwonej, niż po interwencji piłkarza drużyny przeciwnej. Zachowanie Czecha oraz sposób, w jaki upadał, tylko dolewało oliwy do ognia, jakim pałał. Niektórym posłużyło jednak jako argument przeciwko Juventusowi, który w pewnym momencie niestety znalazł się w Serie B. Wojownik został jednak na placu boju. &quot;Piłkarze odchodzą, mężczyźni zostają&quot; - powiedział wówczas, a słowa te niczym sentencja słynnego poety pozostaną chyba już na zawsze na ustach kibiców Juve. Nedved został z klubem w najtrudniejszym momencie. Nie opuścił Starej Damy, pomógł jej za to wyjść z ciemności i wrócić do świetlanej Serie A.
[Nedved]


W swojej karierze oprócz Złotej Piłki
zdobył także &quot;Golden Foot&quot; (Złotą Stopę)

Trudno wyobrazić sobie drugiego Nedveda. Na próżno szukać jego idealnego następcy, bo póki co ktoś taki chyba po prostu nie istnieje. Czech zawsze był, jest i będzie wyjątkowy. Może to właśnie dlatego tak idealnie pasuje do Juventusu. To piłkarz, który od zawsze widzi świat tylko w czerni i bieli. Takim właśnie zapamiętają go kibice.
______
Źródło: http://www.channel4.com


Di Livo, Davids, Zidane, Nedved.. aż się łezka w oku kręci ;) Jeśli decyzja Pavla okaże sie ostateczna to na pewno mecz 31.05.2009 w Turynie z Lazio będzie wydarzeniem wyjątkowym..
 
Prince de Belial 1,6M

Prince de Belial

Forum VIP
Rafał Rostkowski: Skorumpowani wciąż zatruwają polską piłkę

- Odrzucanie przez niektórych sędziów łapówkarskich ofert powodowało zemstę ludzi z korupcyjnego układu. Niestety, jeszcze nie wszyscy z nich zostali wyłapani. Ostatnio nawet się bardzo uaktywnili - mówi powiedział Rafał Rostkowski, zawodowy sędzia asystent, który miał pojechać w 2010 na mundial do RPA
Rostkowski to zawodowy sędzia asystent. Miał jechać z Grzegorzem Gilewskim na mundial, ale tamten, najlepszy polski arbiter ma korupcyjne zarzuty i zakaz sędziowania na polskich boiskach.
W grudniowym wywiadzie dla &quot;Gazety&quot; Rostkowski mówił tak: &quot;Lojalnie uprzedziłem prezesa, że jeśli PZPN nie sprawi, że nieuczciwi i niewiarygodni sędziowie sami zrezygnują, to polska piłka straci uczciwych arbitrów, którzy mają dość piłki ubrudzonej śmierdzącym błotem. Ja mam już absolutnie dosyć. Mam dość tej podłej atmosfery, parszywej korupcji ( ) Kocham ten sport, ale jeśli w polskiej piłce nie ma miejsca dla uczciwych sędziów, a jest miejsce dla bandytów, oszustów i naciągaczy, to ja się wypisuję&quot;.
Artur Brzozowski: Prezes PZPN nie wykurzył przez zimę z hukiem nieuczciwych arbitrów, a pan wiosną wciąż sędziuje...
Rafał Rostkowski: Nie huk jest najważniejszy, lecz skuteczność. Dwa razy spotkałem się z prezesem Lato i odniosłem wrażenie, że jest przejęty sytuacją w środowisku sędziowskim i zaczyna działać. Rozmawiałem też z kilkoma innymi ważnymi osobami, nie tylko z PZPN. Usłyszałem bardzo przekonujące argumenty, że warto jeszcze trochę wytrzymać w takiej atmosferze, jaka jest, bo prawdopodobnie &quot;najgorsze wkrótce będzie za nami&quot; i powinno być lepiej. Jestem optymistą.
Co takiego PZPN zrobił, że zaraził pana optymizmem?
- O pewnych rzeczach lepiej jeszcze nie mówić, żeby nic nie zepsuć. Wiem jednak, że kilka ważnych osób zrozumiało, że dopóki lojalność wśród sędziów nadal będzie rozumiana tak opacznie jak dotychczas, dopóki sami nie wprowadzimy odpowiednich standardów antykorupcyjnych, dopóty kolejne grupy kabaretowe będą robić skecze o sędziach piłkarskich.
Bardzo pan tajemniczy. Może dyskretne rozmowy odbywał pan we wrocławskiej prokuraturze?
- Ostatni raz we Wrocławiu byłem miesiąc temu, gdy sędziowałem mecz Śląska z Polonią Bytom, a wcześniej w sierpniu na meczu Śląsk - Odra, ale prokuratorów nie spotkałem. Nie trzeba jednak z nimi rozmawiać, by wiedzieć, że zanim będzie lepiej, czeka nas kolejna fala zatrzymań. Prokuratura kilku osobom postawiła ostatnio blisko 200 zarzutów, jeden trener dostał ich ponad 100. Wstydliwych zatrzymań mogą chyba uniknąć tylko ci z poczuciem winy, którzy zdecydują się w porę wycofać z piłki i sami zgłoszą się do Wrocławia.
PZPN nie ma prawa śledzić i zakładać podsłuchów. Ważne jednak, żeby nie czekał tylko na wyniki pracy organów ścigania. Związek ma projekt rozwiązań profilaktycznych, które skutecznie zniechęcą do sędziowania zarówno zamieszanych w korupcję, jak i tych, którym sędziowanie na poziomie profesjonalnym z różnych powodów nie odpowiada.
Część sędziów na samą wieść o tym zaczęła się zastanawiać nad przyszłością. Jedni przypomnieli sobie może jakieś zdarzenia z przeszłości, inni wolą skupić się na pracy zawodowej w innej branży, zadbać o zdrowie albo spędzać weekendy z rodziną. Nie oskarżajmy o korupcję każdego, kto rezygnuje, bo niektórych skrzywdzimy, a innych niejako zmusimy do trwania w sędziowaniu, bo rezygnacja będzie przyznaniem się do winy.
Marcin Wróbel i Marek Mikołajewski mają zarzuty, nie przyznają się do winy, ale związek nie pozwala im sędziować. Seryjny laureat sędziowskich Oscarów Jacek Granat tłumaczy koniec z futbolem kontuzją, a Zdzisław Bakaluk wycofał się po cichu.
- Nie znamy szczegółów tych spraw, ale każda z nich jest inna. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, bo w ten sposób nigdy nie zrobimy porządku.
Dla pana to dobrze, że niektórzy sędziowie rezygnują, bo wówczas będzie mniejsza konkurencja?
- Proszę mnie nie rozśmieszać. Przecież jeśli Grzegorz Gilewski nie wróci wkrótce do sędziowania, to razem z Maciej Wierzbowskim nie będziemy mieli z kim pojechać na mistrzostwa świata w 2010, bo inni polscy sędziowie mają niestety zbyt niskie kwalifikacje. Mało tego, już teraz wiadomo, że teoretyczne szanse na Euro 2012 czy mundial w 2014 mają tylko Gilewski i Marcin Borski, ale ten drugi ma mało czasu, by spełnić warunki. Paweł Gil czy Hubert Siejewicz mogą marzyć o mundialu dopiero w 2018 roku. Tak więc słaba konkurencja nam szkodzi, a nie pomaga.
W grudniowym wywiadzie nie zostawił pan na skorumpowanych sędziach suchej nitki. Co na to pana środowisko?
- Nikt nie wezwał mnie przed kolegium sędziów ani do wydziału dyscypliny. Ale przecież nie powiedziałem w wywiadzie nic złego. Apelowałem jedynie o jak najszybsze uzdrowienie naszego środowiska. Dostałem wiele pozytywnych sygnałów od sędziów czy nawet etatowych pracowników PZPN: &quot;Wywiad prawdziwy aż do bólu&quot;, &quot;Wreszcie ktoś to powiedział głośno, wielki dzięki&quot; czy &quot;Rafał, podziwiam cię za odwagę&quot;. Ale jeden ostrzegał: &quot;Uważaj, teraz skoczą ci do gardła&quot;. Pewien obserwator powiedział mi na ucho, że będą chcieli za wszelką cenę wykluczyć mnie z grona sędziów zawodowych. Słyszałem też, że pewien wpływowy w naszej piłce osobnik stwierdził, że &quot;takich jak ja nie powinno się wyznaczać na mecze międzynarodowe&quot;. Co ciekawe, od dłuższego czasu sam jest oskarżany o korupcję i w ogóle tego nie wyjaśnia Być może dużo wie o pewnych sprawach czy osobach i może dlatego czuje się nieusuwalny. Na wszelki wypadek stara się pacyfikować wszelkie akcje antykorupcyjne.
Tylko tyle za obrzucenie błotem własnego podwórka?
- Podwórko jest zabłocone od dawna przez skorumpowanych, a nie przeze mnie. Z kilku źródeł wiem, że z inicjatywy paru arbitrów ekstraklasy zaproponowano kolegium sędziów, aby mnie oficjalnie potępić za wywiad w &quot;Gazecie&quot;. Szef sędziów Kazimierz Stępień powiedział im, że jeśli mają coś do mnie, niech mi to przekażą osobiście. Mijają trzy miesiące, ale nadal nie powiedzieli mi nic krytycznego. Mam nadzieję, że niezadowolenie tych sędziów wynikało z niezrozumienia tekstu.
A jeśli zrozumieli?
- Wtedy ciężko ich zachowanie skomentować, bo co tu komentować. Dziwne tylko, że czekali aż miesiąc, żeby porozmawiać o tym akurat wtedy, kiedy FIFA zaprosiła mnie do Las Palmas na kurs dla czołowych europejskich sędziów asystentów. Jedno jest chyba pewne: żaden skorumpowany sędzia nie poprosi mnie o współpracę.
Kilka dni temu zatrzymano kolejnych sędziów Ekstraklasy: Mariusza Ż. I Piotra P., a już zapowiadane są następne zatrzymania.
- Miejmy nadzieję, że to tylko przyspieszy wprowadzenie rozwiązań zabezpieczających PZPN i ekstraklasę przed kolejnymi przykrymi niespodziankami. Powinno na tym zależeć wszystkim, którzy nie mają czegoś na sumieniu. Sędziom też.
Czy Mariusz Ż. i Piotr P. byli wśród tych, którzy chcieli pana potępiać?
- Słyszałem, że byli. Znam jeszcze inne nazwiska, ale wiem, że część z nich tylko przytakiwała swoim sędziom głównym, inni przyłączyli się, bo czuli presję, zadziałał instynkt stadny. Kilku przyznało potem, że nawet nie czytali tego wywiadu.
Prokuratorzy postawili zarzuty korupcyjne kilku ludziom, którzy należeli do najważniejszych w środowisku sędziowskim: Witowi Ż, Krzysztofowi P. czy Wiesławowi K. Zatrzymanie ich zrobiło wrażenie wśród arbitrów?
- Oczywiście, choć zatrzymanie Wiesława K. raczej dla nikogo nie było zaskoczeniem. W 2005 roku, jeszcze przed wybuchem afery korupcyjnej, opisałem - nie ja jedyny zresztą - zachowanie tego pana przed meczami i poprosiłem PZPN, aby nie wyznaczał mnie na spotkania, w których K. będzie obserwatorem. Moje uzasadnienie brzmiało: &quot;Kiedy spotykam pana K. przed meczem w szatni, odczuwam brak komfortu psychicznego potrzebnego do prowadzenia meczu odpowiednio dobrze i obiektywnie&quot;. Nie mogłem napisać więcej, bo nie miałem dowodów. Miałem nadzieję, że to wystarczy, ale prezesowi Michałowi Listkiewiczowi powiedziałem, że jeśli będzie trzeba, złożę obszerne wyjaśnienia wydziałowi dyscypliny.
I co się stało?
- Pojawiły się kolejne skargi na K. i Listkiewicz usunął go z listy obserwatorów. Ale wcześniej dwie osoby starały się mnie uciszyć, obie teraz pokątnie atakują mnie za wywiad...
Tylko nieliczni z arbitrów, którzy prowadzili mecze kilka lat temu, uniknęli kontaktów z prokuraturą, a tych, co sędziują, do dziś można policzyć na palcach. Co zrobić z sędziami, którzy mają korupcyjne zarzuty, ale twierdzą, że zostali pomówieni i są niewinni?
- Każdy przypadek jest inny, więc trudno znaleźć uniwersalne rozwiązanie. Bez znajomości dowodów trudno kogoś osądzać. Ale jeśli nawet okaże się, że z 250-300 zatrzymanych sąd uniewinni kilku czy kilkunastu, to nie zmieni faktu, iż skala korupcji w Polsce była ogromna i tylko żmudna praca policji i prokuratury pozwoliła odkryć i zwalczać tę patologię.
Z drugiej strony wszyscy w środowisku piłkarskim wiedzą, jak wyglądał mechanizm korupcyjny. Działacz klubu czy kierownik drużyny zbierał pieniądze wśród piłkarzy, brał je od sponsora, prezesa lub z lewej kasy z biletów z zadaniem załatwienia meczu z sędzią. Czasem dochodziło do korupcji, a czasem nie, bo działacz zatrzymywał pieniądze dla siebie. Teraz taki oszust woli obciążać sędziego, bo gdyby się przyznał, że pieniądze zostawił sobie, naraziłby się na zarzut oszustwa, wyłudzenia i korupcji. No i nie mógłby spojrzeć w oczy dawnym kolegom z klubu, których oszukiwał.
Kiedyś w II lidze piłkarze gospodarzy dwa razy przewracali się w polu karnym, a ja nie dyktowałem karnego. Wtedy jeden podbiegł do mnie i mówi: &quot;No co jest, przecież zrzucaliśmy się na pana?&quot;. Zaskoczony zażartowałem: &quot;To idźcie z reklamacją do tego, któremu daliście pieniądze&quot;.
Adwokaci oskarżonych o korupcję działaczy Arki Gdynia twierdzą, że ich klienci są ofiarą systemu, który sędziowie i obserwatorzy stworzyli za aprobatą władz PZPN. Kto nie dawał łapówki, odpadał z gry. Co pan na to?
Nie chcę być stroną w tej sprawie. Nie słyszałem, żeby sędziowie dawali ogłoszenia o treści &quot;mecz sprzedam, kupię&quot;. Korupcyjna inicjatywa prawie zawsze wychodziła ze strony działaczy klubowych, czasem oferty łapówek docierały do sędziów bezpośrednio od nich, czasem przez pośredników, czasem nie docierały. Pytanie, czy korumpowano sędziów, bo inaczej wygrać się nie dało, pozostaje otwarte. Środowisko sędziowskie ponosi winę szczególną, bo ulegało korupcji zamiast z nią walczyć. Ale nie wszyscy ulegli. Na szczęście są tacy, chociaż przez lata było im bardzo ciężko, bo odrzucanie ofert łapówkarskich często powodowało zemstę ludzi z korupcyjnego układu. Dlatego wielu dobrym i uczciwym sędziom nigdy nie udało się awansować do ekstraklasy. Niestety, jeszcze nie wszyscy z tego korupcyjnego układu zostali wyłapani i wciąż zatruwają polską piłkę.
Rozmawiał Artur Brzozowski
2009-03-30, ostatnia aktualizacja 2009-03-30 07:57
 
Prince de Belial 1,6M

Prince de Belial

Forum VIP
Wielki Brat rozprawił się z piratami



W Somalii? Nie, w Sztokholmie. Jak donosi onet szwedzki sąd dzielnie rozprawił się z niepoprawnymi młokosami.

Czterech mężczyzn, związanych z popularnym portalem Pirate Bay, ułatwiającym pobieranie z internetu nagrań muzycznych, filmów i gier komputerowych, sąd w Sztokholmie uznał w piątek za winnych pomagania w naruszaniu szwedzkich przepisów o ochronie praw autorskich.
Gottfrid Svartholm Warg, Peter Sunde, Fredrik Neij i Carl Lundstrom zostali skazani na rok więzienia. Ponadto sąd nakazał im zapłacenie odszkodowań łącznej wysokości 30 milionów koron (3,6 miliona USD) różnym firmom z branży rozrywkowej, w tym Warner Bros, Sony Music Entertainment, EMI i Columbia Pictures.

Pirate Bay stanowi dla milionów użytkowników forum pomagające w bezpłatnym pobieraniu plików, także tych z treściami chronionymi prawem autorskim. Na serwerach Pirate Bay nie ma wprawdzie takich plików, są natomiast odnośniki do nagrań, znajdujących się w komputerach użytkowników, gotowych dzielić się z innymi.

Ogromnie popularny portal Pirate Bay stał się wrogiem nr 1 przemysłu rozrywkowego, który twierdzi, że jego działalność naraziła go na milionowe straty.

Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Wszyscy czterej zapowiadali, że jeśli sąd uzna ich za winnych, będą się odwoływać.


Zezowaty mówi, że to zwycięstwo Wielkiego Brata, bo miłujący pokój Szwedzi niedawno sprawili sobie ustawę podsłuchową, zezwalającą państwu rejestrować ruch internetowy swoich obywateli bez nakazu i kontroli sądowej. Oczywiście nie idzie o żadne tam Orwelliańskie totalne inwigilacje. Chodzi o kontrolę, czyli o kasę. W Europie ich ostatnim bastionem jest wolność jednostki i jej swobody. The Pirate Bay używała - i nadużywała - tych instytucji wolnościowych w karykaturalnym rozmiarze, ale łamanie wolności w imię zysku naprawdę źle wróży światu, który znamy.

Patrzcie i słuchajcie. Na waszych oczach giną, jak dinozaury, instytucje i pojęcia, które miały trwać jak opoka. Tajemnica bankowa (Szwajcaria), tajemnica korespondencji (Szwecja), wolność komunikowania się i informacji (Szwecja). I co? I nic, cisza, tylko kilku studentów protestuje.

Nie jest tak, że zezowaty popiera jumanie, wręcz przeciwnie. Niemniej na tej stronie większość materiału narusza w pewnym stopniu prawo autorskie. I co z tego? Misa zwito lakafiorem. Nie narusza elementarnego poczucia przyzwoitości i zasad współżycia. Jeśli autor jest naruszony, albo coś innego, pisze maila i naprawione. Po krzyku. Zezowatemu nie podoba się działalność polegająca na czerpaniu zysku z hurtowej kradzieży filmów, za które ktoś nie zapłacił, ale nie stanowi to podstawy do zabierania prawa do prywatności wszystkim abonentom internetu oraz hurtowemu ich szpiegowaniu, ot tak w celach prewencyjnych, żeby im się nie chciało ściągać jakiś nielegalnych kopii.

Prawo autorskie, jak i system bańkowy - co widać i słychać i czuć - jest przestarzałe. Nie znaczy to, że należy w jego imieniu - bo postęp techniki dawno go wyprzedził - zakazać tej techniki, albo - na co wygląda - skasować głębsze (i starsze) fundamenty cywilizacji ludzkiej. Prywatność, wolność opinii i tajemnica korespondencji to fundament. Została jeszcze wolność poruszania się, tę właśnie chłopakom z Pirate Bay zabierają ????

Ciekawe były przygotowania do tego starcia, ciekawy jego przebieg, ale wynik jest jednoznaczny. Globokoncerny zabrały Ci dziś wolność oficjalnie, w Sztokholmie, europejskim centrum kultury, jazzu i demokracji. Ciekawe będą dalsze losy akcji, zwłaszcza w Parlamencie Europejskim, ale zezowaty jest na 100% pewien, że ten wyrok zamyka sprawę. Wolność i tajemnica w Europie nie istnieją. Wystarczy podejrzenie, że ściągasz bratku nielegalne filmy i już jesteś ugotowany. Ciekawe, że sam prawdopodobnie nie zdawałeś sobie sprawy, jakie wywrotowe masz narzędzie, ten internet. Mógłbyś nie daj Boże coś za darmo opublikować i rozgłosić po całym świecie, jak zezowaty? Oczywiście to spiskowa teoria. Spójrz na obrazek, co się działo w poprzednich odsłonach przełomu technicznego, a było ich kilka.



Były przesilenia, były zmiany prawa i życie szło naprzód. Jednak nie wsadzano za kratki ludzi, którzy formalnie są w porządku. Ich witryna nic zakazanego nie publikuje, jedynie umożliwia wymianę adresów i w istocie działa jak Google ;)

http://zezorro.blogspot.com/2009/04/wielki-brat-rozprawi-sie-z-piratami.html
 
Do góry Bottom