Media pełne są komentarzy po zwycięskiej walce Tomasza Adamka (42-1, 27 KO) z Michaelem Grantem (46-4, 34 KO). Zarówno eksperci, jak i kibice boksu są zgodni, że polski pięściarz nie wypadł w tym pojedynku zbyt przekonująco i jeśli starcie z Grantem traktować jako test przed spotkaniem z jednym z braci Kliczko, to wniosek może być tylko jeden – za wcześnie na walkę Polaka z mistrzami z Ukrainy.
Nie ukrywam, że oglądając ten pojedynek w polskiej telewizji i słuchając irytującego polskiego komentarza, chwilami poddawałem się również nastrojowi zniechęcenia uznając, że Adamek odniósł pyrrusowe zwycięstwo, gdyż choć zasłużenie wygrał z Grantem, to jednocześnie pokazał, że w ewentualnym pojedynku z jednym z braci Kliczko jest bez szans. Potem jednak obejrzałem tę walkę jeszcze raz, tym razem bez komentarza red. Małolepszego, który nie tylko prezentuje irytujący styl komentatorski, nadający się raczej do radia niż telewizji, ale przede wszystkim chyba zbyt pesymistycznie oceniał postawę Adamka. I tym razem, analizując walkę chłodnym okiem, doszedłem do nieco bardziej optymistycznych wniosków, którymi pragnę podzielić się z naszymi Czytelnikami.
Ogromne rozczarowanie przebiegiem walki Adamka z Grantem spowodowane jest moim zdaniem zbyt wygórowanymi oczekiwaniami przed tym starciem. Nie tylko kibice, ale również najwięksi eksperci oraz liczni pięściarze przewidywali, że Grant jest już wypalony i Polak znokautuje go najpóźniej do szóstej rundy. A tu nieoczekiwanie dla wszystkich, w tejże szóstej rundzie o włos od nokautu był właśnie Adamek, którego prawdopodobnie przed porażką przed czasem uratował gong kończący rundę. I właśnie ta sytuacja sprawiła, że wielu kibiców postawiło już na Adamku przysłowiowy krzyżyk. A przecież nie była ona konsekwencją słabej postawy Polaka, lecz wynikiem drobnego błędu, który spowodował, że nadział się on na prawą kontrę rywala. To zawsze może zdarzyć się w ferworze walki nawet najlepszym, a cios takiego giganta jak Grant ma swoją wymowę i biorąc to pod uwagę należy raczej docenić to, że Adamek nie padł po tym prawym jak kłoda. Był jednak wyraźnie zamroczony, co rzeczywiście świadczy o tym, że dobrze trafiony przez dużego pięściarza wagi ciężkiej, może przegrać przed czasem. Ale to żadna rewelacja ani zaskoczenie, bowiem jak głosi stare bokserskie porzekadło: „nie ma pięściarzy odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni”. Taka kontra zamroczyłaby każdego, z Kliczkami włącznie. Warto natomiast zauważyć, że był to jedyny tak groźny cios, który Adamek otrzymał na dystansie dwunastu rund.
Kolejnym kontrowersyjnym momentem tej walki była ostatnia runda, w której według wielu komentatorów nokaut wisiał nad Adamkiem jak katowski topór. Nic bardziej błędnego. Grant wiedząc, że walki na punkty nie wygra, ruszył do desperackiego ataku, który nie przyniósł pożądanego skutku. Adamek stracił co prawda w tej rundzie inicjatywę i trochę pogubił się w obronie, ale nawet przez chwilę nie był poważnie zagrożony i uniknął wszystkich mocnych ciosów przeciwnika. Unikał ich zresztą skutecznie przez całą walkę, inkasując za wyjątkiem wspomnianej feralnej kontry, jedynie kilka mocniejszych uderzeń. Sam trafiał za to bardzo często, w wielu płaszczyznach. Jego ciosy nie miały może spodziewanej mocy i nie od dziś wiadomo, że w królewskiej dywizji Adamek nie zalicza się do najmocniej bijących zawodników, ale w boksie wygrywa się nie tylko wielką siłą, ale może nawet bardziej ringowym sprytem, szybkością, koordynacją ruchów, techniką, no i last but not least sercem do walki, a tych cech z pewnością Polakowi nie brakuje. Można śmiało powiedzieć, że ze swoim stylem boksowania jest obecnie jednym z najbardziej ekscytujących pięściarzy w wadze ciężkiej, który stanowi poważne zagrożenie dla każdego rywala. Tak, dla każdego, a więc dla braci Kliczko również.
O tym, że duża siła nie wystarczy do zwycięstwa nad jednym z ukraińskich mistrzów przekonał się już Samuel Peter (34-3, 27 KO), który mając Władimira Kliczko (54-3, 48 KO) kilka razy na deskach w 2005 roku, przegrał z nim na punkty i za trzy tygodnie przegra zapewne po raz kolejny w mocno przeterminowanym rewanżu. Niewielu jest pięściarzy, którzy decydowali się na otwartą wojnę z Władimirem lub Witalijem Kliczko (40-2, 38 KO), w obawie przed ich znakomitymi warunkami fizycznymi. Tomasz Adamek swoją walką z Grantem udowodnił, że nie obawia się twardej konfrontacji z dużo silniejszym i większym rywalem i choćby z tego powodu można powiedzieć, że zdał „big test”. Pozostaje tylko pytanie, czy to wystarczy na zwycięstwo z jednym z braci Kliczko?
Moim zdaniem tak, jednak przed walką o mistrzowski tytuł przydałby się Adamkowi jeszcze jeden pojedynek z wymagającym rywalem o wielkich gabarytach, takim jak przymierzany już do polskiego pięściarza Lance Whitaker (35-6-1, 28 KO) lub ponad dwumetrowy David Price (7-0, 5 KO), brązowy medalista z IO w Pekinie, choć w przypadku tego drugiego jest to raczej niemożliwe biorąc pod uwagę, że to ubiegłoroczny debiutant na zawodowym ringu. Adamek potrzebuje takiej walki, aby w pełni oswoić się z warunkami rywalizacji z dużo większym i silniejszym przeciwnikiem, nawet pod względem kondycyjnym. W starciu z Grantem widać było wyraźnie jak szybko polski pięściarz tracił siły, będąc w nieustannym ruchu aby uniknąć groźnych ciosów i samemu je zadać skracając dystans. Zresztą krytykowano go za to twierdząc, że źle pracował na nogach, ale gdyby tak było w istocie, to Grant zainkasowałby może połowę tych ciosów, które dosięgły jego głowy i sam trafiałby Adamka znacznie częściej. Wpływ na dyspozycję Polaka miała z pewnością wspomniana kontra Granta z szóstej rundy, którą odczuwał chyba do końca pojedynku, gdyż w drugiej fazie walki, wraz z utratą sił, rzeczywiście prezentował się znacznie gorzej, ale i tak w pełni kontrolował przebieg starcia.
Tomasz Adamek w walce z Władimirem lub Witalijem Kliczko z pewnością nie będzie faworytem, ale nie stoi też na z góry straconej pozycji, a więc gra jest warta świeczki. Ukraińscy bracia dawno nie rywalizowali w ringu z przeciwnikiem, który byłby dla nich poważnym wyzwaniem, więc trudno przewidzieć, jak poradziliby sobie z będącym w swoim prime time, świetnie wyszkolonym i bardzo szybkim zawodnikiem. Adamek jest pięściarzem, który wyjdzie do ringu aby naprawdę wygrać z Kliczko, a nie tylko liczyć na przetrzymanie pełnego dystansu i jak najmniej kompromitującą porażkę. I naprawdę ma szanse, aby sprawić w takiej walce sporą niespodziankę. Nadchodzi czas na kolejną ukraińsko-polską bitwę o światowy championat w wadze ciężkiej i prawdziwy rewanż, nie za jakąś zamierzchłą historię z Gołotą, jak w walce z Grantem, ale za niedawną porażkę Sosnowskiego. W przyszłym roku Adamek będzie na to gotowy.