Prawdziwy charakter poznaje się w... Pampelunie
To, co wydarzyło się w trakcie całego wczorajszego dnia zaskoczyło chyba nawet Nas. Polaków, którzy przynajmniej kilka razy w roku raczeni są kolejną aferą w piłce nożnej z PZPN w roli głównej. Cyrk i zamieszanie jakie powstało przy okazji meczu Osasuny z Barceloną zostanie zapamiętany już na zawsze.
Wszystko zaczęło się od strajku, jaki od piątku rozpoczęli kontrolerzy lotów na hiszpańskich lotniskach. Ponad połowa z nich wzięła zwolnienia lekarskie i nie stawiła się w pracy tym samym kompletnie paraliżując transport powietrzny w całym kraju. Sprzeciwiali się oni prywatyzacji firmy AENA, która jest państwową organizacją obsługującą lotniska w Hiszpanii. Strajk nie został zapowiedziany i w całym kraju utknęło około ćwierć miliona pasażerów. Sytuacja zaczęła się poprawiać dopiero w sobotę popołudniu. Wcześniej, hiszpański rząd zarządził stan wyjątkowy - pierwszy raz od czasów demokratycznego ustroju kraju - a wojsko przejęło kontrolę nad kierowaniem ruchem cywilnym. Dopiero tak stanowcze postanowienie sprawy zmusiło kontrolerów do powrotu na swoje stanowiska pracy. W innym wypadku groziłaby im odpowiedzialność karna, w tym pozbawienie wolności.
Wobec panującej sytuacji w kraju, bardzo dziwnym planem wydawało się trzymanie "tradycji" wyjazdu na mecz piłkarzy FC Barcelona w dniu meczu. Niestety, w sobotę rano sprawdził się czarny scenariusz i drużyna po dotarciu na lotnisko została poinformowana, że samolot nie odleci i ruch lotniczy zostanie wznowiony najwcześniej o godzinie 13:00. Autokar z zawodnikami i sztabem szkoleniowym wrócił na Camp Nou, gdzie miał czekać na rozwój wydarzeń. Tymczasem zarząd prowadził rozmowy z Hiszpańską Federacją Piłki Nożnej (RFEF). W okolicach godziny 13 pojawiały się informacje, że RFEF podjęła decyzję o przełożeniu spotkania na niedzielę, co niebawem potwierdził Klub.
Jednakże, kilkanaście minut później zapanował jeden wielki chaos informacyjny. Najpierw pojawiały się komunikaty, że Osasuna nie zgadza się na rozegranie meczu w niedzielę i tak w ogóle to oni o niczym nie wiedzą. Rzecznik prasowy RFEF najpierw informował, że mecz jest przełożony, by później mówić: "rozegranie meczu w sobotę nie jest wykluczone". Minuty płynęły i sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, a jasnych i klarownych informacji nie było. Około godziny 15, kataloński Klub poinformował, że o 15:30 piłkarze zbiorą się pod Camp Nou, by o 16:00 wyruszyć na mecz do Pampeluny. Nie było jednak wiadomo czy spotkanie odbędzie się dziś czy jutro. Dopiero gdy drużyna wsiadła do pociągu i udała się do Saragossy, stawało się jasne, że spotkanie odbędzie się prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia. Sytuacja stawała się bardzo gorąca, a oliwy do ognia dolał RFEF, który wydał komunikat informujący, że jeżeli Barcelona nie stawi się do 20:30 na stadionie rywala to przegra walkowerem.
Przed 18 zespół dojechał na miejsce i pod eskortą policji wyruszył w autobusem w podróż do Pampeluny. Godzinę później wszystko wyjaśnił komunikat FC Barcelony opublikowany na oficjalnej stronie. Jak się okazało, Klub monitorował sprawę już od piątku i po rozmowach z AENĄ, firma zapewniła, że sobotni lot odbędzie się bez przeszkód i nie ma powodu do obaw. Dodatkowo, tego samego dnia hiszpańska Federacja zapewniła, że gdyby jednak strajk trwał dalej, to przełoży mecz na niedzielę(!) - nie mając na uwadze faktu, że we wtorek Barcelona gra mecz w Lidze Mistrzów z Rubinem Kazań. RFEF jak obiecała tak zrobiła i około godziny 13 przesłała komunikat do Barcelony o przełożeniu spotkania. Działacze Federacji zapomnieli tylko, że potrzeba do tego zgody obu klubów i kiedy Osasuna nie zgodziła się na taki obrót spraw powstał problem. No a skoro gospodarze się nie zgadzają, to postanowili cofnąć swoją pierwotną decyzję i tak, zgodnie z komunikatem Barcelony, tuż przed 15 w klubie pojawiło się pismo podpisane przez RFEF i LFP, w którym napisano, że jeżeli zespół nie stawi się na meczu to przegra walkowerem. Podjęto szybką decyzję i w trybie natychmiastową zespół Pepa Guardioli wyruszył w podróż do Pampeluny, która na szczęście zakończyła się pomyślnie. Zespół wygrał z czasem, zdążył na mecz i wygrał go w pięknym stylu.
Jak widać, cała sytuacja była jednym wielkim nieporozumieniem, w której główną rolę odegrała fatalna postawa RFEF. Wyraźnie zdenerwowany tą sytuacją był Guardiola, czego upust dał na pomeczowej konferencji prasowej. Nie ma się co dziwić, bo wobec późniejszej wygranej Realu, cała akcja mogła kosztować Barcelonę stratę punktów i pierwsze miejsce w tabeli. "Psioczyć" można na Osasunę, która nie chciała wyrazić zgody na odbycie meczu w innym terminie, ale trzeba mieć na uwadze fakt, że klub z Pampeluny postawił na nogi ogromną ilość ludzi i zapłacił na pewno sporą kwotę, by przygotować boisko na dzisiejszy pojedynek (jeszcze w piątek wieczorem murawa na Reyno de Navarra wyglądała jak polskie ulice po poniedziałkowej śnieżycy). Można by obarczyć winą Barcelonę, która zdając sobie sprawę z sytuacji jaka panuje na lotniskach, nie zdecydowała się na podróż pociągiem i autobusem już w piątek. Trzeba mieć też na uwadze, że mimo wszystko taki dojazd jest w pewien sposób męczący i nie można się dziwić, że Klub chce zapewnić swoim piłkarzom maksimum komfortu. Jeżeli podliczyć wszystkie kilometry przebyte przez zawodników w ciągu roku, to nie pomyliłbym się bardzo mówiąc, że raz na 365 dni okrążają równik.
Główna wina leży po stronie RFEF, ale Barcelona wyszła z całej sytuacji najlepiej jak mogła - z twarzą. Teoretycznie po komunikacie Federacji, Klub mógł się zbuntować, nie jechać na mecz do Pampeluny i później (zapewne) dochodzić swoich praw w sądzie. Ale tak się nie stało. Po godzinie 15 bez zbędnego gadania, szybko postanowiono, że o 16 zespół rusza na mecz. Klub postąpił bardzo honorowo i właśnie w takich sytuacjach poznaje się prawdziwy charakter. Wczorajsza akcja chyba jeszcze bardziej zbuduje morale całego zespołu, bo pokazała, że nawet takie sytuacje nie są w stanie stanąć im na przeszkodzie. Właśnie wczoraj, Blaugrana pokazała za co jest kochana przez miliony ludzi na całym świecie. Za prawdziwy, unikalny i niepowtarzalny w skali globu charakter. Pozostaje tylko ogromnie podziękować i zastosować się do słów Pepa Guardioli: "Proszę was o to, abyście nas nie opuścili. W tym roku będziemy was bardzo potrzebować".
autor: robertinho
p.s.
wiem, ze po czasie, ale ja dzisiaj sugeruje bts w Barcelonie, przed meczem
mozna było złapać 2.16 w
Betfair, teraz już od 8 minut grają, więc myślę,
że spokojnie 2,20 jest do dogrania... czemu ? własne przeczucia, Espanyol
za mało bramek stracił w tym sezonie w domu, a Getafe to nie takie ogórki
jak większość osób myśli - powodzenia.