"Zmowa" liderów kadry. To nie Michniewicz ustalał taktykę. Odsłaniamy kulisy
Czesław Michniewicz może i planował grać z Francją odważniej, co w porównaniu z meczem z Argentyną jednak niewiele znaczy, ale przede wszystkim z jego rozmów z piłkarzami wynikało, że to ma być gra na... 0:0. Nie podobało się to głównie Piotrowi Zielińskiemu i Robertowi Lewandowskiemu, który ma oczywiście najwięcej do powiedzenia w grupie piłkarzy. Kapitan kadry postanowił więc działać sam.
Robert Lewandowski i Czesław Michniewicz (Foto: Piotr Kucza/Fotopyk / newspix.pl)
REKLAMA
- Przed meczem 1/8 finału MŚ liderzy naszej kadry wzięli sprawy w swoje ręce, jeśli chodzi o podejście taktyczne do meczu
- "Po godzinach" Lewandowski spotykał się z ważnymi zawodnikami, pytał ich o zdanie i dyskutował. Potem wystarczyło po prostu, że piłkarze wyszli na boisko i zagrali po swojemu, czyli inaczej niż wcześniej. Odważniej
- Z Francją zobaczyliśmy inny zespół – to nie była Polska, która ustawiła się na własnej połowie i pilnuje wyłącznie tego, by nie stracić bramki, a może jakimś cudem, zrządzeniem losu czy dzięki błyskowi Lewandowskiego coś strzelić
Kapitan reprezentacji Polski męczył się w trzech grupowych meczach, coraz bardziej irytowała go defensywna taktyka obierana przez selekcjonera i uznał, że mecz z Francją to właściwy moment, by zmienić strategię na bardziej ofensywną. Chodziło głównie o to, by dać więcej przestrzeni Zielińskiemu, by mógł zająć się kreowaniem gry, bo do tej pory było to maksymalnie utrudnione.
Taktyka ustalana po godzinach
W praktyce wyglądało to tak, że selekcjoner prowadził zajęcia i odprawy, a kreatywni piłkarze w głowach układali swój własny pomysł na grę i rozmawiali o tym między sobą. Przed meczem z Francją "po godzinach" Robert spotykał się z ważnymi zawodnikami, pytał ich o zdanie, dyskutował. To nie tak, że przed spotkaniem 1/8 finału Lewandowski wszedł z selekcjonerem w jakąś ostrą polemikę w sprawach taktyki, zresztą chyba nikt w żadnej drużynie nie próbowałby tego robić.
Wystarczyło po prostu, że piłkarze wyszli na boisko i zagrali po swojemu, czyli inaczej niż wcześniej – odważniej, bez owianego złą sławą parkowania autobusu na własnej połowie czy wręcz w polu karnym. Najbardziej było to widoczne właśnie na przykładzie Zielińskiego, który wreszcie miał warunki do kreowania gry, brania odpowiedzialności za piłkę i nasze poczynania ofensywne.
REKLAMA
Na odprawie do piłkarzy przemówił (z rzutnika) były selekcjoner Antoni Piechniczek – ostatni, który zdobył z seniorską reprezentacją medal dużej imprezy (3. miejsce MŚ 1982) i ostatni przed Michniewiczem, który na mundialu wyszedł z grupy. Też namawiał do większej wiary we własne siły i podkreślał, że
Biało-Czerwoni nie ustępują Francuzom.
– Będąc w takiej sytuacji, w jakiej jesteście wy, piłkarze, przed tak ważnym meczem zwróciłbym uwagę na rzecz w moim przekonaniu najbardziej istotną: na wiarę we własne możliwości i piłkarskie osiągnięcia –
mówił 80-letni szkoleniowiec, co jest pokazane na vlogu Łączy Nas Piłka.
– Graliście w mistrzostwach Europy, w mistrzostwach świata, przeżyliście paru selekcjonerów. Macie olbrzymie doświadczenie i z tego doświadczenia trzeba korzystać. Nie uważać, że jesteście w czymkolwiek gorsi od Francuzów. Spróbujcie odtworzyć sobie wszystko, co wam się udało, przemyśleć, rozegrać ten mecz we własnej głowie, po to, by w jego trakcie kierować się automatyzmem i czymś, co jest przez was wyuczone, adekwatne do zaistniałej sytuacji. Po 36 latach przeszliście do historii, ale nieśmiertelność zyskuje się wtedy, kiedy przejdzie się dalej – apelował Piechniczek.
Nie ma co kalkulować
Te słowa czy "zmowa" spragnionych gry w piłkę reprezentantów stoją w opozycji do tego, co choćby jeszcze przed mundialem
zapowiadał Grzegorz Krychowiak, budząc dyskusje i obawy względem stylu, jaki będą na mistrzostwach prezentować Polacy. – My tak będziemy grać. Taka gra przynosi nam efekty. Ten sposób gry i odpowiednie przesuwanie będzie naszym sposobem do osiągania dobrych wyników – mówił środkowy pomocnik po brzydkim meczu z
Chile, który – choć wygrany 1:0 po bramce w końcówce – był zapowiedzią tego, jak będzie wyglądał turniej.
REKLAMA
Z Francją zobaczyliśmy inny zespół – to nie była
Polska, która ustawiła się na własnej połowie i pilnuje wyłącznie tego, by nie stracić bramki, a może jakimś cudem/zrządzeniem losu/dzięki błyskowi Lewandowskiego coś strzelić. Symptomatyczna była sytuacja, kiedy w 5. minucie
Biało-Czerwoni zaatakowali pressingiem w polu karnym Hugo Llorisa i stoperów, po czym przez dobre 30 sekund na połowie Les Bleus trwała istna "rąbanka" noga w nogę o piłkę, która w końcu padła łupem Polaków i Matthew Cash stanął przed szansą na dośrodkowanie w szesnastkę.
Do przerwy jednak przegrywaliśmy, po bramce w końcówce. W przerwie, kiedy w szatni dyskutowano o planie na drugą połowę, głos jak zwykle zabierali piłkarze: przede wszystkim Lewandowski.
– Tu już nie ma co kalkulować, wszystko, co mamy, zostawiamy na boisku. Jak mamy piłkę – "Glikson", "Kiwiorek" i wszyscy – Upamecano i Varane, oni idą ze mną we dwójkę. Wiecie, o co chodzi? Jak ja idę po piłkę, to nawet jak zejdę na bok albo gdzieś na tę stronę, tutaj, to Upamecano idzie i ta strefa, tutaj, jest wolna, więc boczni pomocnicy albo nawet ósemki – wykorzystajmy to raz, ale najpierw znajdźmy dobry timing, przygotujmy to, bo oni idą. Ja pójdę przez linię obrony, tych dwóch środkowych, a oni cały czas są przy mnie, więc możemy to wykorzystać – namawiał kolegów.
– Jak gramy piłką, nie wiedzą, co robić. Mogą coś zmienić, mogą zacząć grać agresywnie, ale to nic nie zmienia. Grajmy piłką, tak jak parę razy próbowaliśmy. Idźmy tam, nawet jeśli zaczną bardziej doskakiwać. Bo widać, że sobie nie radzą – dodawał Lewandowski, uczulając zespół, że w ostatnich minutach graliśmy zbyt statycznie, ale nie wolno tracić wiary, bo sytuacje będą i Francuzi nie wygrają na stojąco, jak zakładali.
"To jest droga, którą powinniśmy podążać"
Drugą odsłonę przegraliśmy 1:2 i nie była w wykonaniu Biało-Czerwonych tak dobra i zaskakująca. W głowach zawodników została ta pierwsza. – Ta pierwsza połowa, naprawdę... Możecie sobie ją obejrzeć i zobaczyć, co jeszcze można byłoby zrobić, bo to jest droga, którą powinniśmy podążać, niezależnie od tego, z kim gramy – podkreślał po ostatnim gwizdku Lewandowski. – Dokładnie! – wtórował mu Artur Jędrzejczyk.
REKLAMA
– To pokazało, że nie ma się co bać. Oczywiście błędy się zdarzają i jakieś deficyty będą, ale jeśli będziemy grali w piłkę bardziej i przyspieszali, kiedy możemy, to zobaczcie: sytuacje się zdarzają i z każdym możemy, przy większym szczęściu, zaatakować i zdobyć bramkę – dodawał kapitan i w podobnym tonie nasi liderzy ofensywy wypowiadali się dla mediów.
– Tej drużynie potrzebna jest radość z gry. Oczywiście, jak atakujemy, to jest inaczej, gdy gramy defensywnie, to radość jest mniejsza –
to zdanie Lewandowskiego powszechnie cytowano. – Cieszę się, że wyglądało to na pewno lepiej niż w poprzednich meczach. Więcej kreatywności i ruchliwości z przodu, tak to powinno wyglądać –
komentował z kolei Zieliński. – Dzisiaj w końcu pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę nożną i nieźle pokazać się przeciwko czołowym drużynom – mówił Jakub Kamiński, najmłodszy w drużynie.
Czesław Michniewicz może i planował grać z Francją odważniej, co w porównaniu z meczem z Argentyną jednak niewiele znaczy, ale przede wszystkim z jego rozmów z piłkarzami wynikało, że to ma być gra na... 0:0. Nie podobało się to głównie Piotrowi Zielińskiemu i Robertowi Lewandowskiemu, który ma...
przegladsportowy.onet.pl
Nie wiem ile w tym prawdy a ile dziennikarskiej fikcji, ale ze strony psychologicznej to słowa Krychowiaka przed mundialem były słowami wampira energetycznego, który wysysa energię z pozostałych reprezentantów
albo egocentryka czy tam narcyza, zapomniałem jak się nazywa niebezpieczne stadium tego a osoba nie jest świadoma, że to robi