Witam.
Na własnym przykładzie chciałbym przestrzec innych przed chorobą, nałogiem hazardu.
Ja niestety z nim przegrałem :-( Zaczęło się niewinnie 17 lat temu jak za czasów licealnych uciekało się z lekcji, aby puścić kupon taśmę za 2zł. Raz się wygrywało, raz przegrywało jak to w życiu. Na początku była to zabawa. Później czasy studiów, gdzie zacząłem coraz bardziej się tym interesować - analiza, czytanie forów itp. Później pierwsza
praca i automatycznie miało się większe środki na grę i zaczęłem grać przez Internet. Na początku było jak w bajce - wygrywałem i do pensji dokładałem znaczne sumy. Stawiałem sobie cele, że zbieram teraz na to lub tamto i udawało mi się to realizować. Wiadomo, że nie zawsze wygrywałem, bo tak się nie da, ale w ogólnym rozrachunku wychodziłem na plus. Życie toczyło się dalej i pojawiały się nowe cele. Skoro dotej pory udawało mi się wygrywać na drogie ciuchy, kosmetyki, wyjazdy to dlaczego nie miałoby mi się udać uzbierać na samochód. Tu zaczęły pojawiać się pierwsze schody, bo zacząłem stawiać wyższe stawki i szczęście już tak nie sprzyjało. Zacząłem przegrywać i w ogólnych rozrachunkach miesiąc po miesiącu wychodziłem na minus. W tym miejscu pohawiły się pierwsze ślady, że popadam w uzależnienie. Grałem dalej, bo kiedyś karta musi się odwrócić. Trochę mi to zajęło i po 1.5 roku udało mi się uzbierać troszkę większą sumę. Kupiłem samochód z salonu na raty plus kapitał własny, który wygrałem. Następnie w moim życiu był ciężki okres, bo zmarła bardzo bliska mi osoba. Następstwem tego było, że dostałem dużą sumę z ubezpieczenia. Pojawiły się myśli, że trochę pogram i będę mógł spłacić raty za samochód znacznie wcześniej. Grałem, ale przegrywałem. W ciągu kilku miesięcy przegrałem całą sumę jaką otrzymałem. Pojawił się żal, smutek i myśli, że trzeba odrobić to co straciłem. Znów przegrywałem. Wtedy to zacząłem brać kredyty aby mieć za co grać. Przyszedł okres, że raz się wygrywało, raz przegrywało.
Przyszedł okres w moim życiu, że poznałem cudowną dziewczynę. Razem zaczeliśmy planiwać wspólną przyszłość. Ja grałem dalej. Moja partnerka wiedziała o tym, bo sam chwaliłem się, że w tydzień udało mi się zarobić na ekskluzywne wakacje na przykład lub inne rzeczy potrzebne do mieszkania. Było cudownie, ale wtedy pojawiło się myślenie skoro tak wygrywam to może uda się uzbierać pieniądze na budowę lub kupno mieszkania. I tu pohawił się mój gwóźdź do trumny. Przegrywałem, aż zaczęło brakować mi pieniędzy na bueżące wydatki. Zacząłem brać kredyty, chwilówki. Część przeznaczałem na życie a drugą część na grę. Pojawiała się chwilówka za chwilówką aż straciłem nad tym kontrolę. W mojej głowie pojawiały się myśli wygram to spłace pożyczone pieniądze i coś mi jeszcze zostanie. Niestety ???? Zadłużenia trzeba było spłacać lub przedłużać i tak wpadłem w spiralę długów.
Przyznałem się o swoim problemie z hazardem i na początku znajomi pożyczyli mi kwotę, którą mogłem spłacić swoje długi. Chęć odrobienia strat była coraz większa i grałem dalej mimo iż obiecywałem, że nie będę tego robił. Najgorsze w tym, że zacząłem kłamać, aby odsunąć podejrzenia innych, że gram, że mam z tym problem. Mówiłem sobie przecież kiedyś wygrywałem to teraz znów mi się uda. Posówałem się do tego stopnia, że oszukiwałem najbliższych, że jestem bardzo poważnie chory. Szczerze nie wiem dlaczego tak zrobiłem. Chciałem usunąć w cień faktyczny problem. Dziś już wiem, że nałogowy hazardzista w kłamaniu jest idealnym perfekcjonistą, aby tylko móc grać. Znów pojawiły się chwilówki - tak dużo, że nawet nie pamiętałem co to za firmy, a ja dalej raniłem najbliższych kłamstwami. Przyszedł okres, że chciałem przyznać się do wszystkiego, ale nie potrafiłem tego zrobić, nie wiedziałem jak. Nie spałem po nocach, ze stresu nabawiłem się wrzodów na żołądku. Zatracałem się dalej w kłamstwie o chorobie i grałem dalej gdzie przegrywałem wszystko. W 3dni potrafiłem przegrać całą wypłatę, długów nie spłacałem.
W końcu przyszedł moment, że wszystko wyszło na jaw. Każde kłamstwo ma krótkie nogi na jaw wychodzi. W tym momencie straciłem wszystko - dziewczynę, która była aniołem i była w stanie zrobić dla mnie wszystko :-( Straciłem przyjaciół, straciłem kredyt zaufania u wszystkich. Znalazłem się na dnie. Sytuacja obecnie jest bardzo świerza. Dziś byłem u psychologa, który nakreślił mi drogę jak mogę z tego wyjść. Jutro umawiam się na terapię.
Jeśli ktoś dotarł do końca to proszę zastanówcie się nad swoją sytuacją i nie popełniajcie błędów, które ja popełniłem. Czuję się obecnie jak ostatni śmieć i zdaje sobie sprawę, że na to zasłużyłem. Pieniądze kiedyś spłacę, kredytu zaufania u nabliższych już pewnie nie. Chce się wyleczyć i z tego wyjść - a jak będzie to czas pokaże. Jeśli ktoś ma jakieś pytania lub chce o tym porozmawiać to zapraszam na priv.