Dorastał i wychowywał się na Kielecczyźnie. Z półsłonawą łezką w oku, i niechybnie sporą nutką nostalgii wspomina czasy beztroskiego dzieciństwa, kiedy ganiał się z kolegami po Starówce w Sandomierzu. Z jednej z takich zabaw ma nawet pamiątkę - około dwucentymetrową bliznę od rany na lewej skroni.
Dziś już niespełna trzydziestodwuipółletni szczęśliwy ojciec dwuletniej córki Leny, po studiach ekonomicznych na prywatnej uczelni, osiedlił się w podwarszawskich Ząbkach.
- Dopisz jeszcze do listy mleko i ketchup!
- Dobra!
- I majonez bo właśnie się kończy.
Raz w tygodniu jeździł z żoną na większe zakupy. Do marketu nie miał daleko, ale z racji mnogości kupowanych produktów zawsze jeździli autem. Droga była do znudzenia powtarzalna.
Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...
Ilekroć przejeżdżał obok tej ostatniej, zawsze zerkał okiem i uśmiechał się w duchu do siebie. Z różnych, nie do końca sprecyzowanych pobudek, miejsce to kojarzyło mu się pozytywnie. Choć sam nigdy tam nie był, ze trzy czy cztery razy, jeszcze na studiach, poszedł obstawić kilka meczów z kolegami. Jeden z nich raz wygrał trzysta złotych. Jak na studencką kieszeń, były to wówczas pieniądze które wystarczyły na dobrą wieczorną bibę.
Dziś już nie imprezuje. A przynajmniej nie tak często jak kiedyś. Czasem brakuje mu rozrywki. Jego cały czas wolny zabiera córka. Bardzo mądra - po tatusiu, jak sam często powtarza. Nawiasem mówiąc - czy jeszcze pamięta co to znaczy czas wolny?
Albert nie wygląda na swój wiek. Czuje się co najmniej o trzy lata młodziej. I tak też wygląda. Kilkudniowy zarost, ciemne włosy i nieśmiertelne jeansy. Ubiera się raczej na luzie. Bluza z kapturem i sportowe buty. Nie znosi galowych ubrań i bardzo się cieszy, że w jego pracy nie obowiązuje żaden dress code.
Pewnego dnia wybrał się na zakupy sam. Było piękne lato, a cały piłkarski świat żył właśnie emocjami związanymi z mundialem. Tak, na ulicach dawało się wyczuć atmosferę zbliżającego się piłkarskiego święta. Wiązano ogromne nadzieje z ekipą Nawałki. Polska pojutrze zagra z Senegalem.
Droga do sklepu nie różniła się niczym od tej stale pokonywanej. Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...
Coś go tknęło. Skręcił i zatrzymał się.
- Jak pan myślisz, wejdzie ta Polska? Dużo pan grasz?
- Nie, w ogóle nie gram. Teraz tak tylko na mundial. Powinni ogarnąć ten Senegal!
Obecni w środku panowie siedzący przy stoliku nie mieli zdaje się żadnych oporów z zagadywaniem do nowo wchodzących do punktu.
Belgia - Panama
Portugalia - Maroko
Francja - Peru
Tunezja - Anglia
Iran - Hiszpania
Polska - Senegal
Spośród meczów na najbliższe dni Albert wybrał te sześć. Nie miał wątpliwości, że na pierwsze trzy pary należało dać 1, a na dwie kolejne 2. Zawahanie zaś przyszło przy ostatnim typie. Chciał dać jedynkę, ale gdyby jednak Polska nie wygrała? Miałby podwójne zmartwienie. A może jednak, skoro trzy pierwsze to jedynka, to trzy ostatnie powinny być dwójką?
Cóż, typowe rozkminki gracza. Podjął w końcu decyzję i zawarł kupon za 150 złotych.
O tym jaki typ Albert dał przy meczu Polska - Senegal, ile miał do wygrania, czy wszedł mu kupon, oraz czy to była jego ostatnia wizyta w tej kolekturze, dowiecie się już w następnym odcinku
Dziś już niespełna trzydziestodwuipółletni szczęśliwy ojciec dwuletniej córki Leny, po studiach ekonomicznych na prywatnej uczelni, osiedlił się w podwarszawskich Ząbkach.
- Dopisz jeszcze do listy mleko i ketchup!
- Dobra!
- I majonez bo właśnie się kończy.
Raz w tygodniu jeździł z żoną na większe zakupy. Do marketu nie miał daleko, ale z racji mnogości kupowanych produktów zawsze jeździli autem. Droga była do znudzenia powtarzalna.
Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...
Ilekroć przejeżdżał obok tej ostatniej, zawsze zerkał okiem i uśmiechał się w duchu do siebie. Z różnych, nie do końca sprecyzowanych pobudek, miejsce to kojarzyło mu się pozytywnie. Choć sam nigdy tam nie był, ze trzy czy cztery razy, jeszcze na studiach, poszedł obstawić kilka meczów z kolegami. Jeden z nich raz wygrał trzysta złotych. Jak na studencką kieszeń, były to wówczas pieniądze które wystarczyły na dobrą wieczorną bibę.
Dziś już nie imprezuje. A przynajmniej nie tak często jak kiedyś. Czasem brakuje mu rozrywki. Jego cały czas wolny zabiera córka. Bardzo mądra - po tatusiu, jak sam często powtarza. Nawiasem mówiąc - czy jeszcze pamięta co to znaczy czas wolny?
Albert nie wygląda na swój wiek. Czuje się co najmniej o trzy lata młodziej. I tak też wygląda. Kilkudniowy zarost, ciemne włosy i nieśmiertelne jeansy. Ubiera się raczej na luzie. Bluza z kapturem i sportowe buty. Nie znosi galowych ubrań i bardzo się cieszy, że w jego pracy nie obowiązuje żaden dress code.
Pewnego dnia wybrał się na zakupy sam. Było piękne lato, a cały piłkarski świat żył właśnie emocjami związanymi z mundialem. Tak, na ulicach dawało się wyczuć atmosferę zbliżającego się piłkarskiego święta. Wiązano ogromne nadzieje z ekipą Nawałki. Polska pojutrze zagra z Senegalem.
Droga do sklepu nie różniła się niczym od tej stale pokonywanej. Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...
Coś go tknęło. Skręcił i zatrzymał się.
- Jak pan myślisz, wejdzie ta Polska? Dużo pan grasz?
- Nie, w ogóle nie gram. Teraz tak tylko na mundial. Powinni ogarnąć ten Senegal!
Obecni w środku panowie siedzący przy stoliku nie mieli zdaje się żadnych oporów z zagadywaniem do nowo wchodzących do punktu.
Belgia - Panama
Portugalia - Maroko
Francja - Peru
Tunezja - Anglia
Iran - Hiszpania
Polska - Senegal
Spośród meczów na najbliższe dni Albert wybrał te sześć. Nie miał wątpliwości, że na pierwsze trzy pary należało dać 1, a na dwie kolejne 2. Zawahanie zaś przyszło przy ostatnim typie. Chciał dać jedynkę, ale gdyby jednak Polska nie wygrała? Miałby podwójne zmartwienie. A może jednak, skoro trzy pierwsze to jedynka, to trzy ostatnie powinny być dwójką?
Cóż, typowe rozkminki gracza. Podjął w końcu decyzję i zawarł kupon za 150 złotych.
O tym jaki typ Albert dał przy meczu Polska - Senegal, ile miał do wygrania, czy wszedł mu kupon, oraz czy to była jego ostatnia wizyta w tej kolekturze, dowiecie się już w następnym odcinku