Liverpool - Arsenal
Dzisiaj przed nami szlagier tej kolejki w
Premier League. Na Anfield Road zawita ekipa The Gunners. Już przed tą kolejką było wiadomo, że będzie to niezwykle ważny mecz dla układu tabeli. Jednak po tym co stało się we wczorajszych spotkań, ranga dzisiejszego meczu chyba jeszcze wzrosła. Lider - Chelsea sensacyjnie zremisował na swoim boisku ze zdziesiątkowanym kontuzjami Evertonem. Nie popisał się także wicelider z Manchesteru, który przegrał z Aston Villą 0-1 na własnym terenie. Może pokrótce zacznę od liczb, które jednak moim zdaniem nie będą najistotniejsze w dzisiejszym meczu. Gospodarze ostatnio w nie najlepszej formie. Jak wiadomo odpadli z Ligi Mistrzów, w lidze też grają słabo. W lidze są na siódmym miejscu, z dorobkiem 24 punktów. Goście na miejscu 4 z 28 punktami na koncie. Te wszystkie zdarzenia prowadza chyba do stwierdzenia, że Liverpool gra dzisiaj o przedłużenie szans na mistrzostwo, które i tak są na chwilę obecną znikome. The Reds tracą do The Blues 13 punktów. Ewentualna wygrana zmniejszy tą stratę do 10 punktów. Będzie też jednak niezwykle istotna z czysto psychologicznego punktu. Gospodarze uwierzą, że jeszcze nie wszystko stracone. Zapowiada się, że po raz pierwszy od bardzo dawna Benitez będzie mógł desygnować do gry swoją najsilniejszą jedenastkę. Do gry wracają Aquilani i Torres. Jak mówi sam Rafa będą oni gotowi do gry od początku. Ile znaczy hiszpański napastnik dla gospodarzy wszyscy wiemy. Sądzę, że w parze z Gerrarde stanowią 50-60% siły The Reds. Dzisiaj obydwaj są zdrowi i zdolni do gry. Ta informacja musi cieszyć każdego kibica ekipy z Anfield. Przyznam szczerze, że przed obecnym sezonem, w momencie gdy jeszcze w klubie był Xavi Alonso, to właśnie Liverpool był dla mnie głównym faworytem do mistrzostwa. Wkrótce jednak potem Hiszpan odszedł do Realu. Benitez zaczął się kłócić z amerykańskimi właścicielami, Co było dalej, wszyscy wiemy: słaba postawa w lidze i niepodziewane trzecie miejsce w swojej grupie w Lidze Mistrzów. Dzisiaj Liverpool musi pokazać swój charakter i wolę walki, którą widzieliśmy nieraz u podopiecznych Beniteza. Kto wie, czy dzisiaj gospodarze nie grają o "głowę" swojego trenera. Cierpliwość właścicieli do Rafy nie będzie trwała wiecznie. Benitez ma coraz mniej argumentów, aby bronić się przed krytyką pod swoim adresem. Przejdźmy teraz do drużyny gości. Tutaj od dłuższego meczu panuje szpital, z którym jednak jak na razie Wenger potrafi sobie radzić. Co jednak rzuca się od razu w oczy to gra Kanonierów z czołowymi zespołami. Same porażki: 1-2 z Manczesterem United, 2-4 z Manchesterem City i 0-3 z Chelsea. Goście gdzieś zgubili tą swobodę i pewność, którą imponowali jeszcze na początku sezonu. W zespole Kanonierów na pewno nie zobaczymy Nicklasa Bendtnera, Gaela Clichy, Johana Djourou, Emmanuela Eboue, Kierana Gibbsa, Tomasa Rosickiego oraz Robina Van Persiego. Według nie szczególnie widoczny będzie brak tego ostatniego. Holender był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Arsenalu w obecnych rozgrywkach. Ogólnie odnoszę wrażenie, że po odejściu Adebayora, gościom brakuje wysokiego, silnego napastnika, który mógłby powalczyć w powietrzu i przetrzymać piłkę. Dlatego Wenger powoli zarzuca sieci na Edina Dżeko, który wydaje się być idealnym kandydatem do ataku The Gunners. Odejdźmy jednak od plotek transferowych i wróćmy do meczu. Wobec plagi kontuzji a także słabej gry z czołowymi ekipami ligowymi akcje Arsenalu dzisiaj nie stoją zbyt wysoko. Sam Gerrard mówi, że przyszedł dzisiaj cza, aby coś udowodnić. Jak już wspomniałem na początku dzisiaj jest dla Liverpoolu ostatni dzwonek w walce o mistrzostwo. Jest Torres, jest Gerrard, czyli wszystko co najlepsze w ekipie gospodarzy. Stawiam dzisiaj na zwycięstwo The Reds. Historia ostatnich spotkań ligowych także przemawia za The Reds. Wygrali oni trzykrotnie z Arsenalem, dwukrotnie padł remis.
Mój typ: Liverpool 2,15