Aston Villa - Arsenal Londyn
Aston Villa ( 14 miejsce; 4-5-5, 15-20 ):
Ostatnia wyprawa do Blackburn okazała się klapą. Pomimo mocnego początku spotkania i jednej świetnej sytuacji na objęcie prowadzenia, goście nie wywieźli nawet punktu. Jeśli jakieś wnioski można wyciągną po tym meczu to takie, ze młodzież Houliera ma pomysł na akcje ofensywne. Z The Rovers przyjezdni poczyniali sobie naprawdę odważnie w ataku, bardzo często dochodząc do sytuacji strzeleckich i tylko gdyby nie dobra postawa bramkarza Robinsona goście na pewno ustrzelili by co najmniej 1 bramkę. Szczególnie podobały mi się akcje skrzydłem a także szybkość z jaką gracze wymieniali piłkę i posyłali prostopadłe piłki przez linie pomocy i obrony zespołu Allardayca. Sam fakt, ze Downing i spółka oddali 11 celnych strzałów przy tylko 5 gospodarzy może wyglądać imponująco ! I tutaj dotarłem do ciekawych statystyk. Otóż, w dotychczasowych 7 spotkaniach na Ewood Park Blackburn tylko 1 raz oddało więcej strzałów celnych na bramkę niż ich rywal ! (Black 1-1 Fulham ilość strzałów celnych 5-4). Szczytem wszystkiego był mecz pierwszej kolejki wygrany z Evertonem 1-0 ze stosunkiem 3-12 celnych uderzeń na korzyść gości. Ciekawsze jest jednak to, że jak na razie zespół który przyjeżdżał na Ewood Park bez względu na wywieziony wynik, w następnej kolejce grając w roli gospodarza, nie przegrywał ! Tak było w przypadku Evertonu, Arsenalu, Fulham, Sunderlandu oraz Wigan, które tydzień po meczu z ekipa Big Sama rozgrywały mecz u siebie i nie ponosiły porażek. Czyżby zespoły te odczuwały pewien niedosyt i rozczarowanie tym, że mimo oddania większej ilości strzałów i okazji do zdobycia bramki nie wywalczyły satysfakcjonującego wyniku i w następnej kolejce „spinają się” podwójnie ?
Arsenal Londyn ( 3 miejsce; 8-2-4, 28-15 ):
My Home is my Castle ! Czyż nie tego oczekują kibice Arsenalu od swoich pupili ? Na pewno tak, lecz młodzież Wengera wydaje się być za mało odporna psychicznie żeby podołać temu wyzwaniu. Zachodzę w głowę jak można było po raz kolejny ( czyżby Wenger zapomniał pokazać młodym „Kanonierkom” skrótów z meczu Aston – Man U ? ) przegrać wygrany mecz. To nie pierwszy raz kiedy ekipa z Londynu przegrywa u siebie i mam duże wątpliwości czy ostatni w tym sezonie… Wracając do występu jedynie tytuł „two halfs game” oddaje to z czym mieliśmy do czynienia w sobote na Emirates. Arsenal od początku wyglądał jak tornado, które za chwile zmiecie Spurs. Pierwszy cios nadszedł naprawdę szybko po cudownej prostopadłej piłce Cesca do Nasriego. Duży udział przy golu miał Gomez, którego dwa kroki w tył dały tyle czasu i miejsca ile potrzebował francuz aby minąć goalkeepera gości. Świetne zawody Fabregasa w pierwszej połowie, mnóstwo podań właśnie do Samira. Hiszpan był typowym motorem i mózgiem zespołu w pierwszej połowie. Przy drugiej bramce to on podawał do asystującego Arshavina. Arsenal w pierwszej połowie kompletnie dominował w środkowej strefie, a więc tam, gdzie są najlepsi. Na nic się zdała 5 pomocników Rednappa skoro momentami była tam jedna wielka dziura a Cesc miał aż nadto czasu żeby rozgrywać , rozciągać bądź budować akcje pozycyjne, co wyglądało bardzo dobrze, ale właśnie, tylko do końca pierwszej połowy. Co się stało w szatni Tottenhamu ? Zapewne parę ciepłych słów w stylu „grajcie swoje” oraz „macie Balea w formie” z ust Rednappa. Oprócz tego świetna zmiana Defoe, który zajmował parę stoperów i rozciągał ją na boki bądź wyciągał do przodu w stronę środka, co pozwalało Van der Vaartowi i Baleowi wchodzić w strefę obronną gości ze środka, na pełnej prędkości. Tak właśnie padła pierwsza bramka zresztą. Co natomiast stało się w szatni Arsenalu, tego nie pojmuję. Nonszalancka gra, brak koncentracji i motywacji, bezmyślne zagranie ręką w polu karnym „dyrygenta” z Hiszpanii. Obrona również dała się nabrać zarówno przy pierwszym jak i 3 golu ( wokół Kaboula stało bodajże 3 obrońców a w polu karnym na 3 piłkarzy Spurs było 8 Kanonierow ). Już nie pierwszy raz gracze Wengera pokazują, że mają talent, są niesamowicie pomysłowi i zgrani, ale niestety mają za słabą psychikę i za mało doświadczenia. Ten zespół został zbalansowany w złą stronę gdyż na chwilę obecną nie ma tam doświadczonych, starszych, nazwałbym to „z innej epoki” graczy, którzy wiedzieliby jak się zachować w pewnych momentach. Łatwo przyszło, łatwo poszło… Z taką maksymą przynajmniej dla mnie zaczynają się powoli Kanonierzy utożsamiać.
H2H :
- na ostatnie 16 spotkań w EPL 1 wygrana Aston V, 6 remisów i aż 9 wygranych Arsenalu
- ostatnie 8 spotkań na Villa Park to 4 remisy i 4 wygrane Arsenalu|
- 5 na 8 spotkań kończyło się under 2,5
- Aston Villa aż w 4 z 8 meczy nie strzeliła bramki, Kanonierzy w 2 z 8 spotkań
- The Villans ani razu nie prowadzili do przerwy w tych meczach (łącznie tylko 1 gol przed przerwą)
- Arsenal łącznie zdobył 11 goli w tych meczach przy 5 Aston Villi
Jak widać, statystyki H2H absolutnie na korzyść Arsenalu. Wenger i spółka dobrze czują się na Villa Park, strzelają też tam sporo goli. Jednak trzeba wziąć pod uwagę obecną formę gości, która pozostawia wiele do życzenia. Kanonierzy zawodzą w lidze, szczególnie przed własną publiką. Ostatnio dwukrotnie zawiedli w Lidze Mistrzów przegrywając oba wyjazdowe pojedynki z Szachtarem i Braga. Nazywam ten pojedynek „meczem młodzieży” gdyż managerowie obu ekip wystawią prawdopodobnie bardzo młode wiekowo 11nastki. Na pewno bardziej utalentowani są chłopcy Wengera, ściśle wyselekcjonowani poprzez lata przez francuskiego szkoleniowca i ściągani progresywnie do angielskiego klubu. Aczkolwiek jak już pisałem, brak w tym zespole nie tyle co lidera, gdyż takowym bez wątpienia można nazwać Fabregasa (a i Nasri wg mnie bardzo często bierze gre na siebie i przejawia ochotę dowodzenia) ale starszych doświadczonych kolegów, którzy jak trzeba, potrafią dać dobrą podpowiedź i radę w trakcie meczu, posiadają bezcenne doświadczenie jak się zachowywać w niektórych momentach. Tego ewidentnie brak ekipie The Gunners dlatego też potrafią być nieprzewidywalni. Ekipa Houliera również może wyjść po raz kolejny odmłodzona, ale drużyna z Birmingham posiada w swoich szeregach doświadczonych (nawet w bojach z Arsenalem) graczy, którzy na pewno wesprą przed tym pojedynkiem cennymi uwagami swoich młodszych kolegów. Podczas typowania lubię się podpierać statystykami h2h, jednak w tym momencie wydaje mi się, że goście nie są w formie, żeby wywieźć komplet z Villa Park. Aston ostatnio zagrało rewelacyjne zawody z United ale dali się „wystrychnąć” w końcówce na własne życzenie przez Diabły. Myślę, że będziemy świadkami ciekawego spotkania, młodzież pokaże kawał kreatywnej i widowiskowej piłki, momentami będzie to gra do bólu zdyscyplinowana (wszak obaj managerzy na
Premier League „łamali nie jedne zęby”) ale momentami kompletnie pozbawiona ładu i składu. No i Arsene będzie się musiał obejść bez Fabregasa… A po cichu myśle, że mecz skończy sie remisem 1-1 choć nie można wykluczyć, że gospodarze w końcówce czegoś nie "ukąszą". W każdym bądź razie - goście nie wygrają tych zawodów !
Aston Villa - Arsenal 1x @ 1,72
Bolton - Blackpool
Bolton ( 5 miejsce; 5-7-2, 26-20 ):
Bolton gra dobrze i solidnie. Trzeba to sobie w końcu uświadomić i przyjąć do wiadomości, że manager Owen Coyle po przyjściu zrobił naprawdę świetną robotę w tym zespole. Przede wszystkim odblokował Elmandera, który wydaje się grać sezon życia. Szwed spisuje się bardzo dobrze, zdobył już 8 bramek z czego 6 na wyjazdach i ani jednej z nich z karnego. Mało tego, bramki te to naprawdę popis świetnych umiejętności technicznych, instynktowych oraz zgrania z resztą ekipy a w szczególności z Kevinem Daviesem. W ostatnim spotkaniu Kłusaki rozniosły na własnym Terenie Sroki aż 5-1 a 4 gole padły właśnie łupem tej pary ! Wprawdzie obie bramki Daviesa padły po rzutach karnych ale nie zmienia to faktu, ze obaj panowie zdobyli łącznie 14 bramek z 26 zdobytych dotychczas przez Bolton. Oglądając mecz z Newcastle odniosłem po raz kolejny wrażenie, że Bolton ma pomysł na grę, wie co chce zrobić z piłką kiedy są pod polem karnym rywala. Ich gra zawsze była szybka, ale opierała się bardziej na długich piłkach na Daviesa. To już przeszłość gdyż manager Coyle nauczył swoich podopiecznych grać szybką piłką ale po ziemi. Świetnie również wyglądają akcje pozycyjne aczkolwiek The Trotters nie starają się budować ich za długo. Rozmiar wygranej nad Srokami możemylić, gdyż goście popełniali w tym meczu błąd na błędzie. Już pierwsza bramka to głupia i bezsensowna ręka Nolana w polu karnym. Kolejne gole to błąd i zawachanie obrońców (szczególnie Collociniego, który rozegrał koszmarne zawody uwieńczone skąd inąd czerwoną kartką). Jedynie bramka Elmandera na 3-0 warta przeanalizowania, bo widać w niej wszystko to o czym pisałem. Pod bramką gospodarzy działo się momentami, ale były to akcje grane głównie pod Carolla i przeważnie powietrzem (aczkolwiek bramka padła po przypadkowym podaniu do Andyego po ziemi) Bolton może w tym sezonie poważnie powalczyć o miejsce w pucharach ale wszystko będzie zależeć od szerokości ławki, rotacji i przemęczenia głównych filarów zespołu.
Blackpool ( 12 miejsce; 5-3-6, 21-27 ):
Podoba mi się ten zespół a jeszcze bardziej jego manager Ian Holloway. Manager z jajami który nie przejmuję się tym kto co mówi i chce trenować swój zespół tak jak potrafi najlepiej. A że potrafi, pokazują wyniki. Blackpool tylko w 2 meczach nie potrafiło nawiązać kontaktu w tym sezonie (0-6 z AFC na Emirates i 0-4 z CFC na Stamford Bridge). W pozostałych meczach The Seasiders nawet jak przegrywali, robili to z „klasą” walcząc do samego końca. W ostatnim meczu upiekło im się jednak. Wygrana z Wilkami 2-1 była naprawdę szczęśliwa, gdyż goście doszli w pewnym momencie do słowa i to mocno ale po kolei. Mamy 3 minutę, długa piłka trafia do Varneya ten klei ją na klatkę piersiową i oddaje niesamowity strzał zakończony bramką. Gol z tak zwanych „jeden na milion”. Ta bramka zdecydowanie ustawiła przynajmniej pierwszą połowę a jakby tego było mało Wolves musieli przyjąć kolejny cios tuż przed przerwą kiedy Harewood wpakował piłkę do siatki. Do przerwy ekipa Hollowaya kontrolowała swoje jak i rywala pole karne. I znowu mamy „two halfs game”. W drugiej połowie totalne załamanie w ekipie gospodarzy. Blackpool zaczęło grać nerwowo, parę razy piłkarze nie do końca rozumieli się z bramkarzem Kingsonem. Wilki zaczęły mieć coraz więcej miejsca na przedpolu karnym, ogromny chaos który panował natomiast w polu karnym Blackpool pomogł zespołowi Wilków wrócić do gry dzięki kontaktowej bramce Doylea niestety dopiero w 86min. Aczkolwiek goście wcześniej mieli naprawde groźne akcje i gdyby nie bardzo dobra postawa Kingsona przy co najmniej 3 akcjach, goście mogli popsuć humory kibicom zgromadzonym na Bloomfield Road.
Ponieważ nie znalazłem żadnych H2H odnośnie obu ekip rzucimy okiem na obecną formę.
Bolton statsy :
- pilkarze Owena Coylea wygrali 3 mecze, 3 zremisowali i 1 przegrali na Reebok Stadium
- w 2 meczach na Reebok nie zdobyli gola (0-0 Fulham i 0-1 Lpool),kiedy strzelali to co najmniej 2 gole
- kiedy pierwsi strzelają gola wygrywają 3 z 4 meczy (wyjątek 2-2 z United )
- 10 goli na 15 domowych strzelali w 2 polowie spotkania
- oprocz 0-0 z Fulham w każdym innym meczu tracili min. 1 bramke w 2 polowie
- ostatnie 2 mecze to pogromy 5-1 N’castle i 4-2 Spurs
- 5 na 7 spotkan zakończone over 2,5 (sporo ponad linie, 2-2 4-2 5-1 )
Blackpool statsy:
- 3 zwyciestwa 1 remis i 4 porazki na obcych stadionach
- 4 na 8 meczy wyjazdowych zakończone z zerowym kontem strzeleckim (AFC, CFC, BIRM, WHU)
- kiedy już strzelają na wyjezdzie, to 3 razy po 2 bramki i raz 4 bramki (to daje 3 wygrane i 1 porazke)
- 5 na 8 wyjazdów zakończone over 2,5 (sporo ponad linie 4-0, 0-4, 0-6, 2-3)
- aż 5 goli z 10 wyjazdowych strzelone w ostatnich 15 min pierwszej połowy (3 znich Harewood)
- w 4 na 4 przypadkach gdy tracili pierwsi gola wyjazdowego to przegrywali mecz
Na pierwszy rzut oka już widać, ze obie ekipy lubią ofensywny styl gry i chcą dawać kibicom przyjemność z oglądania bramek. Wg statystyk są to trochę skrajnie zachowujące się zespoły gdyż albo strzelają bramki hurtowo albo po Prostu nie potrafią znaleźć sposobu na bramkarza przeciwnika. Ciekawie może wyglądać 1 połowa gdyż Kłusaki tracą dużo goli w 1 połowie a Blackpool aż połowę swoich bramek z dala od domu strzelają w ostatnim kwadransie (a łącznie 7 na 10 goli strzelonych do przerwy). Patrząc tylko na te cyfry powinniśmy być świadkami sensacyjnego prowadzenia gości do przerwy ale to tylko przez pryzmat liczb. Elmander i spółka na pewno są nieźle podbudowani ostatnimi wynikami i całą pozytywną reakcją i komentarzami jakie spadają na graczy i managera z wszystkich stron środowiska piłkarskiego. Nie jestem tylko pewien, czy gracze Wanderers są już na tyle „obyci” z takim schlebianiem. Bardzo prawdopodobne, że jeśli Coyle nie sprowadzi troszeczke swoich graczy na ziemie po wysokim aczkolwiek wg mnie bardzo ale to bardzo szczesliwym zwycięstwie ze Srokami, piłkarze mogą po prostu osiąść na laurach. A na to już napewno liczy Ian Holloway który bez żadnych zahamowań chce wygrywać i otwarcie mówi, o utrzymaniu w
Premier League. Jego gracze tylko to potwierdzają i swoją postawą na boisku zawsze odzwierciedlają myślenie i podejście do futbolu swojego szkoleniowca. Nie postawie na gospodarzy choć mają dobrą passę. Myślę, że The Seasiders mogą napsuć sporo krwi Kłusakom swoimi szalonymi i niekonwencjonalnymi akcjami. Sądzę, że goście po prostu zagrają swoje tzn. ofensywnie i bez respektu przed rywalem, i momentami Bolton może mieć problemy z narzuceniem swojego sposobu gry. Kluczem do sukcesu przyjezdnych powinno być odcięcie od podań Daviesa i „naklejka” na Elmandera. W tym meczu żaden wynik mnie nie zdziwi, może oprócz kolejnego wysokiego zwycięstwa gospodarzy. Goście mogą wyciągnąć z tego remis, a mogą też sprawić nie lada niespodziankę. Jeśli już grać, to radze X2 na Blackpool albo opcje, ze oba zespoły trafią do siatki.
both teams to score @ 1,73
Everton - West Bromwich
Everton (14 miejsce; 3-7-4, 16-15 ):
Everton w tym sezonie cieniuje. To nie jest już ta sama ekipa która na własnych śmieciach w zeszłym sezonie przegrała tylko 2 spotkania. The Toffes już teraz mają na swoim koncie 2 porażki domowe a nie ma jeszcze nawet półmetka rozgrywek. Ostatnie spotkanie z będącym w gazie Sunderlandem po sensacyjnej wygranej z Chelsea uświadamia mi jednak jedną rzecz – Everton nie przegrywa 2 spotkań z rzędu ( a jeśli już robi, to bardzo rzadko, sezon temu 2 takie serie). Nie jest to może zespół który swoim potencjałem i zaangażowaniem ofensywnym powala na kolana, ale solidnie prowadzona drużyna która jest wymagającym rywalem jeśli idzie o dostanie się pod pole karne. Świadczą o tym chociażby statystyki ale do nich odwołam się później. Ostatnie spotkanie z The Black Cats na Stadium of Light zakończyło się wynikiem sprawiedliwym według mnie a więc podziałem punktów. Trzeba przyznać, że goście czasami byli w tarapatach, ale zawsze wychodzili z nich obronną ręką. Bramka na 1-0 strzelona główką przez Cahilla była taką typową i wizytówkową bramką The Toffes – szybka wymiana piłki w środku pola, wystarczyło trochę więcej miejsca i Baines nawet nie próbując podejść z piłką bliżej pola karnego, świetnie wrzucił ją do Tim’a. Później jednak goście znaleźli się w niemałych tarapatach a to za sprawą świetnego Welbeck’a który dwukrotnie pokonał Howarda. Kiedy już Czarne Koty niesione jeszcze euforią po zwycięstwie nad Chelsea i prowadzeniem 2-1 z The Toffes myśleli, że to już koniec, ostatni rozdział tego meczu dopisał Arteta ratując 1 punkt. On i Cahill, co David Moyes zrobiłby jakby nie miał chociaż jednego z tej dwójki ? Prawdopodobnie miałby na koncie parę ładnych punktów mniej gdyż na razie w tym sezonie ta dwójka strzela naprawdę ważne bramki dla zespołu z Liverpoolu.
West Bromwich ( 16 miejsce; 4-4-6, 16-25):
Jeszcze nie tak dawno The Baggies okupowali nawet 6 miejsce w lidze ale wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I to „negatywne zaklęcie” musiało się utrzymywać nad graczami WBA w ostatniej kolejce, gdyż porażka 0-3 ze Stoke na The Hawthorns przyszła w naprawdę pechowych okolicznościach. Częściowo winni są sami gracze, którzy rozegrali naprawdę kiepskie zawody. Mało akcji ofensywnych, pomysł na grę właściwie zerowy, czasami jakaś akcja skrzydłem i wrzutka w pole karne ale nic poza tym. Nawet w takim elemencie podstawowym jak pressing gracze Roberto Di Mateo wypadli naprawdę blado. Dużo miejsca miał napastnik rywala K.Jones na którego była zagrywana spora liczba górnych piłek a ten je wygrywał. I wygrał nawet z sędziom, którego delikatnie mówiąc „nabrał” podczas wymuszania karnego. Sędzia niesłusznie wskazał na wapno i goście zdobyli prowadzenie. Na nic to jednak, nie pobudziło to gospodarzy do walki a na 5 minut przed końcem sędzia pokazał na 11 metr po raz drugi i wydaje mi się, że również była to trochę pochopna decyzja (nie takie zagrania barkiem są dopuszczalne w EPL). Strata trzeciej bramki to już kompleksowe połączenie niechęci i albo wręcz chęci ale skończenia tego meczu tu i teraz. Obrona totalnie odpuściła krycie i skończyło się golem Waltersa. Kryzys w West Brom dalej trwa a to był 2gi mecz z rzędu w którym nie zdobyli choćby gola. Wcześniej nie strzelili takiej „potędze” w obronie jak Wigan.
H2H :
- ostatni raz WBA wygrało na Goodison Park w 1979 roku wynikiem 2-0 !
- na ostatnie 4 spotkania Everton wygrał 3 i raz zremisował w roli gospodarza
- w ostatnich 3 spotkaniach gracze Moyesa wbijali gościom zawsze 2 bramki
- WBA w 2 na 4 spotkania nie potrafili znaleźć sposobu na bramkarza rywali
Everton statsy :
- 2 wygrane, 3 remisy i 2 porażki na Goodison Park zespołu Davida Moyesa
- jedyne zwycięstwa to 1-0 ze Stoke i 2-0 z Liverpoolem
- ostatnia wygrana 3 mecze domowe temu właśnie z Poolem
- ciekawostka : Stoke kolejkę wcześniej przed podróżą na Goodison uległo na własnym terenie Man United. Liverpool kolejkę przed swoim występem derbowym również uległ u siebie Blackpool. Oba zespoły przegrywały w rozmiarze 1-2. WBA ostatnie spotkanie grało na własnym terenie i przegrało 0-3…
- 5 z 7 straconych bramek padały w 2 odsłonie spotkania
- aż 4 bramki z 9 strzelonych przed własną publicznością zostały zdobyty w 90 minucie
WBA statsy :
- 1 zwycięstwo, 2 remisy i 4 porażki to dotychczasowe osiągnięcia Bromwich na wyjazdach
- jedyne zwycięstwo to sensacyjne 3-2 na Emirates przeciwko Kanonierom
- WBA w 3 z 4 przegranych spotkań nie zdobyło gola (wyjątek 1-2 z Blackpool – Mulumbu w 85’)
- 5 na 7 wyjazdowych spotkań to overy 2,5
- ostatnie 2 mecze bez strzelonej bramki (rok temu w
Championship co najwyżej 1 mecz bez gola)
West Brom chyba powoli zaczyna odczuwać różnicę między
Premier League a
Championship. Po słabych pierwszych meczach sezonu nadszedł okres kiedy podopieczni Roberto Di Mateo nie przegrali 6 spotkań z rzędu ( a grali m.in. z Arsenalem, Tottenhamem, Man United czy Boltonem). Te dobre wyniki musiały się kiedyś skończyć i nagle porażka 1-2 z Blackpool rozpoczęła nową „erę” zespołu. W ciągu ostatnich 5 spotkań tylko 1 remis z West Hamem w Londynie a pozostałe 4 mecze to porażki. Te wyniki nie mogą dziwić, zadyszka musiała w końcu przyjść i jej namacalne efekty widzimy właśnie teraz. Co do Evertonu to gracze Moyesa mają przed sobą mieszany terminarz. Mecze w których będą podejmować ekipy Wigan i Birmingham będą przeplatać z wyjazdami na Stamford Bridge czy City of Manchester Stadium. Na wyjazdach o punkty będzie cholernie ciężko, gdyż rywale gubią punkty i na pewno myślą w perspektywie kolejnych spotkań o złapaniu w końcu wiatru w żagle i zdobyciu serii zwycięstw. Dlatego Everton który uciekł tydzień temu sprzed stryczka, musi powalczyć o 3 punkty w dzisiejszym meczu. Łatwo wbrew pozorom nie będzie, gdyż West Brom podrażnione 2 meczami bez bramki na pewno postawi większą uwagę na akcje ofensywne, nawet kosztem stracenia bramki. Ważne jest dla nich, żeby zdobyć gola i odbudować mentalność strzelecką. Mecz powinien przebiegać pod dyktando gospodarzy, którzy będą chcieli od początku grać swoje, stopniowo zdobywając przewagę psychologiczną. Nie spodziewam się tutaj niesamowitych ataków od początku spotkania ze strony The Toffes, raczej stopniowe macanie przeciwnika w celu oszczędzania sił przed trudniejszymi ekipami w następnych kolejkach. To może się zemścić w pewnym momencie, dlatego The Baggies ustrzelą choć jedną bramkę, ale Everton nie pozostanie dłużny. Osobiście widzę tutaj wygraną gospodarzy w rozmiarach 2-1 ale granie po słabym kursie który oferują nam buki jest troche nieopłacalne. Lepiej pokusić się o over 2,5.
Everton - West Bromwich over 2,5
Fulham - Birmingham
Fulham ( 17 miejsce; 2-8-4, 14-17 ) :
Szczerze powiedziawszy nie przypominam sobie kiedy Fulham straciło po raz ostatni 4 bramki w jednym meczu ! Dlatego poszperałem, poczytałem i okazało się, że na zakończenie zeszłego sezonu Arsenal wbił w meczu derbowym na Emirates 4 gole zespołowi z Craven Cottage. Dwa lata temu natomiast Fulham w żadnym z 38 spotkań nie „zebrało” 4 bramek w jednym meczu. To był jednak mecz wyjazdowy a jak się okazuje, w zeszłym sezonie na własnych śmieciach tylko Chelsea, Aston Villa i Man City potrafiły wbić 2 gole które dały im 3 punkty oraz WHU ale Fulham wygrało 3-2. Dwa lata temu ten sam wyczyn zrobiły ponownie Chelsea i West Ham oraz Blackburn i Everton. Te statystyki nie kłamią. The Cottagers są u siebie naprawdę silną, wymagającą i zdyscyplinowaną ekipą dlatego zeszłotygodniowa porażka a właściwie jej rozmiary mogą niepokoić i dziwić. Z tego co udało mi się zauważyć to gracze Marka Hughesa byli za mało „agresywni” w sportowym znaczeniu. Parę razy Jo lub Tevez przepchali się przez obrońców gospodarzy którzy ewidentnie na nadążali za siłową i fizyczną grą napastników przyjezdnych. W wielu przypadkach obrońcy wyglądali jak „dzieci we mgle” a przecież to nie był ich debiutancki mecz w tym ustawieniu. Naliczyłem się kilku sytuacji w których wyszła bezproduktywna gra obronna podczas krycie rywali. Co o obronie można powiedzieć, tego nie można o bramkarzu Schwarzerze, który przy bramkach dla The Citizens nie miał za wiele do powiedzenia natomiast co mógł to wybronił. Jedyny gracz Fulham który nie był „krok w tyle” za Citowcami. Bramka honorowa to najlepsze podsumowanie chaotycznej, niezorganizowanej i gry bez pomysłu drużyny Hughesa.
Birmingham ( 15 miejsce; 3-7-4, 15-17 ) :
Bóg był w zeszłą sobotę Niebieskim, ale niestety nie z Londynu ale z Birmingham. Nie mam wątpliwości, że wygrana z The Blues była meczem z kategorii „1 na 100” gdyż gospodarze oprócz 1 akcji ofensywnej zakończonej zresztą bramką nie pokazali nic więcej w ataku. Pokazali za to dużo w obronie, ale tylko w negatywnym aspekcie. Masa błędów obrońców, Drogba który wchodził w szyki obronne jak w masło powinien był w 1 połowie ustrzelić minimum 2 bramki. Goście w dużej mierze zagrażali bramce Fostera z powietrza a ja naliczyłem się co najmniej 3 groźnych strzałów główką które mogły być śmiało zamienione na bramki (raz na drodze stanęła Didierowi poprzeczka, 2 razy świetnie spisywał się Foster). Gospodarze za nic mieli sobie coraz śmielsze ataki gości, strefa 30 metrów przed bramką Fostera właściwe przez cały mecz była do dyspozycji The Blues stąd też takie właśnie zagrożenie z powietrza (dużo czasu na wrzucenie dokładnej piłki na głowę Drogby). Momentami mecz ten przypominał spotkanie hokejowe, gdzie jeden zespół zakłada tak zwany „ hokejowy zamek” drugiej ekipie. Brak jakiegokolwiek pressingu ze strony podopiecznych Alexa McLeisha powodował, że piłkarze Ancelottiego grali często przodem do bramki, wymieniali szybkie i dokładne piłki w obrębie pola karnego aż w pewnym momencie potrafili wręcz „wcisnąć” zespół gospodarzy w ich własne pole karne. Naprawdę po tym spotkaniu śmiało można rzec, iż byliśmy świadkami „piłkarskiego cudu” , że gracze Birmingham nie stracili bramki w tym meczu.
H2H :
- na ostatnie 12 spotkań w PL (Home & away) 3 wygrane Fulham, 4 wygrane Birmingham i 5 remisów
- ostatnie 6 spotkań na Craven Cottage to 2 zwyciestwa gospodarzy, 2 remisy i 2 wygrane gości
- zarówno Fulham jak i Birmingham w 3 z 6 tych spotkań nie strzeliło bramki (1 mecz 0-0)
- 2 z 6 spotkań zakończone over 2,5 (2-1 dla
FUL i 3-2 dla BIRM) 3 undery niskie (0-0, 0-0, 1-0)
- w 3 meczach do przerwy był remis, w pozostałych 3 prowadzili goście !
Obie ekipy podejdą do tego meczu w zupełnie innych nastrojach a jednak w tym samym konkretnym celu – zdobyć 3 punkty. Jestem pewien, że ekipa McLeisha po wygranej nad The Blues przyjedzie naładowana pozytywną energią i chęcią udowodnienia, że wynik z przed tygodnia był sprawiedliwy i wręcz im się należał. Manager Hughes natomiast musi odbudować w swoich szeregach postawę obronną i zapewne na tym skupią się przede wszystkim piłkarze Fulham. Muszą być świadomi, że przed nimi wyjazdy na Emirates i Anfield a więc gra obronna przeciwko takim rywalom, to podstawa. Ostatni mecz pokazał, że dużo pracy muszą włożyć w poprawę fizyczną i psychiczną jeśli chodzi o ten aspekt gry. Nie spodziewam się dużej ilości bramek w tym spotkaniu. Po pierwsze statystyki między tymi zespołami pokazują, że zespoły te grają przeciwko sobie defensywnie i ostrożnie. Po drugie Fulham tylko raz zagrało 2 spotkania overowe2,5 przed własną publiką pod rząd. Co innego piłkarze z Birmingham którzy notują naprawdę dużo wyjazdowych meczy okraszonych co najmniej 3 bramkami ale ostatnie 2 spotkania to tylko 1 bramka (przeciwko CFC ). Uważam, że po tym co pokazali w zeszłym tygodniu przeciwko Chelsea, mogą mieć problemy ze strzeleniem bramki ekipie, która po blamażu z 4 bramkami „w plecy” będzie przede wszystkim patrzyć na tyły, a dopiero później na ofensywę. Nic tak nie denerwuje kibica
Premier League jak mocno defensywny i ostrożny futbol ale i taki możemy obejrzeć w sobotę na Craven Cottage. Typuje jednak remis ponieważ goście będą psychologicznie niesieni „euforią” po spotkaniu z CFC a gospodarze będą zwracać większą uwagę na strefę obronną. Grałbym under 2,5 w ciemno ale widzę, że bukmacherzy dali kurs w okolicach 1,60 a więc wiedzą chłopaki co robią.
Fulham - Birmingham X