>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - 3 PROMOCJE NA START! ODBIERZ 1060 ZŁ<<<
Fortuna bonus

postawnasiebie.org

A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Już w pierwszym poście tego tematu napisałem kilka zdań o blogu. W związku z tym, że zmienił się jego adres, postanowiłem napisać coś więcej.
&quot;Nie jest to blog o hazardzie. Nie jest to blog, o tym jak wyjść z hazardu. Ten blog to moja historia, z której każdy może coś wziąć dla siebie.
Blog POSTAW NA SIEBIE powstał w kwietniu 2017 roku. Założyłem go 4 miesiące po wyjściu z zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień. Powód? Denerwowało mnie to jak na Twitterze powiększało się grono osób, które zachęcały do obstawiania meczów, a żadna z nich nie mówiła czym to grozi. Postanowiłem to zmienić. Założyłem bloga, w którym opisuję swoją historię z nadzieją, że komuś pomogę.
Blog szybko zaczął mi pomagać. Stał się czymś w rodzaju terapii. Z czasem blog zaczął pomagać także innym. Pisały i wciąż piszą do mnie osoby będące w różnych fazach rozwoju uzależnienia od hazardu&quot;.
Więcej na postawnasiebie.org | Zakładka ▶ &quot;O BLOGU&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Poznajmy się trochę. Było o blogu, dziś o jego autorze, czyli o mnie.
&quot;Hazardzista uzależniony od zakładów bukmacherskich. Grałem przez ponad 10 lat. Jestem po terapii w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień, w którym spędziłem 8 tygodni, w tym święta Bożego Narodzenia i Sylwester.
Biorąc pod uwagę to jak hazard zniszczył moje życie, pobyt w ośrodku był najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przydarzyć. Zrozumiałem to jednak dopiero jakiś czas po wyjściu na wolność. Wcześniej strasznie bałem się tam jechać, a będąc tam wielokrotnie przeklinałem swoje życie. Wylałem mnóstwo łez, lecz pojawiał się też uśmiech. Poznałem tam wielu wartościowych ludzi. Innych hazardzistów, alkoholików, narkomanów… Normalnych ludzi, ale po przejściach, jak ja&quot;.
Więcej na blogu. | Zakładka ▶ &quot;O AUTORZE&quot;
 
xsebax 781

xsebax

Forum VIP
Wkladasz kij w mrowisko, prowadzac na tym forum taki temat. Jednak doceniam to. Sam moglbym tu pisac wiele, a nawet wiecej niz nie jeden sadzi ???? Jednak wole czytac opinie, ze gowno wiem o bukmacherce etc. To tylko pokazuje, jak ludzie potrafia wyciagac bledne opinie, powierzchowne ;)
Nawet w tym temacie przeczytac mozna o obstawianiu hobbistycznym. A kiedy ono sie konczy i kto wyznacza granice? Kazdy nalogowy hazardzista zaczynal od stawiania za przyslowiowe 2 PLN. Nie wszyscy maja tendencje do uzalezeniania, ale kazdy jest narazony na to. Nie raz wystarczy tylko zbieg okolicznosci, nieszczescie w zyciu, ktore ciagnie nas w chorobe. Obstawiasz dla emocji, adrenaliny? W koncu bedziesz potrzebowal jej wiecej, a granie za 1000/10 000 PLN dostarcza zdecydowanie innych emocji od postawienia za 100 czy 10 PLN ;)
Madrzejsi Ci, ktorzy sie z tym mierzyli. Dlatego powodzenia w Twojej walce, bo wiem ile to Cie kosztuje i pewnie ile w zyciu straciles przez swoja ulomnosc!
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Wracam do przedstawiania swej historii.
&quot;Mama i tata poznali prawdę. Znał ją też brat, choć wszystko działo się tak szybko, że nie miałem okazji z nim pogadać. Rozmowa z rodzicami odbyła się w sobotę. Gdy do nich jechałem nie wiedziałem jeszcze, że kilka dni później będę w ośrodku. W niedzielę musiałem więc wrócić do domu, by się spakować. W poniedziałek znów byłem u rodziców, którzy następnego dnia wieźli mnie na leczenie. Czułem ulgę, że wszyscy już o wszystkim wiedzą, że nie będę musiał dalej kłamać, ale strach mnie nie opuszczał. W dodatku te gigantyczne poczucie winy…
W domu byłem późnym popołudniem. Następnego dnia o 13 miałem wracać do rodziców. Spakowałem się, spędziłem czas z ukochaną. Bardzo chciałem też spotkać się z bratem. Zawsze byliśmy blisko, a teraz miałem zostawić go na 8 tygodni. Nie miałem jednak odwagi do niego zadzwonić. Nie rozmawialiśmy odkąd prawda o mnie wyszła na jaw. Bałem się, że mi odmówi. Bałem się tego co powie. Bałem się, że wcale nie będzie chciał ze mną gadać. Okazało się, że chciał. Zapowiedział się mojej narzeczonej, że przyjedzie w nocy wracając z jakiejś imprezy. Gdy mi o tym powiedziała, popłakałem się. Były to łzy szczęścia.
Zwykle, gdy się spotykamy urządzamy sobie turnieje w fifę, lecz tamtej nocy nikt o graniu nie myślał. Spodziewałem się, że będzie na mnie wściekły, lecz nawet jeśli był to tego nie okazywał. Widział, że jestem w rozsypce. Może nie chciał kopać leżącego? Był przerażony, ale bardzo starał się to ukryć. Nie zadawał wiele pytań. Bardziej słuchał. Starał się rozluźniać atmosferę żartując. Pocieszał, gdy trzeba było. Zachowywał się jak dobry, starszy brat. A to ja jestem starszy&quot;.
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Pożegnanie z bratem&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Wtorek. Budzi mnie dźwięk budzika. Otwieram oczy i widzę promienie słońca wpadające do pokoju. Zapowiada się piękny dzień – myślę sobie. Po chwili uświadamiam sobie, że jednak nie. Dziś wyjeżdżam do zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień. Na 8 tygodni. Z dala od bliskich i znajomych. Nigdy nie opuszczałem ich na tak długo. Gdyby to jeszcze był wakacyjny wyjazd. Ale nie. To nie miało nic wspólnego ze wczasami. Jechałem sam na Mazury, lecz nie po to, by byczyć się w krainie jezior. Była zima. Kto normalny jeździ na Mazury zimą?! Ja normalny nie byłem. W końcu jechałem tam po to, by się leczyć. Trudno się z tym pogodzić.
(...)
Gdy jechałem do ośrodka do śmiechu mi nie było. Zostawiłem narzeczoną samą w domu. Zostawiłem młodszego brata, który rozpoczynał życie w wielkim mieście. Zostawiłem rodziców, którzy przez całe życie robili wszystko, by niczego mi w życiu nie brakowało, a tego dnia wieźli mnie do ośrodka. Zostawiłem resztę rodziny. Najgorsze jest to, że na co dzień średnio utrzymywałem z nią kontakt, a jadąc na leczenie zastanawiałem się np. czy babcie będą jeszcze żyły, gdy wyjdę… Czy wszyscy z bliskich będą żyli, bo bałem się nawet o to, że stracę jej młodszych członków. Bo zima, ślisko na drogach, łatwo o wypadek. Wyjeżdżałem na 8 tygodni, a w środku czułem tak ogromny żal, jakbym odchodził na zawsze. W dodatku te gigantyczne poczucie winy. Oni mnie kochali. Tyle dla mnie robili. Ufali mi. A ja ich zawiodłem. Tak bardzo mocno ich zawiodłem. I teraz wszyscy cierpią. Przeze mnie.
(...)
Na zegarze prawie 18. Jesteśmy na miejscu. Skręcamy w ulicę na której jest ośrodek. Wyłania się duża, oświetlona brama. – To chyba tutaj – mówi ojciec i parkuje samochód. Wychodzę z auta, biorę torbę z bagażnika, podchodzę do bramy i… groby! Okazało się, że to cmentarz. Ośrodek był kilkaset metrów dalej. Brama zwyczajna. Biały budynek przypominający pensjonat. – Zajebiście, będę mieszkał w białym domu – pomyślałem.
Czytaj więcej na blogu, wpis ▶ Przyjazd do ośrodka. I co ja robię tu?
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Przeżyłem! – To pierwsze, co pomyślałem budząc się rano, po pierwszej nocy w ośrodku. Bo niby dlaczego miałem nie przeżyć? Dzień wcześniej, gdy przyjechałem, nie było to jednak oczywiste. Bałem się tak bardzo, że wkręcałem sobie najczarniejsze scenariusze. Bałem się, że moja obecność będzie komuś przeszkadzać, że wyłapię wpier*** albo ktoś pchnie mnie nożem. W końcu byłem „Świeżak”, więc w głowie miałem „Symetrię”…&quot;
Każdy dzień zaczynał się tak samo. Pobudka, prysznic, poranna fajka, śniadanie, fajka, kawa i pierwsze zajęcia. Stołówka i sala, gdzie odbywały się terapie, mieściły się w dwóch oddzielnych budynkach. Ulga po bezpiecznie przespanej nocy szybko minęła. Powrócił strach, ale musiałem jeszcze szybciej go okiełznać, bo cholernie chciało mi się palić. Palenie było dozwolone tylko w wyznaczonym miejscu, pod wiatą. Już przed śniadaniem był tam tłum. Śmierdziało wpierdolem, lecz papieros wydawał się jedynym lekarstwem na mój stan. Poszedłem zajarać, gdzie poznałem resztę ekipy, której nie było na świetlicy w dniu mojego przyjazdu. Większość w zajebistych humorach. Śmiali się, żartowali. Jakby byli po kapitalnej imprezie. Ich postawa średnio mnie uspokoiła. No bo z czego oni się cieszą?! Są alkoholikami lub hazardzistami, siedzą na Mazurach w środku zimy, w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień, z innymi patolami. W domu zostawili swoich bliskich i syf, który powstał przez obrany tryb życia. Rzeczywiście, nic tylko się śmiać. Zaufanie wzbudził u mnie facet w wieku mojego ojca. Przyzwoicie ubrany, zadbany, miły. Starosta grupy. Uznałem, że jest normalny, że muszę się go trzymać, to nić mi się nie stanie.
(...)
– Co my teraz mamy? Plastykę?! – pytam poirytowany.
– To arteterapia – opowiada jakiś chłoptaś, który ma prowadzić te zajęcia.
– Będziemy robić bombki – dodaje.
Ja pier****, gdzie ja jestem?! Rozumiem, że sporo odje*****, ale nie poje**** mnie aż tak, by uczestniczyć w tym cyrku.
– Nie będę robić żadnych bombek – odpowiadam z zaciśniętymi zębami.
– Będziesz.
– Nie! – odkrzykuję.
– Siadaj kur** na dupie i zapier***** ze wstążką! Zobaczysz, będzie fajnie! – słyszę od łysego, nabitego gościa… Widzicie to? Przekonał mnie.
Czytaj więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Początek terapii w ośrodku. Robi się grubo!
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Przyjazd do zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień to ogromny cios. Z jednej strony wiedziałem, że wobec mojej sytuacji to jedyne rozsądne wyście. Z drugiej, świadomość tego gdzie jestem oraz dlaczego tu jestem, powodowały że łzy same napływały do oczu. Do pobytu w takim ośrodku nie da się przygotować. Znajomy hazardzista, który był w podobnym i skierował mnie na leczenie wiele mi opowiadał o tym, czego mogę się spodziewać. Szybko okazało się jednak, iż by to zrozumieć – trzeba to przeżyć.
(...)
Zbliżał się czas pierwszego mojego weekendu w ośrodku. – Weekendy są najgorsze – mówili. Mieli rację. Nie ma zajęć, jest dużo wolnego czasu, czasu na przemyślenia. Gdy jesteś na Mazurach zimą i mieszkasz w środku lasu, w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień, trudno o optymizm. Weekendy były więc okresem, w którym łapało się największe doły. W pierwszą sobotę moim największym problemem było to, by powstrzymać płacz. Walczyłem z nim przez cały dzień, uległem wieczorem. Nienawidziłem siebie.
(...)
– Mamo, patrz! Żulę idą! – wykrzyczał pod naszym adresem jakiś małolat. Wszyscy wybuchli śmiechem, ja nie. W sklepie patrzyli na nas jak na złodziei. Dało się to przeżyć. Dla mnie gorszy był widok spacerując rodzin. Przypominał mi okres dzieciństwa. Powodował, że łzy podchodziły do oczu, a tęsknota za najbliższymi osiągała apogeum.
(...)
Czytaj więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Pierwszy weekend w ośrodku. Smutne oblicza sławy
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Mijał tydzień mojego pobytu w ośrodku. Powoli zaczynałem się oswajać z nową rzeczywistością. Gigantyczne wyrzuty sumienia, żal i strach wciąż wprawdzie nie dawały mi spać, ale w ciągu dnia umiałem już jakoś funkcjonować. Złapałem kontakt z innymi pacjentami, kilku nawet polubiłem. Gdy zaczynałem już wierzyć, że wytrzymam, że dam radę, nagle znów wszystko się wyje****. Gość, z którym się skumałem w pierwszej kolejności uciekł z ośrodka. Niestety, nie sam. Ukradł z kasy 10 tysięcy złotych.
Gdy zobaczyłem go pierwszy sprawiał wrażenie osoby, która w każdej chwili może wbić mi w żebro nóż. Cały w tatuażach i przewróconymi od narkotyków oczami. Uznałem, że dla własnego bezpieczeństwa dobrze będzie się z nim zaprzyjaźnić. I tak zrobiłem. Okazał się normalnym gościem. Normalnym, ale jak my wszyscy w ośrodku, po przejściach. Opowiadał o bardzo skomplikowanych relacjach z bratem. O swojej córeczce, o partnerce. Mówił o nich z takim przejęciem…
Zaczął wzbudzać zaufanie. Schodziły z niego dragi, dlatego rano i wieczorem ledwo chodził. Palić można było tylko w palarni, więc go holowaliśmy. Gadaliśmy, śmialiśmy się, byliśmy jak dobrzy kumple. Pewnego dnia na zajęciach oglądaliśmy film, który rozpoczynał się śmiercią dziecka podczas porodu. Patrzę, a koleś płacze. Terapeutka zapytała o co chodzi. Powiedział, że jego pierwsza córka zmarła w ten sposób i zapytał, czy może wyjść. Dostał zgodę. Gdy po zajęciach wyszliśmy my, nie było już po nim śladu.
(...)
Więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Minął tydzień w ośrodku. Ucieczka z 10 tysiącami
 
aka-shakal 16,7K

aka-shakal

Użytkownik
Z tego co zauważyłem to wiele osób się uzależnia z jednego prostego powodu - na początku przytrafia im się często jakaś duża wygrana (potężne emocje), a później już tak kolorowo nie jest. Właśnie czytałem nie raz, że ten pierwszy potężny zastrzyk gotówki powoduje często problemy.
 
P 102

para00

Użytkownik
Cos w tym jest ze pierwsza jakas ,,wieksza,, wygrana jest jak grom z jasnego nieba. Pozniej ciezko walczyc z mysla zeby przestac grac bo przeciez raz sie juz udalo.Na mnie (chociaz sie nie nadaje sie do bukmacherki a gram -oddaje wiele lat bukom) najbardziej dzialaja na mojà wyobraznie serie wygranych od tysiaka do 20np i zawsze (oby nie do konca zywota;) łamie sie po dluzszych przerwach rozbratu z bukami z mysla ze przyjdzie kolejna seria .Ogolnie przeklinam dzien w ktorym wszedlem 1 raz do stsu....
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Pobyt w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień? – Masakra! – myśli pewnie większość z Was. A ja dodam, że to najlepsze co mogło mi się przydarzyć! SERIO! Gdy mówię to zdanie przerażam ludzi jeszcze bardziej. Uśmiechają się, ale w ich oczach widzę strach przed psychopatą. Spokojnie, nie jestem nim. Czytajcie bloga, zrozumiecie.
(...)
Wstyd się przyznać, ale na terapii uświadomiłem sobie (czy też uświadomili mi), że moje codzienne samopoczucie było uwarunkowane od tego co o mnie mówią. Gdy mnie chwalono – “rosłem”, gdy ktoś choćby w najmniejszy sposób mnie krytykował, zwrócił uwagę (nawet delikatnie), czy żartował ze mnie, to wpadałem w furię. Funkcjonując w ten sposób wszystko robiłem pod publiczkę. Nie da się tak żyć.
(...)
Okazało się, że funkcjonując w dotychczasowy sposób budowałem sobie swój pomnik pana doskonałego. Pomnik był potężny, ale ze względu na to, że był tworzony ze sztucznych wartości, miał słabe podwaliny. Wystarczyło by ktoś zwrócił mi uwagę i pomnik się rozpadał, a ja wpadałem w furię. Nawet jeżeli nie ruszałem z kontratakiem, przykrywałem złość uśmiechem, to w głębi duszy czułem nienawiść. Ogromną nienawiść! Oto wnioski jakie zapisałem po tamtej rozmowie:&quot;
Więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Terapia w ośrodku. Smutna prawda o mnie
 
adamo80 17,4K

adamo80

Użytkownik
Ja powiem tylko tak - dziękują Bogu, że miałeś wiele osób, które pomogły Ci finansowo i psychologicznie ogarnąć to, bo wielu nie ma takiego szczęścia i ląduję po prostu na ulicy...
 
adamo80 17,4K

adamo80

Użytkownik
Tak trochę nawiązując do tego co pisałeś myślę, że dobrym pomysłem było by podniesieniu progu wiekowego dla osób dopuszczonych do hazardu... Twój początek był jak miałeś 17-18 lat... Jak czytam tu niektóre wątki w dziale kupony np. zbieram na TV 4k, zbieram na rower, jak z 10zł zrobić 1000zł itd to mi się chce na przemian śmiać i płakać... Ja mam 2x tyle lat i miałem momenty, że dałem się &quot;ponieść&quot;. Tu oczywiście nie chodzi o to, że każdy 18 latek jest podatny na hazard, a każdy 50latek nie, ale po prostu ten starszy mając za sobą różne doświadczenia życiowe potrafi się mniej zapalić i bardziej rozsądnie do tego dojść. Ja np. wprowadziłem jedną zasadę, której się trzymam, zresztą zasadę która jest powszechnie znana:
Gram tylko za tyle ile mogę stracić... Tzn. w momencie zawierania zakładu traktuję to tak jak bym wydał na piwo, (bo nawet nie na telewizor czy grę, którą potem mogę sprzedać) czy na agencję towarzyską ???? . Wprowadzając bety nie napalam się na to jakie zyski osiągnę, a raczej chcę sprawdzić czy dobrze coś wymyśliłem, czy tak się dzieje jak zagrałem, a nagroda finansowa jest tylko miłym dodatkiem. Np teraz mam złą sytuację finansową i bym mocniej coś pograł na LM, pewno by powchodziło, ale nie zamierzam bo nie mam na to środków... Nie wyobrażam sobie jak bym się czuł jak bym stracił kasę...
Bukmacherka traktowana jako hobby ma dawać przyjemność, a bukmacherka traktowana jako zawód jest dla kozaków wypranych z wszelkich emocji ???? Może jednak ja mam takie podejście bo na początku swojej przygody straciłem mnóstwo kasy, której nie miałem, nie tak jak Ty. Myślę, że paradoksalnie lepiej grać jak się miało taki początek niż jak się wygrywało na początku... Dzięki tej zasadzie i paru innym hamulcom antyhazardowym jakie wprowadziłem do swojej gry od kilku lat każdy rok kończę na plusie. W zeszłym roku był nawet najwyższy...
Ja myślę, że każda praktycznie rzecz na świecie może uzależnić, ale jednocześnie dawać przyjemność. Pewne rzeczy jak alkohol, pornografia czy właśnie bukmacherka mogą być bardziej uzależniające niż np. zbieranie znaczków co nie oznacza, że zawsze to pierwsze uzależni, a to drugie nigdy... ???? Najważniejsze, żeby po prostu czerpać z tych różnych rzeczy przyjemność, a w momencie jak to się staje bolesne dać sobie spokój...
Pamiętam setki spotkań gdzie ponosiła mnie euforia, organizm wypełniały endorfiny (oczywiście jak wygrywałem) i po takich chwilach miałem straszną ochotę i świadomie i podświadomie znowu tego zaznać więc znowu grałem, a z kolei jak przegrywałem miałem straszną ochotę się odegrać żeby uśmierzyć ten ból... I to było błędne koło. Tak było w moich początkach, jednak na szczęście nie wiele straciłem bo już wtedy miałem taki mechanizm antyhazardowy, że grałem stawkami 2zł - 5zł, ale nawet przy takich stawkach ten mechanizm działał... A przy okazji się wiele nauczyłem sportowo... Weekendy praktycznie całe oglądałem i grałem wszystkie ważniejsze ligi po 18 godzin dziennie... W ciągu tygodnia w nocy jakieś ligi peruwiańskie czy tennis czy baseball... Poszło na to mnóstwo czasu i energii...
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Gigantyczny strach, który towarzyszył mi przed przyjazdem do ośrodka oraz na początku pobytu, minął. Nauczyłem się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Nie oznacza to jednak, że ją akceptowałem. Czasem tylko tak mi się wydawało…
Miesiąc przed przyjazdem do ośrodka miałem zajebistą pracę, której zazdrościło mi większość kolegów. Zarobków pewnie jeszcze więcej. Zanim ją straciłem (przez kłamstwa związane z moją chorobą, czyt. uzależnienie od hazardu) przestała mi jednak sprawiać przyjemność. Rozważyłem odejście z niej, nawet zmianę branży. Dopiero, gdy wylądowałem w ośrodku, jej utrata mnie zabolała. Do niedawna bywałem bowiem na salonach, a nagle znalazłem się… w lesie. Na Mazurach. W środku zimy. Z innymi patolami. Robota i związany z nią fejm w przeszłości dawały mi wiele radości. W ośrodku zaś mówili mi, że mam cieszyć się z małych rzeczy: z pobliskiego jeziora, śpiewu ptaków, słonecznej pogody. Serio?! Gdy to słyszałem zastanawiałem się czy już jestem świrem, czy dopiero chcą mnie nim zrobić. Do tego dochodziła tęsknota za bliskimi, samotność, wyrzuty sumienia. Dziś pobyt w ośrodku wspominam zajebiście. Nie jestem natomiast w stanie zliczyć, ile razy będąc tam myślałem o tym, by się zabić.
(...)
– Leczysz się dla siebie! Jesteś chory na śmiertelną chorobę, która cię zabije, jeśli nie będziesz się leczyć! – słyszałem to do znudzenia. W końcu wziąłem to sobie do serca. Postanowiłem zrobić to dla siebie. Dla siebie, nie dla rodziny. Choć nie ukrywam, że w głowie miałem narzeczoną, brata, rodziców, bliskich. Bo choć zawiodłem ich tyle razy, to ich kocham. Naprawdę.
I właśnie dlatego, niemal od początku pobytu w ośrodku, miałem ogromną motywację do terapii. Mimo chęci, ta wcale nie była przyjemna. Przez przyjazdem do ośrodka myślałem, że najważniejsze jest to, bym przestał grać. W ośrodku dowiedziałem się, że to raptem kropla w morzu moich potrzeb. Hazard tak wpłynął na to jaki jestem, tak mnie zmienił, że w pewnym momencie nie wiedziałem, kim jestem naprawdę. Bez hazardu. To cholernie trudne. Bo wyobraź sobie, że masz prawie 30 lat i nagle uświadamiasz sobie, że Ty jakiego znasz, to efekt fikcji, którą stworzyłeś wspólnie ze swoją chorobą. Twoje wartości, zachowania, często nawet uczucia… Wszystko to jest sterowane przez chorobę. Choroba trwa 10 lat i terapeuta pyta: jaki jesteś naprawdę, bez hazardu? I nie wiesz. Bo wszystko czym dotychczas rozpoczynałbyś swoją charakterystykę jest… hazardowe. Kim zatem jestem, skoro nie wiem kim jestem? Jeszcze nie dawno myślałem, że jestem bogiem. Teraz okazuje się, że jestem… nikim?! Bolało.
Więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Huśtawka nastroju. W ośrodku mocno buja!
 
Otrzymane punkty reputacji: +49
W 0

wianek

Użytkownik
Twój blog otwiera oczy na wiele przesłanek mówiących o uzależnieniu, z którymi nie jeden z nas się już zetknął. Na pewno o wiele łatwiej jest czytać, niż to przeżywać. Pamiętajmy o tym. Najważniejsze, to umieć się w porę zatrzymać.
Mam nadzieję, że w Twoim życiu wszystko wróciło na właściwe tory.
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;8 tygodni w ośrodku to 56 dni z dala od rodziny, bliskich i znajomych. Dni i nocy, podczas których codziennie o nich myślałem. W przeciwieństwie do ostatnich lat, gdy ważniejsze od ich wszystkich było obstawianie meczów.
Jestem w związku już ponad 8 lat. Już po 6 miesiącach zamieszkaliśmy razem. Od tamtej pory każdy dzień wyglądał tak samo: Gdy wychodziłem z domu ona zawsze biegła do drzwi, by przytulić się na pożegnanie i pocałować. Gdy wracałem znów przybiegała, tym razem by się przywitać, z radością jakbym wracał po latach pobytu na wojnie, a najczęściej był to tylko dzień spędzony w pracy. W dodatku zawsze tuliła mnie tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Zawsze.
Odkąd urodził się mój brat byliśmy nierozłączni. Ja, jako ten starszy, bawiłem się z nim, uczyłem grać w piłkę, z czasem starałem się doradzać w jego pierwszych relacjach z koleżankami. Dopiero, gdy poszedł do gimnazjum trochę się oddaliliśmy. Jego pochłonął świat młodzieńczych lat i związanych z nimi pokus, mnie – hazard. Później bywało różnie, ale zawsze był dla mnie bardzo ważny. I ja dla niego chyba też. Nawet, gdy go zawodziłem. Był ze mną tuż przed wyjazdem do ośrodka, a wiedział już, że kredyt, na którego go naciągnąłem był na moje długi i granie.
Mama to najwspanialsza kobieta na świecie. Ze względu na system pracy taty przez większość życia wychowywała nas sama i oddawała temu całe swoje serce. Gdy słyszę czasem pytanie o definicje miłości to natychmiast w mojej głowie pojawia się – Mama. Od zawsze robiła co mogła, by wychować nas na porządnych ludzi. Ja od małego ją zawodziłem, ale Ona nigdy się nie poddawała i zawsze mnie wspierała. Zawsze. Również, gdy byłem w ośrodku.
Tata to wspaniały facet. Ze względu na jego pracę bardzo często byliśmy w rozłące, ale myślę, że to umacniało nasze więzi. Pracował po to, by niczego nie brakowało żonie i dzieciom. Może to śmiesznie zabrzmi jako, że jestem hazardzistą, lecz oddałbym sporą część zarobionych przez Tatę pieniędzy, by mieć go częściej w domu. Podczas mojego dzieciństwa tata był wymagający. Także dzięki niemu, może coś jeszcze ze mnie będzie&quot;.
(...)
Więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ 4 kupony. Stawka: Mama, tata, brat, narzeczona
 
william1 44

william1

Użytkownik
Czytam, czytam i nie wierzę ...
Co miało tak wielki wpływ na Ciebie, ze ciągle zyjesz przeszłością ? Masz poprostu wiedzieć ze jesteś hazardzistą, a nie żyć wspomnieniami hazardzisty !
Nie jeden , a większość się zadluzyla, straciła pracę, dom , rodzinę, była na odwyku, albo w wiezieniu..
Co jest wyjątkowego, zaskakującego i leczniczego w tym co piszesz ?
Bo ja tu nic takiego nie widze, ponadto uważam że sam siebie krzywdzisz i jedynie pieścisz samego siebie, bo jakiś taki delikatny jesteś. Czy pobyt w ośrodku terapeutycznym to jest jakaś trauma ? To są wakacje ! Daj już chłopiec spokój, bo to nikomu nie pomoże, a napewno Tobie, a ciągle żyjesz przeszłością jakbyś był więziony na Marsie
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Żyję tu i teraz. Pamiętam jednak o przeszłości, by w przyszłości nie powtarzać tych samych błędów. Cały czas muszę się pilnować. Dzięki temu, że opisałem przeszłość, mogę wracać do niej w chwilach kryzysu. I to jest dla mnie lecznicze.
Czy jest to zaskakujące? Dla wielu osób tak. Czy wyjątkowe? Nie. Jak słusznie zauważyłeś, ludzie mają podobne, a nawet większe problemy.
Czy się krzywdzę? Kurczę, chyba nie. Ten blog serio mi pomaga. Jest czymś w rodzaju terapii. Czy się pieszczę? Mam nadzieję, że nie, ale muszę się temu przyjrzeć. Czy jestem delikatny? Na pewno wrażliwy.
Pobyt w ośrodku nie był traumą, ale nie był dla mnie też wakacjami. To, że blog mi pomaga już napisałem. Niektórzy piszą do mnie, że pomaga i im. Niektórzy pewnie myślą jak Ty. Szanuję Waszą opinię. Natomiast póki będę czuł, że blog mi pomaga, nie zrezygnuję z niego.
 
Do góry Bottom