Ostatnio sporo działo się w światowym tenisie, a konkretnie mowa o turnieju w Melbourne, a zacznę od półfinałów mężczyzn.
Żeby zachować chronologię, najpierw Djokovic - Ferrer.
Ten mecz pokazał różnicę między tzw. Big4(3), a resztą stawki rankingowej.
Wydawałoby się, że David Ferrer, który po tym turnieju wskoczy na miejsce czwarte będzie potrafił postawić większy opór rywalowi z Serbii, być może nawet urwie mu seta, a jednak w całym meczu nie zdołał ugrać minimalnej ilości gemów, które do wygrania partii są potrzebne. Hiszpan łącznie uciułał 5(słownie: pięć) gemów. Djokovic robił co chciał, dla niego ten mecz był po prostu niezaplanowanym wcześniej treningiem przed finałem. Dochodzę do wniosku, że przez najbliższy sezon pewna granica, która umożliwia równą walkę z, pod chwilową niedyspozycję Nadala, triem Djokovic&Murray&Federer prawie na pewno nie zostanie przekroczona przez nikogo, a tym 'prawie' jest Juan Martin Del-Potro, który ma wszelkie predyspozycje do podjęcia rękawic.
Federer-Murray
Dużo bardziej wyczekiwane spotkanie półfinałowe. Mecz niesamowitej walki, emocji i zwrotów. Wygrał faworyt, czyli młodszy, silniejszy i szybszy Andy Murray. Szkot ciężko pracował w siłowni, efekty widać na pierwszy rzut oka, mocniej bite piłki dały Federerowi do zrozumienia, że jego czas powoli się kończy, że bez dawnej pewności bitych piłek nie ma szans na kolejne wielkoszlemowe rekordy.
Co do Murray'a. Nie ma śladu po Murray'u sprzed finału AO 2011, teraz to zupełnie inny zawodnik. Lepiej przygotowany mentalnie, nie rozkłada bezczynnie rąk, gdy coś mu nie wychodzi, po prostu gra swoje i cierpliwie dąży do celu. Oczywiście momentami odzywała się u niego 'stara' natura marudy, ale na szczęście dla niego nie trwało to długo.
Federer nie potrafił skutecznie i na dłuższą metę utrzymywać swojego podania. Z meczu na mecz był coraz bardziej zmęczony, dużo bardziej od Szkota. Im dłużej trwał ten mecz, tym mniejsze szanse na zwycięstwo miał Szwajcar, a w ostatnim secie niemalże nie istniał.
Czyżby niedługo miała nastąpić historyczna zmiana warty? Zobaczymy.