Fascynujące playoffy. Przez wielu zapamiętane będą jako jedna wielka niespodzianka! I to jest piękne -rzecz jasna nie typersko- ale piękne
Osobiście nie sympatyzowałem z Kingsami. Wynikało to zapewne z tego, że nadal przed oczyma mam obraz Królów pod wodzą wiekowego już Murraya. Drużynę wolną, leniwą, strzelającą bramek jak na lekarstwo i przede wszystkim drużynę, która sprawiała wrażenie ospałej. Trzeba jednak powiedzieć, że potencjału nigdy jej nie brakowało, ale jakoś nie potrafiono go wykorzystać. I tutaj pora wspomnieć o Sutterze, kolejnym kanadyjczyku za sterami LA Kings ale jakże innemu od swojego poprzednika. Nie będzie chyba przesadnym stwierdzenie, że wykrzesał z tej drużyny, bądź, co bądź pozbawionej charakteru wolę walki i sprawił, że chłopaki uwierzyli we własne umiejętności. Jasne, z pozoru wydaje się to banalne, ale fakty są faktami- hokeiści z miasta aniołów grali nie tylko efektywny ale i efektowny
hokej. Nie bali się nikogo i mimo lekkiej zadyszki pod koniec pokazali klasę. Po tym jak rozprawili się z Nutkami życzyłem im Stanleya, bo po prostu zasłużyli.
Na jednym piedestale obok Darryla Suttera trzeba postawić rzecz jasna zawodników -o czym już wspomniałem- jako monolit. Ja jednak mimo wszystko chciałbym wyróżnić trzech panów. Jeff Carter, Dustin Brown i przez niektórych niesłusznie okrzyknięty bohaterem Jonathan Quick. Ja nazwę ich jednak niepoważnymi. Moja opinia może być delikatnie stronnicza, gdyż w tym sporcie to właśnie 'goalies' kręcą mnie najbardziej. Pozycja bramkarza w
NHL jest wyjątkowa. To jakim szacunkiem się cieszy wśród graczy jest niesamowite. Bramkarze w chwili ubrania kasku stają się zabójcami, nie rzadko też są totalnymi wariatami. Kocham ich wszystkich miłością szczerą i czysto heteroseksualną
Ale
quickly wracając do Quicka, uważam, że gość jest niesamowity. Nie zmieni to oczywiście faktu, że moim ulubionym goalie jest Roberto Luongo. Quick jednak po tym sezonie wspiął się do czołówki
Na koniec należy wspomnieć o miłych niespodziankach w postaci postawy Kojotów z Arizony i Panter z Florydy. Napsuli trochę krwi uznanym markom w tych playoffach i szacunek im za to. Osobiście cieszy mnie postawa Stołecznych z Waszyngtonu. Nigdy nie ukrywałem sympatii do nich i z przyjemnością patrzyłem jak powieźli Bruins
Co czeka nas w przyszłym sezonie? Myślę, że Kings nie powtórzą swojego wyczynu. Historia pokazała, że w
NHL przeważnie underdog pokonuje mistrzów, presja może zrobić swoje. Druga sprawa to jak zachowają się wielcy przegrani? Penguins, Red Wings, Rangers, czy Blackhawks w następnym sezonie na pewno nie odpuszczą.
Pozdrawiam wszystkich. Jak reszta nie mogę nie przyznać, że przyjemnie czytało się Wasze analizy, fajnie, że tak egzotyczny w Polsce sport ma swoje grono maniaków