(12:20)
Szwajcaria - Kazachstan Obie drużyny strzelą gola 1.53 [4:1]
(16:20)
Słowacja - Finlandia Słowacja (3:0) 1.47 [1:2]
(16:20)
Czechy - USA (z dogrywką) powyżej 4.5 1.30 [2:5]
(20:20)
Niemcy - Dania 1X 1.30 [1:1, 1:2 karne]
(20:20)
Szwecja - Kanada Szwecja (2:0) 1.36 [3:5]
zwycięzcą dnia zostaje #7 Matheson (Montreal) za rzucenie kija wzdłuż bramki, gdy Szwed minął już bramkarza i strzelał do odsłoniętej. #NeverGiveUp! 
kurs 5.17
forBet
Nie są łatwe do typowania tegoroczne MŚ, ale tylko raz w roku można wziąć na moment wolne od spraw doczesnych i mieć dwa tygodnie z kilkudziesięcioma meczami hokeja. Najważniejsze, że emocji dostarczają co niemiara. Medalowe mecze dopiero od czwartku, ale kto śledził walkę o utrzymanie i starcia "kopciuszków" - Węgry vs Kazachstan, sensacyjne remisy Norwegów z
USA, Francuzów z Finlandią, a w ostatnich godzinach zwycięską kampanię "Rysi" w bataliach z Austrią i "Trójkolorowymi", wreszcie heroiczny bój Węgrów z Norwegią - ten nie może narzekać. I o to chodzi. Na każdym poziomie hokejowego rzemiosła można generować emocje.
Kazachowie musieli wczoraj wieczorem przeżyć ekstremalne emocje. Gdyby dzielni Madziarzy zdołali zakończyć swój napór wyrównującym golem na 1:1, dzisiejszy mecz nie miałby już znaczenia w kontekście walki o utrzymanie. Po bodaj 15 latach w elicie, spadłaby
Norwegia. Raz pewnie nawet podskoczyli do góry. Po koronkowym rozegraniu i potężnym one-timerze Gallo na 3:20 przed końcem, interwencją roku dla swojej drużyny popisał się Tobias Normann. Jak to nie wpadło? Ale nie wpadło - i teraz jedyną szansą na przeskoczenie w tabeli naszych "Bratanków" jest urwanie punktu walcowi Suisse. Wszystko dlatego, iż słabnący z meczu na mecz Azjaci (i 12-procentowi Europejczycy) w koszmarnym stylu przegrali bezpośrednie starcie z Węgrami. A tychże Węgrów
Szwajcaria pożarła... 10:0, grając na luzie i oddając tylko 37 strzałów (prawie 30% skuteczności, kosmos!). Taka to różnica.
Typować sensacji w tym meczu nie sposób. Równie dobrze moglibyśmy wierzyć, że
Polska urwie ten punkt Fiali&spółce. Typ na bramkę Kazachów na pierwszy rzut oka także wydaje się mało prawdopodobny, bo żelazna defensywa Alpejczyków na tych MŚ pracuje wybornie. Nikt w grupie nie stracił mniej bramek (8). Poza szalonym inauguracyjnym meczem z Czechami (4:5), potem shootouty Helweci zaliczali kolejno: z
USA (3:0), Norwegią (3:0) i wspomnianymi Węgrami (10:0). Dwie bramki zdołali im strzelić gospodarze, Duńczycy (5:2), jedną
Niemcy, w ostatniej minucie meczu (5:1). Nawet biorąc pod uwagę, że nadal nie gra ich gwiazda, Hischier (mam nadzieję, że zdoła się podleczyć na ćwierćfinał), z mecz powinien być typowym "do odegrania" dla faworyta, zaś rywal będzie miał "nóż na gardle", zapowiada się raczej kolejny atak na "kanadyjkę" asów z białymi krzyżami, aniżeli emocje związane z wynikiem.
Niemniej... Uważam, że optymalnym scenariuszem dla faworytów byłoby w miarę szybko rozstrzygnąć kwestię wyniku (czy także 1. miejsca w tabeli przed 1/4 - tego i tak nie będą wiedzieć, wszystko w rękach Czechów), a potem oszczędzać już siły na ćwierćfinał. Nawet ta grająca na pół gwizdka
Szwajcaria jakością hokejową powinna nakryć czapką tegoroczny Kazachstan, to wszyscy wiemy. Ale kiedy zrobi się luźniejszy
hokej, pojawią się też szanse dla słabeusza. Podopieczni Olega Boljakina są na tych MŚ beznadziejni - to zgodna opinia, w tym ich własnych kibiców. Którzy na forach wprost piszą, że "żdiom" relegacji. Nie chcą już dłużej na to patrzeć. A problem, poza wytykanym winowajcą (coachem) i kanonem zarzutów w takich sytuacjach (działacze bawią się dobrze w Skandynawii), do tego kontuzją bramkarza Szutowa i drugiego podstawowego golmana (broni zazwyczaj ten #3, młody 22-letni Pawlenko), jest szerszy - systemowy. Niczym u nas. Ten regres kazachskiego hokeja na przestrzeni minionej dekady jest coraz bardziej widoczny. W minionym sezonie ich "eksportowa" drużyna i duma kraju, Barys Astana (ex Nur-Sułtan), była najsłabszą ekipą
KHL nie tylko pod względem zdobyczy punktowej, ale także "z gry". A stamtąd rekrutuje się od zarania większość kadrowiczów. Na punkty szans nie było, poza inauguracyjnym meczem, gdy chyba sił było najwięcej i udało się zaskoczyć Norwegię, ale pojedyncze przebłyski Azjaci prezentowali w większości spotkań, nawet tych tragicznie granych. Przykład: akcja Wołkowa w ostatniej minucie meczu z
USA przy wyniku 0:6 i... w osłabieniu. Przechwycił w tercji obronnej, przejechał pół lodowiska, Jankesi rzucili się w pogoń, nie chcąc zostawić swojego bramkarza z ryzykiem wpuszczenia jedynej bramki tuż przed syreną - ale napastnik Kokczetaw wykończył akcję, jakby grał całe życie w
NHL, a nie na północy Kazachstanu.
To swoisty paradoks, że tak beznadziejna drużyna, nie zasługująca na utrzymanie, jak dotąd w tych MŚ
w każdym meczu strzelała bramkę. Z Amerykanami pantery z Astany i rodzimej ligi oddały 17 celnych strzałów, co jest niezłym wynikiem, jak na dwie klasy różnicy. A tych strzałów, które powinny wpaść - uczciwie przyznajmy - było więcej niż jeden. Z Czechami tłukli w bramkę Vejmelki aż 22 razy! Wpadło tylko raz, w przewadze. Mimo wszystko, jest w tej ekipie pewna jakość w osobach weterana Starczenki (jego bodaj 20 występ na MŚ) i Nikity Michailisa z Magnitogorska. Jak ktoś rok po roku robi po kilkadziesiąt punktów w czołowej ekipie Rosji, to nie może być przypadkowym graczem. Czasami coś dorzuci Orechow (choć jeszcze częściej dorzuci rywalom krążek na kontrę), czasami wspomniany Wołkow, od wielkiego dzwonu ktoś inny. Gdyby mieli jeszcze dwóch takich Michailisów i Starczenków, to nie zamiataliby nimi Duńczycy, Węgrzy i
Niemcy. I można tylko ubolewać, że na ten powolny upadek załapaliśmy się rok temu jako "wyjątek potwierdzający regułę" - Kazachowie tez obrywali po 1:10 z
USA, nas chwalono za mecze z potęgami... ale kiedy przyszło do starcia o utrzymanie, to akurat Kazachowie popełnili znacznie mniej błędów, a doświadczenie Starczenki i błysk Michailisa wystarczyły do 3:1 i zesłania nas tam, gdzie wciąż na razie nasze miejsce. Dzisiaj ten odroczony o rok wyrok wykona najpewniej Kevin Fiala, Andrighetto, Ambuhl i spółka. Będę jednak trzymał kciuki, żeby underdog pożegnał się z elitą kompletem trafień w 7 meczach. Co by o nich nie pisać po tym mundialu,
Azja potrzebuje hokeja na światowym poziomie, a przede wszystkim nie tracenia kontaktu z elitą. Odbudują się - i wrócą. Może zdążą jeszcze przed powrotem Rosji i Białorusi.
Słowacy w tym roku to taki trochę "Kazachstan Europy". Fatalne wyniki (oczywiście z perspektywy ich fanów, mających świeżo w pamięci brąz igrzysk 2022, bo my o takich moglibyśmy pomarzyć) i raczej kilkuminutowe przebłyski co mecz, aniżeli stabilna
praca wszystkich formacji. 0:5 ze Szwecją, 0:7 z Kanadą pozycjonują tegoroczną ekipę naszych sąsiadów w rankingu potęg, do którego przecież zawsze aspirują. Akurat gra z Kanadą nie byłą tak zła jak wynik, doceniam brak koncepcji ultradefensywnej - zamiast wejść w brzydki mecz i być może przegrać nisko, zagrali odważny, ambitny
hokej i aż dziwne, że nic nie wpadło. Najgorsze były mecze z ekipami, które przeciętny Słowak ma za słabsze lub o klasę słabsze - Francją, Austrią i Łotwą. Wyszarpane 2:1 z, jak się okazało, spadkowiczem, wyszarpany remis z robiącymi stałe postępy Osterreichami jeszcze dało się zrozumieć, zwłaszcza, że wszystko przyćmiły ogromne pretensje do arbitra o brak powtórki ostatniego karnego. Ale 1:5 z ekipą z Inflant wyjaśniło temat. Janosiki mogą wracać do debaty o nieobecności w kadrze ich brylancika z
NHL i tego, jak Slafkovský wymienia kolejne SMS-y z Miro Šatanem. Jedynym porządnie zagranym przez 60 minut meczem (3:1 z kopciuszkiem, Słowenią) nikt nie będzie usprawiedliwiał kadry Vladimíra Országha. Nie po to tam jechali. Zwłaszcza boli odpadnięcie z walki o top4 w grupie jeszcze w przeddzień ostatniego starcia.
Dlaczego zatem typ "pod prąd", skoro
Finlandia właśnie zdumiała świat (po raz 76243) wygrywając z Crosbym i gwiazdami
NHL? Bo myślę, że ta wygrana w prestiżowym dla obu ekip boju kosztowała sporo sił. Słusznie zainwestowanych, bo dla przeciętnego kibica Suomi (czyli każdego obywatela Krainy Tysiąca Jezior) nawet pięć z rzędu wygranych ze Słowacją nie znaczy tyle, co sprzedanie kolejnego prztyczka w nos asom z ojczyzny hokeja. Bez Miko Rantanena w składzie, w (ponoć) "najgorszym czasie fińskiej reprezentacji" - proszę bardzo. Ten kolejny "liść" sprzedany gwiazdom zza oceanu sprawił Finom mnóstwo frajdy. To było widać na trybunach, a potem jeszcze długo w fińskich mediach i w sieciach społecznościowych. Ta nacja ma po prostu hokejowego ducha, tego się nie da nauczyć, z tym się rodzi. Albo nie.
Czasu na odpoczynek... praktycznie nie ma, bo dogrywkę i karne kończyli przed 23, obowiązki pomeczowe przed północą. Oczywiście, to hokeiści - sportowe cyborgi, ale po takim maratonie i 6 meczach w nogach, to powinno być odczuwalne. Aż szkoda, że IIHF powiększając elitę jakoś nie za bardzo pomyślał o ucywilizowaniu terminarza. Nie powinno być tak, że przed meczami nr 7, decydującymi o spadkach i awansach jedni odpoczywają 40 godzin, a drudzy 14. Finowie i tak zapewne doskonale sobie poradzą, ale w zasadzie... niezbyt mają o co się mordować. Wygraną z Kanadą zapewnili sobie najważniejsze -
Łotwa nie zepchnie ich już na 4. miejsce, czyli ze zwycięzcą grupy z Herning już na pewno nie zagrają. Awans na 2. miejsce - jest możliwy tylko pod warunkiem wygranej "za trzy" z Janosikami i jednoczesnym triumfie Szwedów w 60 minutach z Klonowymi. Co może być trudne, bo duma gości z Ameryki została podrażniona i kolejnej prestiżowej batalii nie będą chcieli przegrać. Osobną kwestią jest wartość takiego ultraoptymistycznego scenariusza dla Suomi - uważam, że de facto jest niewielka, bo co to za różnica, czy wpadną na
USA, Szwajcarię czy Czechów? Z każdym będzie morderczy bój. Przed żadnym - nie uklękną. A i kombinować z wybraniem sobie rywala nie zdołają, bo mecz
Czechy -
USA będzie toczył się równolegle i trudno przypuszczać, aby któraś z ekip rozstrzygnęła go szybko na swoją korzyść.
No i wreszcie Słowacy - będę kibicował, żeby w tak nieudanym roku pozbierali się mentalnie i na koniec dali trochę radości swoim sympatykom. Jest tam sporo młodych chłopaków, którzy tego potrzebują. Kolejny łomot może zostać w psychice na dłuższy czas. Myślę, że Országh zmobilizuje ich na tyle, żeby podjęli rękawicę i zagrali ambitny
hokej "na tak", co w konfrontacji z podmęczonymi i mającymi naturalny "off" po ostatnim sukcesie Finami może przynieść zaskakująco pozytywny efekt. Porażka mniej niż trzema golami w tym wypadku wystarczy. Jeśli po klęsce z Łotwą rozsypali się mentalnie - to i tak skończy się sromotą, wówczas żadne analizy nie mają sensu. Około godziny 18 poznamy prawdę.
Duńczykom będę szczerze kibicował, żeby wykopali swoich południowych sąsiadów z turnieju. Co byłoby dla federacji DEB i całego niemieckiego środowiska okrutnym policzkiem. I co najlepsze, z wykresu formy obu ekip wynika, że jest to scenariusz całkiem realny. Oba teamy miały diametralnie różny terminarz - stąd takie wrażenie, to prawda, że głównie stąd. Duńczycy zaczęli z potęgami, zebrali trzy razy manto, podczas gdy
Niemcy trzy razy ograli kolejno: Węgrów, Kazachów i Norwegów. Bilans: 15 strzelonych, 4 stracone. W dodatku doleciał "z zamoři" Tim Stützle. I kiedy wydawało się, że dość niespodziewanie, nawet dla niemieckich fanów, ten team zatrybi i nawiąże walkę z potęgami, kontynuując piękną passę niemieckiego hokeja z ostatniej dekady, przyszedł zimny prysznic. Szwajcarzy i Czesi zrobili sobie worek treningowy z biednego Niederbergera, a Jankesi poprawili Grubaerowi szóstką. 1:5, 0:5, 3:6. W tym czasie Duńczycy otrząsnęli się po swoim bolesnym początku, a przełomem był mecz z Wegrami, gdy zaczęli koszmarnie, od 0:2 po 6 minutach... i skończyli zwycięstwem 8:2. Zadanie dla historyków sportu - czy kiedykolwiek na tym poziomie miał miejsce taki scenariusz

Zatrudniono fachowca ze Szwecji, Mikaela Gatha, i widać jego pracę. Ta ekipa rośnie z meczu na mecz, a hala w Herning naprawdę dodaje im 20% mocy. Dziś znowu 10 tysięcy ludzi będzie trzymać kciuki za największy od lat sukces. I tego im życzę, najlepiej po remisie. Wtedy typ na brak przegranej faworyta nie ucierpi, zaś MŚ zyskają niespodziankę, a w fazie pucharowej znowu usłyszelibyśmy nieśmiertelne
Vi er røde, vi er hvide, vi er danske dynamite!
Co przemawia za Niemcami? Na pewno nie hala Jyske Bank Boxen, na pewno nie ich druga gwiazda (Lukas Reichel z Blackhawks znowu nie zagra), na pewnie nie czas na regenerację, bo tego - podobnie jak Finowie - będą mieć niespełna 24 godziny. Chyba tylko Stützle, mimo wszystko jednak więcej indywidualności i doświadczenia w meczach o taką stawkę, no i fakt, że wreszcie dostaną rywala słabszego niż w trzech poprzednich meczach. Ambitnego, szalenie zmotywowanego, ale w rankingu stojącego niżej. Pora, żeby lider z Ottawa Senators wreszcie się obudził, zamiast prokurować kary, obijać słupki i parkany, a w przerwach pyskować do sędziów i robić minę obrażonego kaczątka. Trzeba oddać Timowi oraz ekipie Harolda Kreisa, że w tych przegranych meczach mieli też sporo pecha. Najświeższym przykładem dwie "patelnie" jakie zmarnowali z Czechami, gdy aż nazbyt koronkowo próbowali umieścić gumę w siatce. Tyle że za obijanie lakieru punktów nie dają. Zaś sami gole potrafili tracić tak, jak przy 4. bramce dla Czechów - we własnej przewadze, bo fajtłapa przewróciła się pod bramką i rywalowi pozostało puknąć do siatki. Dramat :| To się nie powinno powtórzyć w zespole o takiej marce.
Mecze potęg, Czechów z
USA i Kanady ze Szwecją, to będą widowiska nietypowalne. Przedsmak meczów o medale. Dodaję je do kuponu tylko ze względu na to, żeby popcorn i piwko smakowały późnym wieczorem tak samo dobrze, jak wcześniej. Każdy wynik jest możliwy. Wczoraj pomimo fenomenalnego poziomu spotkania FIN - CAN, bramek było jak na lekarstwo - dzisiaj liczę na otwartą grę wypoczętych Jankesów, a po drugiej stronie na kontynuowanie doskonałej passy w ofensywie "Pasty", który z Červenką tworzy chyba najlepszy duet tej fazy mistrzostw. A ligowiec, Jakub Flek, o którym pisali już w trakcie sezonu czeskiej ligi lepiej znający się na hokeju forumowicze, pokazuje, że topowym strzelcem Extraligi nie zostaje się z przypadku. Zasuwa do tych kontr jakby miał 18 lat, a nie 30+. Mnóstwo jakości jest w tym czeskim ataku. Podobnież jak w szwedzkim "kołowrotku" (tu prawa autorskie dzierży chyba red, Chłystek, świetnie komentujący te mecze w Polsacie). Będę liczył, że przed własną publicznością Wikingowie w tak prestiżowym meczu, wzorem swoich sąsiadów, wzniosą się na wyżyny i jeśli ulegną, to minimalnie. Personalnie, taktycznie - nie mają się kogo i czego bać, hala w Sztokholmie będzie całą żółta, odpoczynku - mieli znacznie więcej. Heia Sverige! Pozostaje życzyć wszystkim ładnych meczów
