Żałosna Barça ośmieszona przez Getafe...
Podsumowania nie będzie. Barcelona umarła. Przyznam się szczerze, że nawet nie chciało mi się oglądać dzisiejszego meczu. Byłem pewien, iż podopieczni Franka Rijkaarda utrzymają bezpieczną przewagę. Gdy zobaczyłem wyjściową jedenastkę to wiedziałem, że ten mecz wygramy i to bez większych problemów. A tu zonk, nie pierwszy i pewnie nie ostatni w tym sezonie...
Nie wiem czy Ronaldinho i spółka szczerze mówią o zdobyciu Mistrzostwa Hiszpanii, bo po dzisiejszym spotkaniu zaczynam w to wątpić. Z taką dyspozycją możemy powalczyć o tytuł mistrzowski, ale w Orange
Ekstraklasie nie umniejszając niczego naszej rodzimej lidze. Nie sprawdzałem, jaki kurs u bukmacherów był na graczy Schustera, ale wiem, że gdybym na nich postawił, to za kilka dni jeździłbym Mitshubishi Lancerem Evo X. Po żałosnym meczu, FC Barcelona skompromitowała się na Coliseum Alfonso Perez dostając lanie 4:0 i o zdobyciu Copa del Rey może już tylko pomarzyć. Śmiem twierdzić, iż był to najgorszy pseudospektakl tego zespołu za kadencji Franka Rijkaarda...
Już od pierwszych minut gospodarze ruszyli do ataku zdają sobie sprawę, iż muszą zagrać wyjątkowo by dokonać niemożliwego i wyeliminować "Dumę" Katalonii. Pierwszą groźną sytuację zespół spod Madrytu stworzył sobie w 23. minucie, kiedy to Guiza wyszedł sam na sam z Jorquerą. Na całe szczęście rezerwowy bramkarz Blaugrany wyszedł zwycięsko z całej sytuacji, ale co się odwlecze to nie uciecze...
Co prawda jeszcze w 37. minucie ten sam człowiek zdołał wybronić zespół od straty bramki, ale już chwilę później był bez szans. Bardzo dobrym strzałem zza pola karnego popisał się Casquero i gospodarze wyszli na prowadzenie. Barça chyba zapadła w spóźniony zimowy sen niczym niedźwiedź polarny gdyż już cztery minuty później było 2:0. Defensorzy zespołu ze stolicy Katalonii chyba nie wiedzieli, gdzie są i co robią, a takie błędy Guiza wykorzystuje z zamkniętymi oczami i związanymi nogami. Zrobiło się groźnie, piłkarze w bordowo-granatowych koszulkach schodzili na przerwę ze spuszczonymi głowami i trudno się dziwić.
W szatni Frank Rijkaard powinien nieźle ochrzanić swoich podopiecznych, czy tak zrobił tego się pewnie nie dowiemy. Wiem natomiast jedno. Po tym, co katalońskie gwiazdy zaprezentowały w pierwszej połowie, nie zasłużyły nawet na wodę do picia. Pomyślałem jednak... gorzej być nie może... Jak się okazało Barça może wszystko.
Przez pierwsze kilka minut można było się łudzić, iż Ronaldinho i spółka wzięli do serca sobie słowa trenera, ale rzeczywistość okazała się brutalna, a stwierdzenie "nadzieja matką głupich" w przypadku Barcelony sprawdziło się po raz kolejny (czas umierać).
Począwszy od 55. minuty na boisku istniał ponownie tylko jeden zespół. Oczywiście nie była to Barça, lecz skazywane na pożarcie Getafe. Mężczyźni trenowani przez Bernda Schustera na boisku robili, co chcieli, a bezbronni chłopcy Franka Rijkaarda mogli tylko patrzeć jak gospodarze co chwilę szarżują na bramkę Jorquery... Turdno było uwierzyć w to co działo się tego wieczoru na przedmieściach Madrytu. Mecz był jak pojedynek doskonale zorganizowanej amerykańskiej armii dysponującej F-117 Nighthawk, która mierzyła się z bezbronnymi dziećmi na osiołkach ze scyzorykami w rękach. W 61. minucie boisko opuścił fatalny (jak każdy dziś gracz Barçy oprócz bramkarza) Oleguer, który udowodnił po raz kolejny, iż jest graczem co najwyżej przeciętnym. Szanuję jego przywiązanie do klubu, ale umiejętności ma jednak chyba za małe by reprezentować barwy Barçy, co dziś tylko potwierdził. Chwilami mogłoby się wydawać, iż jak zwykle nieogolony defensor zamiast nóg miał kółka od wózka inwalidzkiego. Wydawało się, że w miarę szybko zauważył to Rijkaard.
Zmiana nic nie dała, bwoeim 120 sekund później w sytuacji "sam na sam" z portero Barçy znów znalazł się Guiza, ale i tym razem przegrał pojedynek. W 66. minucie na boisku pojawił się Saviola, ale Blaugrana zamiast gola strzelić, gola straciła. Z lewej strony boiska dośrodkował jeden z graczy Getafe, a Dorado pewnym uderzeniem trafił do siatki doprowadzając do euforii swoich kibiców. Katalończycy kompletnie bez pomysłu na grę nie potrafili wyciągnąć wniosków z tego, co działo się na boisku. Kompletnie zagubiony był również sztab szkoleniowy Mistrzów Hiszpanii.
Zawsze Franka Rijkaarda broniłem, ale dziś ów Pan nawet nie zechciał podnieść szanownych czterech liter by swoich podopiecznych (o zmianie taktyki lub rotacjach nawet nie wspominam, bo tego dzisiejszego wieczora nie potrafiłby rozgryźć chyba nawet laptoty Neeskensa) po prostu porządnie obrzucić epitetami. Teraz się zastanawiam... co ten człowiek (Neeskens) w ogóle robi na Camp Nou? Rijkaard taktykiem dobrym nigdy nie był, jednak asystenta gorszego wybrać chyba nie mógł. Niegdyś świetny piłkarz siedzi przez cały mecz co chwilę notując "byle pierdoły" w swoim notesiku, które do zespołu niczego nie wnoszą. Pijany Henk Ten Cate potrafił zrobić więcej od trzeźwego Neeskensa.
W 73 minucie było już 4:0, kompletna kompromitacja. W tym momencie piłkarze Barcelony powinni byli zejść z boiska i na następny mecz wyjść w koszulkach z przeprosinami, bilety na spotkanie powinny być za darmo, a piwo roznosić mogłaby Jessica Alba sklonowana x 10.000. Do trzech razy sztuka. Za trzecim razem Guiza wykorzystał sytuację "sam na sam" z Jorquerą i zdobył swojego drugiego gola w meczu (prawie meczu).
W międzyczasie jedyną dogodną sytuację do zdobycia gola zmarnował Samuel Eto'o, który co prawda najpierw popisał się niezłym dryblingiem, ale w sytuacji "sam na sam" zachował się jak nowicjusz, a nie rasowy snajper, o którego walczy pół Europy. Do poziomu Kameruńczyka przystosował się też Ronaldinho, którego nazwisko wymawiano rzadko i to tylko wtedy, gdy gubił piłkę bądź przewracał się na boisku litościwie patrząc na sędziego. Nie dało się już na to patrzeć, zdawał sobie z tego sprawę także rozjemca.
Po 93 minutach arbiter zakończył żałosny występ Blaugrany. Na trybunach zapanowała euforia, a podopieczni Franka Rijkaard powinni zmienić karnację na czerwoną, bo takiej kompromitacji już dawno nie widziałem. Ronaldinho i spółka nie mają nic na swoją obronę, jedynym zawodnikiem, który nie zasłużył na chłostę jest Albert Jorquera. Gdyby nie nasz rezerwowy goalkeeper, byłoby co najmniej 6:0.
Wstyd, hańba, żenada. Jeśli Rijkaard znajdzie jakieś pozytywne aspekty tego czegoś (bo meczem bym tego nie nazwał) to powinien zjeść mikrofon i zakneblować sobie usta.
Jeśli Barcelona poważnie myśli o zdobyciu Mistrzostwa Hiszpanii to musi poważnie zastanowić się nad swoją grą, bo po tym, co dziś zaprezentowali Eto'o i spółka, zespół ze wstydu powinien zapaść się pod ziemię. Jeśli gracze Barçy nie obudzą się przed sobotą to podobne lanie sprawi im słabiutki Betis, a prawie 100.000 fanów, którzy chcą być z drużyną pod koniec sezonu, opuści stadion już po pierwszej połowie.
Dziś przekroczyłem magiczną barierę tysiąca newsów napisanych dla tego serwisu - nie ma co prezent od ulubieńców godzień skromnego jubileuszu. W takich momentach nawet pisać mi się odechciewa. Zbyt wiele razy w tym sezonie przegraliśmy, ale dziś chłopcy z Camp Nou przeszli samych siebie. Jeszcze kilka godzin temu byliśmy pewni finału Copa del Rey...
I nie brońcie graczy Rijkaarda bo nie ma kogo bronić. Dość już ciągłego gadania o przydatności zimnych pryszniców i motywacji na następny mecz. Rozumiem, że nie zawsze można wygrywać, ale braku zaangażowania i walki nie wybaczę. Adios Barça...