No niestety to nie jest problem kasy, w tym roku na przygotowanie jednego naszego olimpijczyka poszło średnio ponad milion złotych! Kupa szmalu. Sprawa nie jest jednak taka powierzchowna, że wystarczy wysupłać trochę więcej pieniędzy z budżetu państwa i po kłopocie. To by było proste, niestety nie tu leży istota naszych słabych wyników, a problem jest dużo bardziej złożony i trudniejszy do rozwiązania. Kasa na sport idzie całkiem spora, tylko te środku są potem całkowicie MARNOWANE przez tzw. działaczy, którzy siedzą na stołkach jeszcze od PRL-u, w kółko wybierają się wzajemnie na nowe kadencje i żyją za kasę podatników jak pączki w maśle. Kompletnie nie znają się na nowoczesnym sporcie, nie dbają o to, żeby zapewnić naszym sportowcom możliwości jakimi dysponuje zagranica. Dla nich determinantem wyniku jest jedynie ciężka
praca. I podczas, gdy innych sportowców otacza grono fizjologów, biochemików, przeróżne komory hiperbaryczne, namioty tlenowe itd. to nasi wysyłani są na wielomiesięczne obozy treningowe, które mają wszystko załatwić. A tak jak jest napisane w tym artykule to są metody z innej epoki.
Niestety mało kto zwraca u nas uwagę, że problemem są właśnie te leśne dziadki, które jak pijawy poobsiadały wszelkie sportowe związki. Teraz dopiero na skutek tych przeróżnych alkoholowych wyskoków i kolejnych fatalnych Igrzysk coś niby jest na rzeczy, ale pewnie z biegiem czasu sprawy ucichną a peerelowski beton pozostanie na swoich wieloletnich, ulubionych posadkach. Jak ciężko ich wywalić widać na przykładzie PZPN, jakich tam już nie było afer, co tam się już nie działo, a nasi wspaniali działacze wciąż kurczowo trzymają się stołków. To teraz wyobraźcie sobie: skoro tam na światło dziennie wylazło tyle poważnych przekrętów, a nic właściwie się nie zmieniło, to co niby ma się zmienić w innych związkach skoro tam na rzeczy jest "tylko" łojenie wódy na okrągło, podróżowanie po świecie na koszt państwa i całkowita ignorancja treningowo-menadżerska? Ano nic, oczy opinii publicznej wciąż zwrócone są gdzie indziej, tymczasem według mnie to Ci ludzie są największym problemem polskiego sportu. Pewnie, że wśród nich są i pasjonaci, którzy naprawdę się starają i dają z siebie wszystko, nie można wszystkich wrzucać do jednego wora (choć i oni często zwyczajnie nie posiadają wystarczającej wiedzy, żeby dobrze zarządzać taką placówką). Ale większość to cwaniaczki, którzy prowadzą radosne życie i łoją alko niczym studenci w akademikach. I najgorsze, że nic im nie można zrobić. Taki Nurowski śmieje tylko mordę i wychwala cóż to za wspaniała impreza dla naszych sportowców, mimo że 4 lata temu przy podobnym wyniku wszyscy grzmiali o klęsce. Teraz próbuje nam się wmawiać, że taki wynik to jednak sukces i niestety sporo młodych ludzi, którzy nie pamiętają choćby Sidney, się na to łapie. I wszystko się rozmywa i leśne dziadki nadal się cieszą z posadek...