Zarobił w miesiąc 1450 proc. Zwykli ludzie chcą mu oddać swój majątek.
Ukrywa się pod pseudonimem, bo jest nagabywany przez rzesze ludzi, którzy chcą oddać mu w zarządzanie swoje pieniądze. "MSZ" wygrał konkurs Bossa FX osiągając zwrot z inwestycji na poziomie 1450 proc. Jakie są jego recepty na sukces i prognozy na przyszły rok?
Ireneusz Sudak: Wiemy już, ile wyniósł pana rekordowy zysk - 1 tys. zł własnych pieniędzy wypracował pan 15,5 tys. zł, czyli 1450 proc. A pamięta pan największą stratę?
MSZ : Największą stratę zanotowałem w tym roku - 300 proc. zainwestowanego kapitału. Zaskoczyła mnie kolejna fala greckiego kryzysu i trzymałem zbyt długo otwarte pozycje na kontraktach terminowych na WIG20.
Kiedyś strata wywoływała u mnie frustrację, obrażałem się na rynek, szukałem winy wszędzie poza sobą i - na jakiś czas przestawałem się inwestowaniem interesować. Dziś wiem, że każda taka porażka jest dobrą szkołą i lekcją inwestowania. Trzeba przeanalizować to, co się zrobiło, określić błędy i starać się unikać ich w przyszłości. Mam specjalny kajet, gdzie zapisuje spostrzeżenia i wnioski. Jest to moje zarządzanie ryzykiem i sposób na doskonalenie siebie.
Chyba niewiele osób jest na tyle racjonalnych. Podobno statystycznie inwestor indywidualny traci wszystkie zainwestowane środki na rynku
forex po trzech miesiącach...
- Rynek
forex i kontraktów terminowych - w zasadzie wszędzie tam, gdzie można posługiwać się dźwignią finansową - to są rynki szybkie. Osoby bez doświadczenia kuszone są pokusą dużego zysku i nie zawsze widzą ryzyko straty. Na przykład w trakcie konkursu jeden z graczy stracił wszystkie swoje pieniądze w zaledwie dwie i pół godziny od momentu rozpoczęcia. Osoba, która nie ma albo nie chce mieć świadomości ryzyka - przegrywa.
Co robić, żeby nie przegrać?
- Panowanie nad emocjami jest kluczową rolą w inwestowaniu. Jeśli jest się chorym, zdekoncentrowanym, przemęczonym, wypalonym... lepiej dać sobie spokój. Moje największe porażki zdarzały się właśnie wtedy, kiedy coś rozpraszało moją uwagę.
Mam swój inwestycyjny dekalog, takie dziesięć przykazań inwestora. Jedna z zasad to stosowanie parytetu 50/50 dla czasu, kiedy jesteśmy zaangażowani na rynku i poza nim. Spojrzenie na rynek i jego otoczenie nieobciążone otwartą pozycją jest bardziej racjonalne i pozwala lepiej ocenić inwestycyjne szanse i ryzyka. Jeśli patrzymy na rynek z perspektywy zaangażowanego kapitału, pewne racjonalne argumenty do nas nie trafiają. Widzimy tylko te przesłanki, które nam sprzyjają. Brakuje obiektywizmu.
Codzienna obserwacja zachowania rynku, dodaje wprawy i inwestycyjnej intuicji. Aby wygrać, trzeba ta intuicje w sobie wyrobić poprzez trening i nabieranie doświadczenia. W trakcie konkursu bardziej niż zwykle skupiałem się na obserwowaniu danych, czytanie analiz itp. Ale nie popadajmy w przesadę. Nikt nie śledzi rynków 24 godziny na dobę, a jeśli nawet, to prowadzi zwykle do przemęczenia i w konsekwencji do ponoszenia strat.
Jak wyglądały początki?
- Rynkiem kapitałowym i ogólnie inwestycjami zainteresowałem się w 1994 roku. W tamtych pionierskich czasach niemal wszystkie inwestycje były spektakularne i dawały duży zyski. Otrzeźwienie przyszło po emisji akcji Banku Śląskiego i krachu w latach 90.
Jedną z moich najlepszych inwestycji były akcje KGHM, które kupiłem, kiedy były po 10 zł, i papiery Stalproduktu. KGHM mimo ostatnich spadków i tak jest cały czas bardzo wysoko w porównaniu do tego, jak było jeszcze parę lat temu.
Skoro ma pan smykałkę do inwestowania, może warto zacząć zająć się tym zawodowo?
- Inwestowanie to dla mnie hobby. Mam swoją stałą pracę. Co prawda zgłaszają się do mnie osoby, które chcą mi oddać swoje pieniądze w zarządzanie. Odmawiam. Nie jestem profesjonalistą ani nie mam na to czasu. Uważam, że powinny się tym zajmować odpowiednie instytucje, a w nich odpowiednio przeszkolone osoby, zawodowcy.
W nadchodzącym roku będziemy bogatsi czy biedniejsi?
- Trudno powiedzieć, ale jestem optymistą. Wierzę, że strefa euro weźmie się w końcu w garść, że zostaną stworzone mechanizmy, które wyprowadzą Europę z kleszczów długu i że rynek się uspokoi. W mojej ocenie w pierwszej połowie roku indeksy będą piąć się w górę - o ile oczywiście nie wydarzy się żadna globalna katastrofa.