A jeśli Stany przestaną być wypłacalne
Nieprawdopodobne?
Niemcy bankrutowały w 1807, 1812, 1813, 1814 i 1850, a w XX w. - dwukrotnie. W ostatnich dwóch stuleciach państwa bankrutowały aż 170 razy.
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7416236,A_jesli_Stany_przestana_byc_wyplacalne.html
Bankrutuje Dubaj! - krzyczały 25 listopada pierwsze strony gazet na całym świecie.
Dubaj, jeden z siedmiu emiratów tworzących
Zjednoczone Emiraty Arabskie, w odróżnieniu od swych sąsiadów jest mało zasobny w ropę i gaz. Większość dochodów osiąga z turystyki, usług finansowych i nieruchomości - ogromnych wieżowców budowanych na sztucznych wyspach. Największą firmą Dubaju jest powiązany z państwem holding Dubai World kontrolujący dziesiątki spółek. W okresie boomu Dubaj korzystał z łatwego kredytu, realizując zapierające dech projekty architektoniczne - wyspy w kształcie palm i kryte dachem kurorty narciarskie. Ambitny władca emir Muhammad ibn Raszid Al-Maktum marzył o przekształceniu dawnej rybackiej wioski w najnowocześniejszą stolicę świata arabskiego. Gorączka na rynkach finansowych generowała fenomenalny wzrost gospodarczy emiratu, który stał się ważnym centrum operacji bankowych. Światowy kryzys nie ostudził zapału menedżerów znad Zatoki Perskiej. Już po katastrofie banku Lehman Brothers, gdy banki finansujące inwestycje budowlane wpadły w panikę, Dubai World przedstawił plany budynku wysokiego na kilometr.
Jednak w końcu listopada holding poprosił inwestorów finansujących jego pomysły o zgodę na odroczenie spłaty długów. 1 grudnia minister finansów Abdulrahman Al-Saleh oświadczył, że rząd Dubaju nie zamierza gwarantować długów holdingu. - Wierzyciele odpowiadają za swoje decyzje i powinni umieć rozróżnić między spółką a państwem - dodał.
Rząd Dubaju umywa ręce - udaje, że nie ma nic wspólnego z pożyczkami zaciąganymi przez Dubai World. Nie po raz pierwszy naiwność wierzycieli została obnażona. Inwestorzy byli przekonani, że państwo weźmie na siebie całość zobowiązań powiązanych z nim spółek. A agencje ratingowe wprawdzie ostrzegały przed nadciągającym kryzysem, ale dług państwa i powiązanych z nim spółek traktowały jako całość. Dubaj ma bogatych krewnych w sąsiednich emiratach, na pewno mu pomogą - myśleli inwestorzy, którzy uważali państwa nad Zatoką Perską za bezpieczną przystań.
Państwa padają, nie znikają
Kraje wprawdzie znikają z politycznej mapy znacznie rzadziej niż korporacje, ale całkiem często ogłaszają niewypłacalność. W świecie finansów nazywa się to bankructwem. Najczęstszym powodem - obok wojen i rewolucji - są kryzysy finansowe.
Finansowe upadłości zaliczyły państwa, które dziś uchodzą za wzór stabilności.
Hiszpania między rokiem 1500 a 1900 ogłaszała niewypłacalność 13 razy,
Francja bankrutowała ośmiokrotnie.
Niemcy w XIX w. bankrutowały w latach 1807, 1812, 1813, 1814 i 1850, a w XX w. dwukrotnie. Bankructwa zaliczyły
Austria i
Holandia, nie mówiąc już o znacznie słabszych: Grecji, Portugalii, Bułgarii, które wielokrotnie ogłaszały niewypłacalność.
Nawet Stany Zjednoczone mają na swym koncie dwa przypadki, które można nazwać niewypłacalnością. Jeszcze na początku XX w. papierowe banknoty z portretami prezydentów były kwitami dłużnymi, które bank centralny zobowiązywał się wymienić na życzenie posiadacza na złoto. W 1934 r. administracja Roosevelta zawiesiła wymianę papierowych dolarów na złoto, a w 1971 r. Nixon to samo uczynił w stosunku do należności innych rządów wobec
USA. Nie były to bankructwa klasyczne, ale mimo wszystko nastąpiło złamanie przyjętych wcześniej wobec wierzycieli zobowiązań.
Klasyczną upadłość przeżyło natomiast kilka stanów. W latach 20. i 30. XIX w. stanowe rządy w
USA podjęły ogromne prace nad budową infrastruktury, inwestując w budowę dróg, kanałów, kolei żelaznych. Wydatki finansowano pożyczkami, których łączna wartość sięgnęła 198 mln dol. Na początku lat 40. dziewięć stanów ogłosiło, że nie jest w stanie spłacać długów. Ich bankructwa przyspieszyła panika na rynkach finansowych w 1837 r. Cztery stany po prostu odmówiły spłaty zobowiązań, a inne przystąpiły do ich renegocjacji. Wśród bankrutów były takie szacowne stany, jak: Floryda, Luizjana, Maryland, Pensylwania. Ta ostatnia miała dług największy - 33 mln ówczesnych dol. - którego duża część zaciągnięta była za granicą, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii.
"Gdy spotykam mieszkańca Pensylwanii na przyjęciu w Londynie, nie mogę oprzeć się pokusie, by podejść do niego i zapytać, jak czuje się przy angielskim stole, wiedząc, że jest winny każdemu z obecnych 1 lub 2 funty" - cytuje Max Winkler w książce "Foreign Bonds. An Autopsy: A Study of Defaults and Repudiations of Government Obligations" wypowiedź pewnego inwestora.
Tylko w ostatnich dwóch stuleciach - od 1800 r. do dziś - zdarzyło się około 170 przypadków ogłaszania niewypłacalności krajów zarówno w stosunku do wierzycieli wewnętrznych, jak i zagranicznych. Przeszły cztery fale bankructw. W latach 20. XIX w. bankrutowały młode państwa, które dopiero co uzyskały niepodległość:
Kolumbia,
Chile, Peru, Prowincja Buenos Aires,
Brazylia,
Meksyk, Gwatemala i
Grecja. Kolejna fala w latach 70. XIX w. pogrążyła m.in. Egipt i Turcję. Lata 20. i 30. XX w. to okres zamieszania na rynku długu państwowego, wynikającego z upadku czterech imperiów, pojawienia się kilkudziesięciu nowych państw i kryzysu finansowego lat 30. Wreszcie lata 80. XX w. to kryzys zadłużenia krajów Ameryki Południowej, a także Polski i kilku innych państw obozu sowieckiego.
Obecny kryzys finansowy spowodował ogromne straty w sektorze bankowym, ale jak na razie nie doprowadził do fali bankructw. Tyle że rządy, ratując swoje gospodarki, zaciągnęły ogromne długi, czego skutki poznamy za jakiś czas.
Uwaga, król bywa goły
Gdy firma ogłasza, że nie jest w stanie spłacić długów, wierzyciele przejmują jej majątek i zostaje ona wykreślona z rejestrów. Procedury upadłości pilnuje sąd i aparat państwowy. Ale kto ma do oddania długów zmusić państwo? Wkraczamy w obszar czystej polityki, która bywa niebezpieczna.
Rządzona przez Kapetyngów średniowieczna
Francja byłaby krajem szczęśliwym i zamożnym, gdyby jej władcy nie mieszali spraw ziemskich z duchowymi. W grudniu 1244 r. król Ludwik IX, który przeszedł do historii jako Ludwik Święty, zachorował na malarię. Obawiając się rychłej śmierci, złożył ślubowanie, że w razie powrotu do zdrowia uda się na wyprawę krzyżową. Gdy tylko stanął na nogach, przystąpił do przygotowań. Próbując zdobyć twierdzę Al-Mansura, wraz z kwiatem rycerstwa francuskiego dostał się 6 kwietnia 1250 r. do niewoli. Wykupienie go kosztowało jego żonę Małgorzatę 400 tys. liwrów, gdy roczne dochody skarbu wynosiły zaledwie 250 tys. (liwr zawierał 8,271 g czystego złota). Już w 1270 r. Ludwik zorganizował następną wyprawę, która zakończyła się epidemią dżumy, a ofiarą padł sam król.
Jego syn Filip III wziął udział w tzw. krucjacie aragońskiej, zorganizowanej za namową papieża Marcina IV przeciwko królowi Aragonii. Kosztowała ona królewski skarbiec ponad milion liwrów - wielokrotność rocznych dochodów.
Wnuk Ludwika Świętego Filip IV Piękny dostał w spadku ogromny dług, którego dużą część stanowiły zobowiązania wobec zakonu templariuszy. Była w tym jakaś ironia i niesprawiedliwość - zakon założono dwa wieki wcześniej dla obrony pielgrzymów zmierzających do Ziemi Świętej, rycerze-zakonnicy ślubowali życie w ubóstwie i czystości. Ale w wyniku wypraw krzyżowych i nadań przez licznych władców stali się potęgą militarną i finansową, podczas gdy królewskie skarbce były puste.
Filip próbował łatać dziury w budżecie, rekwirując w 1306 r. wszystkie nieruchomości należące do Żydów, wśród których byli bogaci kupcy i finansiści wspomagający królewski skarb pożyczkami. Król za namową doradców wpadł też na całkiem nowoczesny i zupełnie nieuczciwy pomysł oddłużenia. Postanowił dług zdewaluować, bijąc monety z mniejszą zawartością kruszcu. Wreszcie postanowił rozprawić się z głównym wierzycielem. W piątek 13 października 1307 r. na rozkaz króla aresztowano członków militarnego zakonu. Na pamiątkę tej daty do dziś piątek trzynastego jest uważany za datę pechową. 54 templariuszy z wielkim mistrzem Jakubem de Molay spłonęło na stosie, a wraz z nimi długi Filipa Pięknego.
Niemcy bagnetami zmuszają Francję do płacenia
Skoro poddani wiedzą, że władca, zamiast oddać dług, może ich skrócić o głowę - a w każdym razie dług będzie trudny do wyegzekwowania - to dlaczego pożyczają mu pieniądze? Wybitny francuski historyk Ferdynand Braudel, który dokładnie badał finansowe problemy króla hiszpańskiego Filipa II (panował w latach 1556-98 i w czasie jego rządów imperium hiszpańskie znajdowało się u szczytu świetności), uważał, że prowadził on z bankierami grę, w którą bankructwo było z góry wkalkulowane. Gdy zniechęcili się do niego
Niemcy, pożyczał od Włochów, potem od Hiszpanów, wreszcie od Portugalczyków. Dlaczego jednak kolejne bankructwa nie uczyły bankierów większej ostrożności? Pewnie dlatego, że chciwość i nadzieja na dobre kontrakty zawsze biorą górę nad ostrożnością.
Nieco inna sytuacja jest wówczas, gdy bankrutuje słaby kraj, a wierzyciele znajdują możnych protektorów wymuszających na bankrucie rekompensaty. W historii to niezbyt częste przypadki. Lord Palmerston, wielokrotny brytyjski premier i minister spraw zagranicznych, sformułował w połowie XIX w. doktrynę odnoszącą się do zagranicznych pożyczek. "Jeżeli inwestorzy wolą kupować zagraniczne obligacje oprocentowane na 10 proc. zamiast niżej oprocentowanych, ale bezpiecznych rządu brytyjskiego, nie powinni się spodziewać, że rząd będzie się czuł zobowiązany interweniować na ich korzyść w przypadku bankructwa dłużnika". Doktryna Palmerstona nie jest jednak powszechnie obowiązująca.
Gdy dłużnik jest znacznie słabszy, niż wierzyciel, rodzi się pokusa, by długi wyegzekwować siłą. W 1871 r.
Niemcy wymusiły na Francji zapłatę 5 mld złotych franków kontrybucji - zobowiązania, wynikającego z przegranej przez Francję wojny. Tylko pod tym warunkiem zgodzili się wycofać z Francji okupacyjne wojska. Był to największy w historii transfer pieniędzy z jednego państwa do drugiego - suma warta 25 proc. PKB Francji. Pieniądze te szczęścia Niemcom nie dały: napływ zdobycznych sum przyspieszył wybuch kryzysu finansowego w 1873 r., który doprowadził do fali upadłości w niemieckim przemyśle i w całej Europie Środkowej. Francuskie pieniądze znalazły się na kontach banków niemieckich, podgrzewając gorączkę spekulacyjną. Skończyło się jak zawsze pęknięciem bąbla. Finansowe tsunami przeszło przez Austro-Węgry i doszło do Turcji i Egiptu. Zadłużony wobec Francji i Wielkiej Brytanii Egipt został zmuszony do sprzedaży Kanału Sueskiego, a wreszcie stał się nieformalną kolonią brytyjską.
W tym wypadku doktryna Palmerstona nie działała. Wiek później Egipt odzyskał kontrolę nad kanałem, gdyż znalazł możnego protektora w postaci ZSRR.
Anglia i
Francja próbowały siłą odbić kanał, ale górę nad prawem własności wzięła
polityka. Francuzi kanałem byli zainteresowani głównie z powodów politycznych, ale niebagatelne znaczenie miało to, że tysiące Francuzów posiadało akcje obligacje Universal Suez Canal Company. Zbrojna interwencja w 1956 r. się nie powiodła.
Francja i
Anglia zostały zmuszone do wycofania się z Egiptu przez silniejsze mocarstwa: ZSRR i
USA.
Bolszewicy: za cara nie płacimy
Po I wojnie światowej jednym z bardziej zadłużonych krajów była
Rosja, której rewolucyjny rząd (Rada Komisarzy Ludowych) w lutym 1918 r. oświadczył, że nie zamierza respektować dawnych długów carskich. Tego rodzaju postawa nie jest częsta w historii. Nawet średniowieczni władcy nie odmawiali spłacania długów bez żadnego uzasadnienia. Zwykle bankructwa wynikają z lekkomyślności rządów, a nie z ich złej woli. W przypadku bolszewików było inaczej.
W 1914 r. dług publiczny Rosji wynosił prawie 10 mld rubli (dokładnie 9 888 310 000), czyli ponad 5 mld ówczesnych dolarów. Według dzisiejszej siły nabywczej byłoby to około 100 mld dol. Podczas wojny dług, co zrozumiałe, jeszcze wzrósł i we wrześniu 1917 r. wynosił już 16,6 mld dol. Wraz z wybuchem wojny wymienialność rubli na złoto i inne waluty została zawieszona, a wartość rosyjskiego pieniądza dość szybko się kurczyła.
Jakieś 40 proc. rosyjskiego długu było w rękach inwestorów francuskich, w tym drobnego mieszczaństwa. Gdy w 1919 r. rząd francuski przystąpił do porządkowania roszczeń, zarejestrowało się 1,6 mln posiadaczy rosyjskich obligacji. Według historyków w rosyjskich papierach ulokowane było 4,5 proc. wszystkich francuskich oszczędności. O dziwo, obligacje te były notowane na giełdzie paryskiej aż do początku lat 90. XX w., choć obroty były minimalne. W lutym 1918 r., zaraz po dekrecie bolszewickiego rządu, można było je sprzedawać po kursie 55 centymów za 1 franka długu. W październiku 1919 r., gdy wojska Białych były bliskie zwycięstwa, kurs obligacji wzrósł do 62,5 centymów. Potem spadł, ale jeszcze przez wiele lat Francuzi mieli nadzieję, że dług odzyskają.
Najbliżsi byli w 1927 r., gdy ambasador sowiecki w Paryżu Krystian Rakowski zaproponował spłatę długu - 60 mln franków w złocie przez 60 lat - w zamian za kredyty handlowe dla państwa bolszewików. Delegacja francuska pod kierownictwem Anatole'a de Monzie warunki przyjęła, ale ostatecznie rząd ich nie zaakceptował. Długi carskie nie zostały spłacone, a w 1996 r. rząd Czernomyrdina zawarł z rządem francuskim porozumienie o spłacie długów zaciągniętych już po 1945 r. Chodziło tym razem o niewielką sumę około 450 mln dol. Porozumienie próbowali storpedować członkowie stowarzyszenia posiadaczy carskich obligacji, ale nic nie wskórali. Dzisiejsza
Rosja jest zbyt ważnym partnerem Zachodu, by dawne długi miały ciążyć na wzajemnych stosunkach.
Czy Ameryka zbankrutuje?
Wyzwaniem dla światowej gospodarki może być niewypłacalność rządu Stanów Zjednoczonych. Taka ewentualność do niedawna wydawała się nieprawdopodobna, a papiery dłużne amerykańskiego skarbu traktowane były jako najbardziej pewna inwestycja - nieprzynosząca wprawdzie wysokich zysków, ale nieobciążona też żadnym ryzykiem. Rynki finansowe traktują amerykańskie obligacje w szczególny sposób, ale ekonomiści z coraz większym niepokojem patrzą na piętrzące się długi Ameryki. Na początku dekady wynosiły one "zaledwie" 5,6 bln dol., czyli 58 proc. amerykańskiego PKB. W tym roku, jak się szacuje, dług publiczny
USA sięgnie 12,9 bln dol. i przekroczy 90 proc. PKB. Wielkości te nie uwzględniają długów tzw. przedsiębiorstw sponsorowanych, czyli zależnych od rządu instytucji finansowych zajmujących się przede wszystkim gwarantowaniem pożyczek mieszkaniowych. W 2008 r. rząd przejął ich zobowiązania wynoszące ponad 5 bln dol. I bez tego w 2015 r. dług publiczny
USA zbliży się do 20 bln dol., przekraczając 100 proc. PKB. W dodatku administracja Obamy forsuje kosztowną reformę zdrowia, która deficyt zwiększy, a tym samym narastający co roku dług.
Jedna czwarta długu amerykańskiego jest w rękach zagranicznych instytucji rządowych (głównie banków centralnych). Największym wierzycielem są
Chiny, którym rząd amerykański jest winny 800 mld dol. Niepokoi łatwość, z jaką rząd amerykański potrafi zaciągać nowe pożyczki po niskich wciąż cenach. Za obligacje 30-letnie musi płacić nieco ponad 4 proc. rocznie, za 10-letnie - 3,5 proc. Wciąż nie widać, by rynki finansowe karały Amerykę za rozrzutność, a to zachęca do dalszej rozrzutności.
Kluczowe pytanie, które muszą stawiać wierzyciele brzmi: czy istnieje groźba, że dłużnik wpadnie w pętlę zadłużenia? Tzn. nie będzie w stanie płacić kosztów obsługi długu, który będzie narastał jak kula śniegowa.
W 2009 roku odsetki od długu kosztowały amerykańskich podatników 383 mld dol., a w roku 2010 zapewne około 500 mld. Za kilka lat samo oprocentowanie długu może kosztować Amerykanów 1 bilion dolarów rocznie.
To wcale nie znaczy, że bankructwo jest prawdopodobne. Jednym ze sposobów oddłużenia (zastosowanym, jak pamiętamy już przez Filipa Pięknego) jest psucie pieniądza.
Wierzyciele Ameryki mają w portfelach obligacje nominowane w dolarach, stale tracących na wartości. Prawdopodobny jest też wzrost inflacji, który sprawi, że nominalne dochody rządu amerykańskiego szybko wzrosną, a realna wartość długu spadnie. W ten sposób Ameryka oddłużyła się po II wojnie światowej. W pewnym sensie wierzyciele zostali oszukani. Nominalnie otrzymali zwrot pożyczonych pieniędzy, które realnie warte były znacznie mniej. Ameryka jeszcze przez wiele lat będzie militarnym królem świata. A kto pożycza królom musi się liczyć ze stratą.
Przy pracy nad artykułem korzystałem z książek: ¨Carmen M. Reinhart i Kenneth S. Rogoff, "This Time is Different: Eight Centuries of Financial Folly", Princeton University Press; ¨ Barry Eichengreen i Peter H. Lindert "The International Debt Crisis in Historical Perspective", Cambridge MIT Press, 1989; ¨ William Wynne "State Insolvency and Foreign Bondholders: Selected Case Histories of Governmental Foreign Bond Defaults and Debt Readjustments" New Haven: Yale University Press, 1951; ¨ Sean McMeekin, "History's Greatest Heist: The Looting of Russia by the Bolsheviks", Yale University Press, 2008; ¨Fernand Braudel, "Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II", Książka i Wiedza, 2004; ¨ oraz z eseju: "The Forgotten History of Domestic Debt" autorstwa Carmen Reinhart i Kennetha Rogoffa.
Źródło: Gazeta Wyborcza