- Wcale nie jest powiedziane, że nie zmierzę się z którymś z braćmi Kliczko przed końcem przyszłego roku. Wszystko zależy od sumy, jaką uda się dostać od telewizji HBO - mówi eurosport.pl Tomasz Adamek. "Góral" w czwartek pokonał Vinny'ego Maddalone.
Z Tomaszem Adamkiem, rozmawia Krzysztof Srogosz
Czwartkowa wygrana przyszła Panu bardzo łatwo. Czuje Pan, że w ogóle się bił?
Pracowałem przez 9 tygodni, więc na pewno czuję to po sobie. Teraz jednak kilka dni jeździłem na nartach i odpocząłem także psychicznie. Emocje były bardzo duże przed samą walką i po walce. Bardzo się cieszę, że wszystko tak dobrze wyszło. Każdy mój kolejny pojedynek, to przecież być albo nie być. To nie jest tak, że wchodzę do ringu bez żadnej napinki, tak jak do restauracji na obiad. To była moja czwarta walka w tym roku, ale jestem bez wątpienia po niej najmniej poobijany. Najważniejsze jest to, że jestem zdrowy i udało mi się ten rok zamknąć szczęśliwe. Teraz czekam na przyszły rok i na to, co się stanie.
Słyszał Pan bez wątpienia opinie, że Maddalone był kelnerem. Co Pan na to?
Zawsze będą takie głosy i dobre i złe. Ale przecież trzeba pamiętać, że były mistrz świata wagi junior ciężkiej Franzuz Jean Marc Mormeck niedawno męczył się z nim przez osiem rund. Tam walka była ząb za ząb, a ja rozbiłem Maddalone w ciągu pięciu rund. Bazowałem na szybkości i można powiedzieć, że wręcz ośmieszyłem rywala. Niektórzy kibice mogą tak go odbierać, że był to kelner. Ale to naprawdę był twardy zawodnik, który w każdej walce, nawet gdy przegrywał, to pokazywał, że ma duże serce. Nigdy się nie poddawał. Tutaj był zrezygnowany, no bo jednak moja szybkość brała górę.
No właśnie. Wydawało się, że to była taka prędkość, którą pokazywał Pan w wadze junior ciężkiej.
To jest mój atut. Czuję, że się rozwijam i jestem coraz lepszym pięściarzem. Patrzyłem na walkę Madddalone z Holyfieldem i tam narożnik mojego czwartkowego przeciwnika także go podał. Vinny wtedy jednak mocno protestował i chciał walczyć dalej. Tym razem tak nie było. On czuł, że jego czas był bliski. Przyznał przecież później, że byłem dla niego za szybki. A głosy krytyki zawsze będą i trzeba się po prostu z tym pogodzić.
Kiedy dowiemy się, z kim powalczy Pan w przyszłym roku?
Myślę, że dość prędko. Nie wiadomo jeszcze czy to będzie
Polska 9 kwietnia w Katowicach, czy 16 kwietnia w Prudential Center w Newark. Musimy poczekać kilka dni. Prezes Polstatu chce walki na polskiej ziemi.
A Pan chciałby pojedynku w naszym kraju?
Jestem Polakiem i zaboksować raz na półtora roku w ojczyźnie to byłaby dla mnie wielka przyjemność. Fajnie jest pokazać się przed rodakami. Teraz wszystko jednak zależy od sponsorów. Wiem, że Polsat jest mocno zainteresowany. Jeszcze w poniedziałek Ziggy Rozalski (zajmuje się interesami Adamka - przyp. red.) ma rozmawiać z prezesem tej telewizji. Będą się umawiać na spotkanie. Być może także ja przyjadę do Polski nawet w ten piątek. To zależy od tego, czy prezes Solorz będzie dostępny. Czas pokaże, co się stanie.
Wiadomo kim będzie przeciwnik?
To musiałby być ktoś z czołówki rankingu IBF (Derrick Rossy, Eddie Chambers. Samuel Peter). Taka walka nie będzie łatwa i tania. Wiadomo, że tacy pięściarze mocno się cenią. Potrzebny jest zatem możny sponsor, a telewizja bez wątpienia nim jest. Będziemy niebawem bić się o pozycję numer 1 w rankingu, czyli o miejsce dla pretendenta do walki o tytuł mistrzowski.
Wspominał Pan Jeana Marca Mormecka. Możliwe, że zmierzy się Pan z Francuzem?
On chce walczyć. Jego przedstawiciele dzwonili do Ziggy'ego przed walką, czy nawet zaraz po, ale zażyczyli sobie straszną sumę, która jest po prostu nierealna. Jasne, że każdy chce zarobić, bo to jest biznes. Na pewno taki pojedynek nie będzie miał miejsca, bo tak jak mówię, warunki finansowe są za wysokie. Nie ma także możliwości walki z Royem Jonesem juniorem.
Na Pana pojedynku z Maddalone był Rosjanin Aleksander Powietkin. Ponoć Kathy Duva złożyła mu ofertę.
Jego ludzie mają inny plan. On chce jeszcze dwie-trzy walki w przyszłym roku. Jego promotorzy wolą, żeby się jeszcze rozwijał. Dla niego to nie jest jeszcze czas, na pojedynki ze mną. Ona ma jeszcze zbyt mało walka na koncie.
Pana umowa z Main Event kończy się w grudniu przyszłego roku. To prawda, że dopiero po jej zakończeniu Ziggy Rozalski chce zorganizować walkę z braćmi Kliczko. A to po to, aby zarobić jeszcze więcej pieniędzy bez udziału grupy promotorskiej. Co Pan na to?
To wszystko będzie zależało od tego, ile będzie w stanie zapłacić nam HBO. Ziggy rozmawia z przedstawicielami tej telewizji od wielu miesięcy. Z każdym tygodniem cena idzie w górę. Jeżeli ta suma będzie na tyle atrakcyjna dla mojego obozu i dla obozu Kliczków, to bez wątpienia my taką opcję rozważymy i będziemy walczyć wcześniej. Wszystko jest możliwe i nie jest powiedziane, że do takiego pojedynku nie dojdzie przed grudniem. Ziggy wie, co robi i strona braci Kliczko wie, jak trzeba działać. To są wielcy biznesmeni. Wszyscy wiedzą, co trzeba zrobić, aby stworzyć nie tylko wielki show, ale również zarobić dużo pieniędzy. Jesteśmy cierpliwi i czekamy na dobre sygnały.