Rayo - Lech
Oj lecą kamienie w stronę polskiego mistrza. Nikt w sztabie chyba teraz nie myśli o niczym innym jak o nadchodzącym meczu, by i tym razem nie doszło do blamażu.
Lech musi koniecznie dzisiaj powalczyć, by ocalić medialną twarz i podnieść morale w swych szeregach. A co to może oznaczać wobec tak niepoukładanej, prezentującej niefrasobliwość lini defensywnej? To przecież bolączka nie od dzisiaj. Problem stał się przyczyną lania od Genka (1:5) w
LE, czy jeszcze przecież niedawnej solidnej lekcji od Crvenej Zvezdy (1:3) w
LM. Obie porażki zadecydowały o ostatecznym odpadnięciu z obu prestiżowych turniejów.
Nie ma co tu na cuda liczyć tylko zabrać się do kolektywnej i skutecznej gry, bo i z LK też przecież łatwo zakończyć przygodę.
Rayo to nie Barca, to przeciętniak, a ich efektywność nieco przryciemniło spotkanie z macedońską Shkendiją, gdzie wygrali tylko 2:0 mając kolosalną przewagę optyczną na boisku (kornery, uwaga: 12-0, strzały na bramkę, uwaga: 10-1). Konfrontacja z Hacken (2:2), który okazał się dla nich trudnym orzechem do zgryzienia, zaowocowała sporą liczbą kartek po ich stronie, których przybywało lawinowo z nieubłagalnie upływającym czasem (trzy żółte w doliczonym) i przy nie zmieniającym się niekorzystnym wyniku 2:1. Remis był wtedy niezłym fartem bo to była już 103 min. a trafienie było z jedenastki. Jest to zatem ekipa łatwo ulegająca frustracji wobec nieoczekiwanego obrotu sprawy i myślę że będący pod presją Lechici wymuszą dzisiaj sporo nieczystych zagrań z ich strony. Spodziewam się też goli z obu stron, bo to są overowe zespoły, a ruszą ze szturmem już w pierwszej połowie. Goście będą dążyć do osiągnięcia szybkiego, pozwalającego na psychiczny komfort, prowadzenia w meczu, dla gospodarzy to z kolei normalka i lubią równie szybko odpowiadać na takie wyzwania.