Scenariusz jak u Hitchcocka, zaczęło się trzęsieniem ziemi, a później emocje rosły. Z tymi emocjami to może za dużo powiedziane, bo Lewis jechał do samej mety swój wyścig i poza restartami za samochodem bezpieczeństwa i krótkimi naciskami ze strony Ricciardo nikt mu nie zagrażał. Może się okazać, że w niedzielę Seb właśnie przegrał tytuł mistrzowski. Jasne, to nie jest już koniec sezonu i zostało do końca jeszcze 6 wyścigów, ale weźmy pod uwagę to, że na tych niektórych pozostałych torach Mercedes również będzie faworytem i Lewis może jeszcze bardziej odskoczyć. Zobaczymy, czas pokaże. A propos tego wypadku na starcie pomiędzy Maxem, Kimim i resztą, to tutaj moim zdaniem ciężko stwierdzić czyja to wina i raczej skłaniałbym się do opinii, że był to incydent wyścigowy, choć bardzo pechowy niestety. Sędziowie również uznali, że nikogo nie będą karać po tym wypadku. Bardzo szkoda, że wyszło jak wyszło, bo tak jak mówię, Lewis odskoczył już na 28 punktów i może być już nie do złapania przez Seba. Szkoda również Alonso, bo obaj kierowcy McLarena mieli szanse na dobre punkty, ale ten wypadek na starcie spowodował, że Hiszpan niestety musiał się wycofać, bo uszkodzenia w bolidzie były zbyt duże. Trzeba jeszcze wspomnieć o super występie Jolyona, owszem miał też sporo szczęścia, ale mimo wszystko pojechał całkiem niezły wyścig. Sainz podobnie, po kwalifikacjach chyba nie myślał, że tak wysoko skończy wyścig, czwarte miejsce, dobre tempo i na pewno był bardzo zadowolony, co zresztą było słychać przez radio ???? . Tak na koniec, wszyscy pewnie myśleli, że tutaj o podium będą się bić Red Bulle i Ferrari, że Mercedes będzie gdzieś za nimi, a tu proszę. Ferrari nie ma, jednego Red Bulla nie ma, a kto wygrywa? Mercedes. Kto trzeci? Mercedes. Takiego scenariusza chyba nikt nie przewidział.