Witam,
Od przeszło 4 lat obserwuję rynek zakładów sportowych.. i przyznam, że 4 lata to okres, który pozwala zarówno zrozumieć swoje błędy, poskromić naiwność i przestać marzyć o wielkiej wygranej w ciągu weekendu.
Mniej więcej 2 lata z kawałkiem zajęło mi, aby uwierzyć i zrozumieć, że nie ma czegos takiego jak ustawki, tzw fixy ( czyli mecze ze stawką maksymalną 10/10... no albo po prostu ja nie mam do tego dostępu , ale o tym w dalszej częsci bloga ).
Aby to zrozumieć przeszłam mini szkołę życia, bo wszystkiego uczyłam się na własnej skórze.
W sensie?
Niepozorna dziewczyna dosłownie któregoś dnia wpadła na link bukmachera internetowego .. hm i kilka minut później zrobiłam pierwszą wpłatę.
Powoli wkraczałam w świat kursów, spadków, analiz..
Jednak analizy czytałam dopiero po jakimś czasie.
Na początku było myślenie: ' za obstawienie dokładnego wyniku dają kurs 100 czy 200?! o rany! chociaż kilka pln postawię! ' tak... hm.
bądź też : 'typ z Chorwacji pisze na swoim blogu, że sprzeda mi informację na dzisiejszy wieczór'
Nie wiem ile mam wstawić tutaj kropek, ale bez komentarza..
Najpierw z niesamowitą wiarą stawiałam świeżą wypłatę. Po chwili dostawałam kolejną informację i z nieustającą nadzieją zczytywałam dane z karty kredytowej.
(...)
Magia karty kredytowej jest boska.
Zlecasz, zlecasz i któregoś pięknego poranka dzwoni do Ciebie telefon; w słuchawce nieprzyjemny głos z pytaniem 'kiedy zamierza Pani uregulować ostatni wyciąg?'.
No ale nic, przecież się odbiję.. prawda?
Odegram się, bo mam dostać niebawem emaila z mocną informacją na mecz.
I co?
I to samo.
A dług rośnie.
A ja, jak idiotka gram dalej.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego nie rzuciłam tego wchu** już na początku?
Nadzieja? Albo przeczucie, że pewnego dnia porzucę emocje i zacznę myśleć o tym jak o pracy..
(niebawem pierwsze typy, plis nie wrzucajcie tutaj nic , coby bałaganu nie było ???? )
Od przeszło 4 lat obserwuję rynek zakładów sportowych.. i przyznam, że 4 lata to okres, który pozwala zarówno zrozumieć swoje błędy, poskromić naiwność i przestać marzyć o wielkiej wygranej w ciągu weekendu.
Mniej więcej 2 lata z kawałkiem zajęło mi, aby uwierzyć i zrozumieć, że nie ma czegos takiego jak ustawki, tzw fixy ( czyli mecze ze stawką maksymalną 10/10... no albo po prostu ja nie mam do tego dostępu , ale o tym w dalszej częsci bloga ).
Aby to zrozumieć przeszłam mini szkołę życia, bo wszystkiego uczyłam się na własnej skórze.
W sensie?
Niepozorna dziewczyna dosłownie któregoś dnia wpadła na link bukmachera internetowego .. hm i kilka minut później zrobiłam pierwszą wpłatę.
Powoli wkraczałam w świat kursów, spadków, analiz..
Jednak analizy czytałam dopiero po jakimś czasie.
Na początku było myślenie: ' za obstawienie dokładnego wyniku dają kurs 100 czy 200?! o rany! chociaż kilka pln postawię! ' tak... hm.
bądź też : 'typ z Chorwacji pisze na swoim blogu, że sprzeda mi informację na dzisiejszy wieczór'
Nie wiem ile mam wstawić tutaj kropek, ale bez komentarza..
Najpierw z niesamowitą wiarą stawiałam świeżą wypłatę. Po chwili dostawałam kolejną informację i z nieustającą nadzieją zczytywałam dane z karty kredytowej.
(...)
Magia karty kredytowej jest boska.
Zlecasz, zlecasz i któregoś pięknego poranka dzwoni do Ciebie telefon; w słuchawce nieprzyjemny głos z pytaniem 'kiedy zamierza Pani uregulować ostatni wyciąg?'.
No ale nic, przecież się odbiję.. prawda?
Odegram się, bo mam dostać niebawem emaila z mocną informacją na mecz.
I co?
I to samo.
A dług rośnie.
A ja, jak idiotka gram dalej.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego nie rzuciłam tego wchu** już na początku?
Nadzieja? Albo przeczucie, że pewnego dnia porzucę emocje i zacznę myśleć o tym jak o pracy..
(niebawem pierwsze typy, plis nie wrzucajcie tutaj nic , coby bałaganu nie było ???? )