Wprawdzie autor sugeruje najlepsze filmowe etc wydarzenia roku, ale tytuł brzmi naj naj 2011. To może podam największe rozczarowania roku. Z seriali, jako skryty fan (w tajemnicy oglądany serial) Pierwsza Miłość. Dużo styczności mam z Wrockiem (studia, znajomi, częste wypady) jakoś polubiłem ten serial. Ale w ciągu ostatnich 2 sezonów po prostu jestem rozczarowany. We wrześniu mieli ostatnią szansę. Nie przeszli jej autorzy. Rozmawiałem z montażystą TVN, panem Sławkiem (pozdrawiam), który współpracował z reżyserem PM. Mówi, że aktorzy w dużej części zeszli ze stawki, wielu z nich odeszło. No i serial już jest robiony dla mas, dlatego raczej się nie dźwignie z tego.
Oprócz tego jestem fanem masowych imprez. Od Qlimaxu po ballady Dżemu, nie mam jednego kierunku muzycznego. Niestety, jestem zawiedziony poziomem tych imprez a także muzyką tworzoną przez, no chociażby DeePacka czy Tiesto. Jego ostatnia piosenka jeszcze przejdzie, no ale wcześniejsze? Oprócz tego kompletny niewypał Euforii Festiwal, no po prostu na płacz się zbiera. Jedynie Woodstock dał radę w miarę (chociaż bywały lepsze edycje). Mayday też nie rozebrał mnie na części. Brakowało tego pierdnięcia jak dawniej. Jest fajnie, ale nie szokuje (a taką koncepcję miał organizator Mayday). Najlepszym komentarzem tej sytuacji niech będzie rozmowa. Taka laska przekonuje mamę, żeby puściła ją na Woodstock. Z pomocą przyszła jej koleżanka. Mówi, że ostatnio jak była to było spokojnie, ludzie się nie bili, nie chodzili jakoś mega nawaleni, pogo było kontrolowane i nie chamskie jak kiedyś... na to jej chrzestny: "Tak było? To ch*ujowa impreza była. Co ty tam robiłaś? Modliłaś się?". Tiaa, podoba mi się to zdanie... może teraz te imprezy są... za grzeczne? A ich organizatorzy za bardzo dbają o uszy i zdrowie psychiczne imprezowiczów?
Ktoś pamięta jeszcze Tatu? No właśnie, mało kto, nie patrząc na otoczkę komercjalizacji czekałem na ich nowe piosenki, żebym miał po co znowu jechać na ich koncert do Moskwy tak jak w 2008, gdzie chwała Bogu zaśpiewały po rosyjsku a nie po angielsku, no ale niestety. Nie ma już po co. Ich dwie ostatnie piosenki, które chyba znacie, All about us oraz Gomenasai furory nie zrobiły, nic nowego popowo-rockowego nie zrobiły, a przysięgały że 2011 będzie ich rokiem, a fani będą znowu mieli czym się zachwycać. Dufa Jasia. Coś tam chrząkały, że może czas się rozdzielić, ale i tak razem śpiewały, więc nawet nie wiem czy jeszcze istnieją.
Pomarudzę jeszcze nad innym moim hobby, oglądaniem kabaretów. Od czasu, kiedy Ani Mru Mru wydali genialne skecze (market, tofik, restauracja, smok...), Paranienormalni ze swoim kastingiem do radia, Łowcy B i wiele innych, mam wrażenie, że przestało im się chcieć wymyślać skecze. Jedynie Łowcy jeszcze coś robią, na nich nie można narzekać, ale reszta elity kabareciarzy olewa chyba wszystko. Nie mówię, że nie ma już nic fajnego, zdarzy się jakiś dobry kabaret, ale nader rzadko. Za to spodobały mi się wulgarne, amerykańskie występy solo dobrych kabareciarzy (polecam obejrzeć na YT "Trzech Amigos", a potem solowy występ Pablo Francesco o tym, jak pierwszy raz wziął pigułkę Extacy) albo tego ateisty, takiego dziadka, nie pamiętam jak się nazywa. No miazga, mimo, że nie jestem Amerykaninem.
Ogólnie 2011 jest rokiem medialnych klap. Jedynie Czas Honoru dał naprawdę radę. A jeśli idzie o piosenki to podpieram @rajdowiec75, "Welcome in St. Tropez" dobra nuta i to klubowa ????