Prince de Belial
Forum VIP
http://www.imdb.com/title/tt1578887/
http://en.wikipedia.org/wiki/Luck_(TV_series)
http://www.filmweb.pl/serial/Luck-2011-570077
Koń Dustina Hoffmana
Istnieje pogląd, że seriale są współczesnym ekwiwalentem wielkich XIX-wiecznych powieści ukazujących się w częściach na łamach prasy. "Luck", nowy serial HBO z Dustinem Hoffmanem w roli głównej, potwierdza tę tezę
Wyobraźmy sobie, że po raz pierwszy idziemy na wyścigi konne. Wokół toru pulsuje nieznany wcześniej mikrokosmos. Czterej nieudacznicy, w tym jeden na wózku, z długimi włosami zaczesanymi do tyłu, tak by zakryły łysinę, zrzucają się na serię zakładów. Garbią się nad kartką, na której jeden z nich, blady jak po nocy poświęconej na pokera, nakreślił pewniaki. Oczy im lśnią. Obok przystaje tłusty ochroniarz, rozmawiają - pewno kręcą jakiś lewy biznes przy koniach. W stajniach młody dżokej bezskutecznie próbuje się fraternizować z mrukliwym trenerem. Zwalisty chłop o twarzy Nicka Nolte kręci się wokół konia o czarnym umaszczeniu. Pewno świeży nabytek, ciekawe, kiedy wystartuje. Ktoś pędzi, gdzieś tam się kłócą, a wszyscy rozmawiają o rzeczach zupełnie niezrozumiałych dla osób postronnych, ich słowa brzmią obco jak grypsera. Nikt nie weźmie za rękę, nie spróbuje wyjaśniać. Musimy orientować się sami.
W ten sposób zaczyna się "Luck", nowy serial HBO z Dustinem Hoffmanem w roli głównej. David Milch, twórca znakomitego "Deadwood", konsekwentnie usuwa wszystkie podpowiedzi, stawiając od razu widza w samym środku opowieści. Wiadomo, rzecz dotyczy wyścigów konnych i koncentruje się na losach Ace'a Bernsteina (Hoffman), który odsiedział trzy lata, kryjąc w ten sposób kolegów, i teraz próbuje zarobić na brudnych interesach kręcących się wokół toru. Na intensywne tło składa się czwórka drobnych graczy nieoczekiwanie pobłogosławionych wielomilionową wygraną, młoda para dżokejów oraz starszy gość potencjalnie zdolny do pokrzyżowania planów, które snuje Ace. Pierwszy epizod zapowiada prawdziwie powieściową mnogość wątków.
Milch, specjalista od bezlitosnych historii, konsekwentnie unika sentymentu, o jaki łatwo, zawsze gdy pojawiają się konie. Miejsce łzawych relacji między człowiekiem a wierzchowcem zastąpił stosunek interesu. Koń jest piękną maszyną do zarabiania pieniędzy, a gdy podwinie mu się noga (dosłownie), czas na śmiertelny zastrzyk i po krzyku. "Do tego nie da się przyzwyczaić" - mówi stary, zapity dżokej, ale nie ma racji. Otóż można.
Istnieje pogląd, że seriale - zwłaszcza te firmowane przez HBO - są współczesnym ekwiwalentem wielkich XIX-wiecznych powieści ukazujących się w częściach na łamach prasy. Przejęły ich wielowątkowość i rozmach, zachowując strukturę odcinkową; w ten sposób niespełna godzinny epizod przejmuje funkcje dawnego rozdziału. "Luck" obok "Imperium zbrodni" najlepiej odzwierciedla tę tezę. Milch zaproponował spokojne, a nawet leniwe ujawnianie kolejnych postaci, zaledwie sugerując ich charaktery i rolę, jaką odegrają w nadchodzących, nieznanych jeszcze wydarzeniach. W ten sposób mogłaby zaczynać się nienapisana nigdy powieść Dostojewskiego, powiedzmy, kontynuacja "Gracza", w której wyścigi konne zajęłyby miejsce pokera.
Ostentacyjna powolność narracji sprzeciwia się dyktaturze dynamiki panującej we współczesnym kinie - "Luck" to dowód, że telewizja coraz mocniej wykorzystuje swój główny atut, czyli czas. Nie mogąc zastrzelić blockbusterów intensywnością, proponuje zabieg odwrotny - niespieszną opowieść rozpisaną na wiele godzin, głębię kolejnych planów akcyjnych, gąszcz postaci i posplatanych wątków. Ich rozwikłanie nie jest ograniczone przez 120 minut, które widz może wytrzymać w kinie. Tendencja zapoczątkowana przez pierwsze wielkie seriale naszego stulecia - "The Wire", "Rodzinę Soprano", "Mad Mena" - ulega konsekwentnemu rozwojowi.
Żeby nie szukać daleko: Michael Mann, reżyser pierwszego epizodu serialu "Luck", zrealizował wcześniej "Wrogów publicznych" z ulubieńcem młodzieży Johnnym Deppem w roli Johna Dillingera. Pod butem hollywoodzkich producentów brutalny gangster zmienił się w romantycznego buntownika o złotym serduchu, a Mann uznał za słuszne walczyć o widza, sięgając do ujęć znanych z gier wideo. W wypadku "Lucka" elegancka reżyseria przywołuje wspomnienia znakomitej "Gorączki" i nie pozostawia wątpliwości, jakie medium daje twórcy większe pole do popisu. Dodajmy: niespieszne rozplatanie kolejnych wątków zostało skontrastowane z fantastyczną dynamiką samego wyścigu konnego. Wydawałoby się, że konie w galopie to samograj. U Manna to arcydzieło.
źródło