3mil
Użytkownik
Artykul z portalu Weszlo
Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
19 lutego 2013 - 00:02
Mój kolega, Grzesiek Król, który kiedyś był całkiem niezłym ligowcem, a potencjał miał na gwiazdę, wyznał mi ostatnio, że chciałby napisać (podyktować) książkę na temat hazardu. Dla przestrogi. "Królik" na boisku zarobił ze trzy miliony złotych, w kasynie zostawił pewnie ze cztery i teraz chciałby kogoś przed tym ostrzec. Kasy za książkę - jak mówi - raczej nie potrzebuje, bo czy zarobi na niej 100 złotych, czy 100 tysięcy, to dla niego bez różnicy - i tak przepuści. Za to poczuje, że zrobił w życiu coś dobrego. Skoro inni chcą się uczyć na błędach, niech uczą się na jego. Z kołem ruletki spędził pewnie więcej czasu niż z piłką przy nodze.
Problem jest duży. I jest to moim zdaniem problem, którym powinny zająć się kluby, jak i Ekstraklasa SA. Sam Grzesiek twierdzi, że chętnie przeprowadziłby spotkania ze wszystkimi zespołami ligi, żeby opowiedzieć, czym może się skończyć pierwsza, niewinna wizyta w kasynie. Wyobraża sobie to w formie takich szkoleń, w których oprócz niego uczestniczyłby także specjalista z ośrodka ds. uzależnień. - Byłem w wielu szatniach. 90 procent piłkarzy zdradza swoje partnerki, ale to jest wiadome. Nie ma co o tym mówić. 40 procent gra. Gra, czyli w jakiś sposób uprawia hazard. 20 procent zawodników jest uzależnionych. Jeśli w jednej szatni masz 20 osób, to moim zdaniem cztery mają poważny problem z hazardem. Pomnóż to przez liczbę drużyn. Mówimy o naprawdę szerokim zjawisku - mówi. Te liczby to oczywiście szacunki, ale w oparciu o mocne przesłanki: o własne doświadczenia, a także o ludzi, których spotyka się "na szlaku".
Jeśli wam się nie chce liczyć, to pomogę: wedle obliczeń Króla, po ligowych boiskach biega sześćdziesięciu czterech hazardzistów.
O nazwiskach nikt nie chce głośno mówić, a to błąd. Krycie uzależnionych zawodników niczego dobrego im nie przyniesie. Może trzeba mówić o nich głośno: on ma problem. Mieć problem - to żaden grzech. Po prostu, jak w przypadku każdej choroby, trzeba się leczyć. Legia kiedyś zrobiła dobrą rzecz, pomagając w terapii Kamilowi Grosickiemu (wysłała go do specjalnego ośrodka). Podobnie powinny postępować inni - nie tyle w interesie zawodników, bo to oczywiście też, ale także w swoim. Dyrektorzy sportowi czy trenerzy powinni wiedzieć, że hazardzista wykorzysta każdy sposób, by zdobyć pieniądze. Czasami może być to sposób dla klubu bardzo niewygodny. Tam gdzie pojawia się "lichwa" i bijące złodziejskie procenty, tam z czasem pojawiają się desperackie - często nawet nielegalne - sposoby zdobycia pieniędzy. Tam może też pojawić się korupcja. O spadku formy, o głowie zaprzątniętej zupełnie czymś innym już nawet nie ma sensu wspominać. "Grosik" sam kiedyś opowiadał, że trenując rano, już zastanawiał się, czy postawi na czerwone, czy na czarne wieczorem. Kto czytał książkę Andrzeja Iwana czy zawarte na jej końcu wspomnienia syna, Bartka, ten wie, o czym mowa.
Liga pełna jest plotek. Miasto też. Zastanawiam się, czy np. wspomniana Legia w ogóle przeprowadza jakiś wywiad środowiskowy na temat zawodników, których pozyskuje. Właśnie wzięła piłkarza, który - jak wieść niesie - na warunki piłkarskie jest kompletnie spłukany, ponieważ bardziej od toczącej się piłki interesuje go krążąca biała kulka. Ten nałóg wyniszcza od środka, często prowadzi też do kolejnego nałogu - alkoholizmu. Legia bierze takiego zawodnika - i w porządku, niech bierze. Pytanie brzmi: czy wie? Czy podejmuje to ryzyko świadomie? Czy zamierza mu pomóc? Czy chce mu tylko płacić i wymagać efektów, czy jednak ma dla niego "plan naprawczy"? Jeśli to drugie - to szlachetne. Jeśli to pierwsze - to naiwne.
Kariera nie trwa wiecznie, jeśli dzisiaj ten zawodnik nie ma nic, to o ile nie zmieni trybu życia (sam z siebie nie zmieni), na koniec też nie będzie miał nic, poza długami, rzecz jasna. Czyli: minus nic. Z czystej ludzkiej przyzwoitości wypadałoby zareagować. Ja wiem, że to jego życie, jego pieniądze, nikt niby nie ma prawa się wtrącać, ale wiem też, że po latach wszyscy ci hazardziści mówią: szkoda, że nikt mną nie wstrząsnął w odpowiednim momencie… Futbol produkuje kolejnych, taśmowo. Jest zdolny chłopak, w Polonii, dopiero co miał zmieniać klub na dużo lepszy. O nim też się mówi, że z pięciu tysięcy, jakie zarabia, pięć zanosi do kasyna. Czy jeśli zacznie zarabiać sto, to będzie zanosił dalej pięć, czy nagle sto? Chociaż dla osób niezorientowanych brzmi to niedorzecznie, prawidłowa jest druga odpowiedź. Zaniesie wszystko, o ile się w porę nie opamięta. W Lechii jeszcze niedawno grał zawodnik, który opracował system… uciekania taksówkarzom. Po wizycie w kasynie nie stać go było nawet na dojazd do domu, więc prosił kierowcę o zjechanie na stację benzynową, niby musiał do toalety. Z toalety już nie wracał, wymykał się tyłem i biegł do mieszkania. To był jego koronny numer.
Lechia tego piłkarza kupiła, inwestowała w niego, wypłacała miesiąc w miesiąc ze dwadzieścia tysięcy złotych. A on w wieku 26 lat praktycznie skończył karierę. Nie wiem, gdzie jest teraz. Ciągle powinien grać w ekstraklasie, miał coś, co w naszych warunkach dumnie określamy "talentem", ale podejrzewam, że prędzej usłyszymy o nim w kronikach kryminalnych, a nie sportowych. Komu klub pomógł przymykając oczy i udając, że problemu nie ma? Sobie? Nie. Stracił zainwestowane pieniądze. Piłkarzowi? Też nie. Piłkarza już nie ma. Jest facet na aucie. Kolejny.
Jeśli ktoś codziennie wieczorem - albo nad ranem - wracając do domu jest wrakiem człowieka, pełnym wątpliwości, goryczy i zmartwień, to prędzej czy później stanie się też wrakiem piłkarza. Piłkarze zmieniają miejsce zamieszkania, w nowych miastach nie mają poza klubem znajomych, nie mają żadnych zainteresowań, no może jeszcze za wyjątkiem seksu, ale ile można - za przeproszeniem - dymać? Cały dzień się nie da. Nie mają hobby, za to mają mnóstwo wolnego czasu. Niektórzy poszukują adrenaliny. Kasyno zawsze ich wszystkich przyjmie, nawet da drinki za darmo. Na koniec, zostają śmieszno-gorzkie anegdoty nocne, ale także wielka pustka, zgryzota i depresja. "Królik" mówi: - Wszyscy powinni przeczytać książkę Mario Puzo "Głupcy umierają". Polecił mi ją kiedyś Andrzej Czyżniewski, widział, że zmierzam w złym kierunku. Zabrałem się za nią zbyt późno…
"Głupcy umierają" - wymowny tytuł.
Liga gra przez dwanaście miesięcy w roku, przez siedem dni w tygodniu. Na równych jak stół zielonych… suknach. Kluby udają, że nie wiedzą. Trenerom wydaje się, że zawodnik jest zmęczony, bo całą noc szczekał pies sąsiada. Kibicom się wydaje, że zawodnik jest rozkojarzony, bo "taki już jego urok". A on ma w głowie jedno: odegrać się. I bynajmniej nie w następnej kolejce, w meczu z Widzewem, Ruchem czy Pogonią. Już za moment. Wieczorkiem. Aż krupier powie: "no more bets".
A może to Ekstraklasa powinna powiedzieć: "no more bets"?
Niespodziewalem sie takiej skali ale czy to juz jest hazard ze rano w pracy mysle czy postawic na czarne czy czerwone. Niewiem kiedy bedzie wstanie mnie ktos przekonac. Jezeli gramy za swoje pieniadze ktore moge przeznaczyc na jaka kolwiek rozrywke to niema co krytykowac.
Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
19 lutego 2013 - 00:02
Mój kolega, Grzesiek Król, który kiedyś był całkiem niezłym ligowcem, a potencjał miał na gwiazdę, wyznał mi ostatnio, że chciałby napisać (podyktować) książkę na temat hazardu. Dla przestrogi. "Królik" na boisku zarobił ze trzy miliony złotych, w kasynie zostawił pewnie ze cztery i teraz chciałby kogoś przed tym ostrzec. Kasy za książkę - jak mówi - raczej nie potrzebuje, bo czy zarobi na niej 100 złotych, czy 100 tysięcy, to dla niego bez różnicy - i tak przepuści. Za to poczuje, że zrobił w życiu coś dobrego. Skoro inni chcą się uczyć na błędach, niech uczą się na jego. Z kołem ruletki spędził pewnie więcej czasu niż z piłką przy nodze.
Problem jest duży. I jest to moim zdaniem problem, którym powinny zająć się kluby, jak i Ekstraklasa SA. Sam Grzesiek twierdzi, że chętnie przeprowadziłby spotkania ze wszystkimi zespołami ligi, żeby opowiedzieć, czym może się skończyć pierwsza, niewinna wizyta w kasynie. Wyobraża sobie to w formie takich szkoleń, w których oprócz niego uczestniczyłby także specjalista z ośrodka ds. uzależnień. - Byłem w wielu szatniach. 90 procent piłkarzy zdradza swoje partnerki, ale to jest wiadome. Nie ma co o tym mówić. 40 procent gra. Gra, czyli w jakiś sposób uprawia hazard. 20 procent zawodników jest uzależnionych. Jeśli w jednej szatni masz 20 osób, to moim zdaniem cztery mają poważny problem z hazardem. Pomnóż to przez liczbę drużyn. Mówimy o naprawdę szerokim zjawisku - mówi. Te liczby to oczywiście szacunki, ale w oparciu o mocne przesłanki: o własne doświadczenia, a także o ludzi, których spotyka się "na szlaku".
Jeśli wam się nie chce liczyć, to pomogę: wedle obliczeń Króla, po ligowych boiskach biega sześćdziesięciu czterech hazardzistów.
O nazwiskach nikt nie chce głośno mówić, a to błąd. Krycie uzależnionych zawodników niczego dobrego im nie przyniesie. Może trzeba mówić o nich głośno: on ma problem. Mieć problem - to żaden grzech. Po prostu, jak w przypadku każdej choroby, trzeba się leczyć. Legia kiedyś zrobiła dobrą rzecz, pomagając w terapii Kamilowi Grosickiemu (wysłała go do specjalnego ośrodka). Podobnie powinny postępować inni - nie tyle w interesie zawodników, bo to oczywiście też, ale także w swoim. Dyrektorzy sportowi czy trenerzy powinni wiedzieć, że hazardzista wykorzysta każdy sposób, by zdobyć pieniądze. Czasami może być to sposób dla klubu bardzo niewygodny. Tam gdzie pojawia się "lichwa" i bijące złodziejskie procenty, tam z czasem pojawiają się desperackie - często nawet nielegalne - sposoby zdobycia pieniędzy. Tam może też pojawić się korupcja. O spadku formy, o głowie zaprzątniętej zupełnie czymś innym już nawet nie ma sensu wspominać. "Grosik" sam kiedyś opowiadał, że trenując rano, już zastanawiał się, czy postawi na czerwone, czy na czarne wieczorem. Kto czytał książkę Andrzeja Iwana czy zawarte na jej końcu wspomnienia syna, Bartka, ten wie, o czym mowa.
Liga pełna jest plotek. Miasto też. Zastanawiam się, czy np. wspomniana Legia w ogóle przeprowadza jakiś wywiad środowiskowy na temat zawodników, których pozyskuje. Właśnie wzięła piłkarza, który - jak wieść niesie - na warunki piłkarskie jest kompletnie spłukany, ponieważ bardziej od toczącej się piłki interesuje go krążąca biała kulka. Ten nałóg wyniszcza od środka, często prowadzi też do kolejnego nałogu - alkoholizmu. Legia bierze takiego zawodnika - i w porządku, niech bierze. Pytanie brzmi: czy wie? Czy podejmuje to ryzyko świadomie? Czy zamierza mu pomóc? Czy chce mu tylko płacić i wymagać efektów, czy jednak ma dla niego "plan naprawczy"? Jeśli to drugie - to szlachetne. Jeśli to pierwsze - to naiwne.
Kariera nie trwa wiecznie, jeśli dzisiaj ten zawodnik nie ma nic, to o ile nie zmieni trybu życia (sam z siebie nie zmieni), na koniec też nie będzie miał nic, poza długami, rzecz jasna. Czyli: minus nic. Z czystej ludzkiej przyzwoitości wypadałoby zareagować. Ja wiem, że to jego życie, jego pieniądze, nikt niby nie ma prawa się wtrącać, ale wiem też, że po latach wszyscy ci hazardziści mówią: szkoda, że nikt mną nie wstrząsnął w odpowiednim momencie… Futbol produkuje kolejnych, taśmowo. Jest zdolny chłopak, w Polonii, dopiero co miał zmieniać klub na dużo lepszy. O nim też się mówi, że z pięciu tysięcy, jakie zarabia, pięć zanosi do kasyna. Czy jeśli zacznie zarabiać sto, to będzie zanosił dalej pięć, czy nagle sto? Chociaż dla osób niezorientowanych brzmi to niedorzecznie, prawidłowa jest druga odpowiedź. Zaniesie wszystko, o ile się w porę nie opamięta. W Lechii jeszcze niedawno grał zawodnik, który opracował system… uciekania taksówkarzom. Po wizycie w kasynie nie stać go było nawet na dojazd do domu, więc prosił kierowcę o zjechanie na stację benzynową, niby musiał do toalety. Z toalety już nie wracał, wymykał się tyłem i biegł do mieszkania. To był jego koronny numer.
Lechia tego piłkarza kupiła, inwestowała w niego, wypłacała miesiąc w miesiąc ze dwadzieścia tysięcy złotych. A on w wieku 26 lat praktycznie skończył karierę. Nie wiem, gdzie jest teraz. Ciągle powinien grać w ekstraklasie, miał coś, co w naszych warunkach dumnie określamy "talentem", ale podejrzewam, że prędzej usłyszymy o nim w kronikach kryminalnych, a nie sportowych. Komu klub pomógł przymykając oczy i udając, że problemu nie ma? Sobie? Nie. Stracił zainwestowane pieniądze. Piłkarzowi? Też nie. Piłkarza już nie ma. Jest facet na aucie. Kolejny.
Jeśli ktoś codziennie wieczorem - albo nad ranem - wracając do domu jest wrakiem człowieka, pełnym wątpliwości, goryczy i zmartwień, to prędzej czy później stanie się też wrakiem piłkarza. Piłkarze zmieniają miejsce zamieszkania, w nowych miastach nie mają poza klubem znajomych, nie mają żadnych zainteresowań, no może jeszcze za wyjątkiem seksu, ale ile można - za przeproszeniem - dymać? Cały dzień się nie da. Nie mają hobby, za to mają mnóstwo wolnego czasu. Niektórzy poszukują adrenaliny. Kasyno zawsze ich wszystkich przyjmie, nawet da drinki za darmo. Na koniec, zostają śmieszno-gorzkie anegdoty nocne, ale także wielka pustka, zgryzota i depresja. "Królik" mówi: - Wszyscy powinni przeczytać książkę Mario Puzo "Głupcy umierają". Polecił mi ją kiedyś Andrzej Czyżniewski, widział, że zmierzam w złym kierunku. Zabrałem się za nią zbyt późno…
"Głupcy umierają" - wymowny tytuł.
Liga gra przez dwanaście miesięcy w roku, przez siedem dni w tygodniu. Na równych jak stół zielonych… suknach. Kluby udają, że nie wiedzą. Trenerom wydaje się, że zawodnik jest zmęczony, bo całą noc szczekał pies sąsiada. Kibicom się wydaje, że zawodnik jest rozkojarzony, bo "taki już jego urok". A on ma w głowie jedno: odegrać się. I bynajmniej nie w następnej kolejce, w meczu z Widzewem, Ruchem czy Pogonią. Już za moment. Wieczorkiem. Aż krupier powie: "no more bets".
A może to Ekstraklasa powinna powiedzieć: "no more bets"?
Niespodziewalem sie takiej skali ale czy to juz jest hazard ze rano w pracy mysle czy postawic na czarne czy czerwone. Niewiem kiedy bedzie wstanie mnie ktos przekonac. Jezeli gramy za swoje pieniadze ktore moge przeznaczyc na jaka kolwiek rozrywke to niema co krytykowac.