A
0
astralproject
Użytkownik
Jakieś sześć lat temu jeden z moich znajomych zaprowadził nas do baru z maszynami do "gier zręcznościowych". To była mała speluna z hamburgerami, utrzymująca się wyłącznie z hazardu. Powinniście zobaczyć minę pracownicy, która musiał zrobić fasolkę po bretońsku...
Tam właśnie zagrałem pierwszy raz, tam pierwszy raz wygrałem. Właściwie to wygrana przyszła później, po pierwszych przegranych próbach prawie się zniechęciłem do gry. Pamiętam kiedy złapałem się na haczyk. Zagrałem za 10 zł. na maszynowym pokerze i po jakimś czasie miałem okrągłą stówkę. Bakcyl już wtedy siedział głęboko, bo mimo tego nic nie wypłaciłem, wszystko przegrałem. Ale od tamtej pory gra na maszynach sprawiała mi niemałą przyjemność.
Cóż, nie ma róży bez kolców, moja choroba zaczęła się akurat w momencie hossy na giełdzie, a konto bankowe pełne było pieniędzy na wykończenie mieszkania - miałem się niedługo żenić i przeprowadzać.
I tak to trwało z przerwami kilka lat, traktowałem hazard jak szkodliwą używkę, od czasu do czasu wpadając w drobne długi, z których wyciągała mnie rodzina. Zawsze był jakiś powód utraty pieniędzy, mam bogatą wyobraźnię. W międzyczase poznałem większość lokali z hazardem w mieście i na internetowych serwerach. Poker, maszyny, ruletka itd. Nie, żeby co dzień, miałem dłuższe przerwy, a każda z nich kończyła się podbiciem stawki.
W końcu, kilka miesięcy temu, po kolejnej przerwie stało się, straciłem kontrolę. W ciągu miesiąca wpadłem w długi przekraczające wszystkie dotychczasowe, czekało mnie ponad pół roku spłat. Obiecałem sobie więcej nie grać, spłacić długi i zacząć oszczędzać. Jeden ze znajomych, który jest po terapii powiedział wtedy, że bez tego nie dam rady. Co on tam wie...
Wytrzymałem miesiąc. Kolejny miesiąc przyniósł kolejne długi, prawie dwukrotnie większe niż poprzednie. W końcu zdałem sobie sprawę, że tonę.
Dziś mój brat przeczytał maila, którego do niego wysłałem. Teraz nie mam wyjścia muszę rozpocząć terapię. Taki był cel, zamknąć sobie furtkę do bagatelizacji problemu i kolejnego "cyklu". Ciekawe czy mocno się martwi. Zadzwonił i pogadaliśmy sobie, chyba nawet ani razu nie skłamałem.
Ależ mam ochotę pograć. Obiecał mi przysłać parę groszy na najpilniejsze wydatki. Szlag by to trafił, żebym musiał się sam ubezwłasnowolnić. Dam mu login i hasło do mojego konta, jak będzie mógł zajrzeć to może nie zagram w pokera w necie. Chociaż bankomaty niedaleko i zawsze się znajdzie miejsce... ale nie, mam ochotę wyłącznie na pokera.
Jutro jadę na urlop, wracam za tydzień. Mam nadzieję, ze tam nie znajdę okazji... wiecie co? Mój brat tu bloguje. Ciekawe kiedy na mnie wpadnie.
cytat z jakiegoś bloga, nie chce mi się szukać adresu...
Tam właśnie zagrałem pierwszy raz, tam pierwszy raz wygrałem. Właściwie to wygrana przyszła później, po pierwszych przegranych próbach prawie się zniechęciłem do gry. Pamiętam kiedy złapałem się na haczyk. Zagrałem za 10 zł. na maszynowym pokerze i po jakimś czasie miałem okrągłą stówkę. Bakcyl już wtedy siedział głęboko, bo mimo tego nic nie wypłaciłem, wszystko przegrałem. Ale od tamtej pory gra na maszynach sprawiała mi niemałą przyjemność.
Cóż, nie ma róży bez kolców, moja choroba zaczęła się akurat w momencie hossy na giełdzie, a konto bankowe pełne było pieniędzy na wykończenie mieszkania - miałem się niedługo żenić i przeprowadzać.
I tak to trwało z przerwami kilka lat, traktowałem hazard jak szkodliwą używkę, od czasu do czasu wpadając w drobne długi, z których wyciągała mnie rodzina. Zawsze był jakiś powód utraty pieniędzy, mam bogatą wyobraźnię. W międzyczase poznałem większość lokali z hazardem w mieście i na internetowych serwerach. Poker, maszyny, ruletka itd. Nie, żeby co dzień, miałem dłuższe przerwy, a każda z nich kończyła się podbiciem stawki.
W końcu, kilka miesięcy temu, po kolejnej przerwie stało się, straciłem kontrolę. W ciągu miesiąca wpadłem w długi przekraczające wszystkie dotychczasowe, czekało mnie ponad pół roku spłat. Obiecałem sobie więcej nie grać, spłacić długi i zacząć oszczędzać. Jeden ze znajomych, który jest po terapii powiedział wtedy, że bez tego nie dam rady. Co on tam wie...
Wytrzymałem miesiąc. Kolejny miesiąc przyniósł kolejne długi, prawie dwukrotnie większe niż poprzednie. W końcu zdałem sobie sprawę, że tonę.
Dziś mój brat przeczytał maila, którego do niego wysłałem. Teraz nie mam wyjścia muszę rozpocząć terapię. Taki był cel, zamknąć sobie furtkę do bagatelizacji problemu i kolejnego "cyklu". Ciekawe czy mocno się martwi. Zadzwonił i pogadaliśmy sobie, chyba nawet ani razu nie skłamałem.
Ależ mam ochotę pograć. Obiecał mi przysłać parę groszy na najpilniejsze wydatki. Szlag by to trafił, żebym musiał się sam ubezwłasnowolnić. Dam mu login i hasło do mojego konta, jak będzie mógł zajrzeć to może nie zagram w pokera w necie. Chociaż bankomaty niedaleko i zawsze się znajdzie miejsce... ale nie, mam ochotę wyłącznie na pokera.
Jutro jadę na urlop, wracam za tydzień. Mam nadzieję, ze tam nie znajdę okazji... wiecie co? Mój brat tu bloguje. Ciekawe kiedy na mnie wpadnie.
cytat z jakiegoś bloga, nie chce mi się szukać adresu...