>>>BETFAN - TRIUMF BONUSA NAD BOOSTEM <<<<
>>> ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 200 ZŁ!<<<
Fortuna bonus

Przygody Alberta. Czy ta historia zakończy się happy endem? 🍀💰

successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Dorastał i wychowywał się na Kielecczyźnie. Z półsłonawą łezką w oku, i niechybnie sporą nutką nostalgii wspomina czasy beztroskiego dzieciństwa, kiedy ganiał się z kolegami po Starówce w Sandomierzu. Z jednej z takich zabaw ma nawet pamiątkę - około dwucentymetrową bliznę od rany na lewej skroni.

Dziś już niespełna trzydziestodwuipółletni szczęśliwy ojciec dwuletniej córki Leny, po studiach ekonomicznych na prywatnej uczelni, osiedlił się w podwarszawskich Ząbkach.

- Dopisz jeszcze do listy mleko i ketchup!
- Dobra!
- I majonez bo właśnie się kończy.

Raz w tygodniu jeździł z żoną na większe zakupy. Do marketu nie miał daleko, ale z racji mnogości kupowanych produktów zawsze jeździli autem. Droga była do znudzenia powtarzalna.

Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...

Ilekroć przejeżdżał obok tej ostatniej, zawsze zerkał okiem i uśmiechał się w duchu do siebie. Z różnych, nie do końca sprecyzowanych pobudek, miejsce to kojarzyło mu się pozytywnie. Choć sam nigdy tam nie był, ze trzy czy cztery razy, jeszcze na studiach, poszedł obstawić kilka meczów z kolegami. Jeden z nich raz wygrał trzysta złotych. Jak na studencką kieszeń, były to wówczas pieniądze które wystarczyły na dobrą wieczorną bibę.

Dziś już nie imprezuje. A przynajmniej nie tak często jak kiedyś. Czasem brakuje mu rozrywki. Jego cały czas wolny zabiera córka. Bardzo mądra - po tatusiu, jak sam często powtarza. Nawiasem mówiąc - czy jeszcze pamięta co to znaczy czas wolny?

Albert nie wygląda na swój wiek. Czuje się co najmniej o trzy lata młodziej. I tak też wygląda. Kilkudniowy zarost, ciemne włosy i nieśmiertelne jeansy. Ubiera się raczej na luzie. Bluza z kapturem i sportowe buty. Nie znosi galowych ubrań i bardzo się cieszy, że w jego pracy nie obowiązuje żaden dress code.

Pewnego dnia wybrał się na zakupy sam. Było piękne lato, a cały piłkarski świat żył właśnie emocjami związanymi z mundialem. Tak, na ulicach dawało się wyczuć atmosferę zbliżającego się piłkarskiego święta. Wiązano ogromne nadzieje z ekipą Nawałki. Polska pojutrze zagra z Senegalem.

Droga do sklepu nie różniła się niczym od tej stale pokonywanej. Kościół, podstawówka, hotel, kolektura STS...

Coś go tknęło. Skręcił i zatrzymał się.

- Jak pan myślisz, wejdzie ta Polska? Dużo pan grasz?
- Nie, w ogóle nie gram. Teraz tak tylko na mundial. Powinni ogarnąć ten Senegal!

Obecni w środku panowie siedzący przy stoliku nie mieli zdaje się żadnych oporów z zagadywaniem do nowo wchodzących do punktu.

Belgia - Panama
Portugalia - Maroko
Francja - Peru
Tunezja - Anglia
Iran - Hiszpania
Polska - Senegal

Spośród meczów na najbliższe dni Albert wybrał te sześć. Nie miał wątpliwości, że na pierwsze trzy pary należało dać 1, a na dwie kolejne 2. Zawahanie zaś przyszło przy ostatnim typie. Chciał dać jedynkę, ale gdyby jednak Polska nie wygrała? Miałby podwójne zmartwienie. A może jednak, skoro trzy pierwsze to jedynka, to trzy ostatnie powinny być dwójką?

Cóż, typowe rozkminki gracza. Podjął w końcu decyzję i zawarł kupon za 150 złotych.

O tym jaki typ Albert dał przy meczu Polska - Senegal, ile miał do wygrania, czy wszedł mu kupon, oraz czy to była jego ostatnia wizyta w tej kolekturze, dowiecie się już w następnym odcinku 😉🤚
 
Otrzymane punkty reputacji: +167
Camilla P. 34,5K

Camilla P.

Forum VIP
successful successful przyznaję, że zaskoczyłeś mnie jak zwykle bardzo pozytywnie. W sumie to podkradłeś pomysł. Gdy wybuchła pandemia i wszyscy siedzieliśmy w domach to przyszedł mi do głowy pomysł aby napisać dłuższe opowiadanie związane z hazardem, obstawianiem meczów itp. Później jednak uznałam, że na forum raczej ludzie tego nie kupią. Cieszę się, że idziesz w kierunku twórczości. To niezwykle cenne doświadczenia.
Co mogę napisać? Dawaj więcej bo umieram z ciekawości jak potoczy się historia Alberta 😊

Kiedy kolejny odcinek?
 
Otrzymane punkty reputacji: +45
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
19 czerwca 2018 roku. Miłośnicy piłki nożnej w Polsce czekali na ten dzień dwanaście lat. Po długiej nieobecności nasza reprezentacja powróciła na mundial. Od 1986 roku nie udało nam się wyjść z grupy. Teraz miało być zgoła inaczej.

Tak też myślał Albert, który zdawał sobie sprawę z tego, że Senegal to nie był najsilniejszy rywal w naszej grupie. Z Kolumbią od biedy mogliśmy przegrać, ale wygrana z Senegalem i Japonią to było nasze must have.

- Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam! Niech żyje nam!
- A kto?
- Marek!!!

Termin meczu zbiegł się z urodzinami jego bliskiego kolegi Marka, dlatego ten ostatni zaprosił znajomych do siebie na oglądanie transmisji.

Marek był uznawany w swoim gronie za samozwańczego wielkiego znawcę piłki, choć nie każdy lubił słuchać jego wywodów.

- Glik to chyba bez kitu zagra już z Kolumbią.
- On to dobry wariat jest. Niech zbiera siły!

Wszyscy byli pełni uznania dla Kamila, który po niedawnej kontuzji barku wrócił lotem błyskawicy do reżimu treningowego.

Albert nie mówił nikomu, że ma w kieszeni kupon, który miał mu dać wygraną w wysokości 1963,90 zł. Dwa mecze już mu weszły. Zostały jeszcze cztery, w tym trzy względnie wysoko prawdopodobne, no i ten czwarty - na wygraną Polski.

Tak - uznał, że nie ma opcji aby biało-czerwoni nie wygrali tego spotkania i na swoim kuponie postawił na Orłów Nawałki.

Postanowił że z chwilą końcowego gwizdka pieczętującego zwycięstwo Polaków pochwali się wszystkim swoim kuponem.

- "Krychowiak, no, to jest ryzyko. Zagapił się Bednarek i może być dwa zero! Co myśmy zrobili, Jezus Maria! Co myśmy zrobili..."

Kończyła się właśnie 60. minuta spotkania kiedy Senegal podwyższył na 2:0. Rozbudzone nadzieje szybko ostygły. Myślami zaczęliśmy już być na meczu z Kolumbią. Turniej się jeszcze nie skończył, ale mało kto wierzył, że w ciągu ostatnich 30 minut odmienią się losy spotkania.

Nie tak miał wyglądać ten dzień.

Urodziny zakończyły się dość szybko. Albert oczywiście nikomu nie powiedział o swoim kuponie. Zaczął żałować, że przedwczoraj wstąpił do STS-a. 150 złotych to wprawdzie nie majątek, ale fajna wygrana była na wyciągnięcie ręki. Jednak myśl o przegranym kuponie nie dawała mu spokoju. Mógłby za to kupić córce zabawkę, ale pieniądze beztrosko wyrzucił w błoto. W takich kategoriach zaczął o tym myśleć.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem spojrzał na terminarz i zaczął kombinować jak tu odzyskać swoją przegraną. Za nic w świecie nie chciał swojej przygody z obstawianiem meczów zakończyć z ujemnym bilansem.

Z drugiej strony miał świadomość, że gdyby znów przegrał... Nie, w zasadzie tego nie brał pod uwagę. Wystarczyło mu, że odzyska swoje 150 złotych i jeszcze do tego dołoży dwie dychy na czysto. Wtedy może z czystym sumieniem przerwać swoją grę.

Czy jesteście ciekawi co postanowił Albert? Czy komuś powiedział o swoim kuponie? Czy pokusił się na odzyskanie przegranych pieniędzy?

Zachęcam do pozostawienia pkt reputacji, a wkrótce przeczytacie kolejny rozdział opowieści 💥💥👍
 
Ostatnia edycja:
Otrzymane punkty reputacji: +1
Znany jako Tyrion77 3,3K

Znany jako Tyrion77

Użytkownik
Hahaha , mieszkałem w Zabkach z 3 lata - punkt STS na tzw rynku dosc blisko chaty słynnego "Dziada" oraz Ząbkowskiego targowiska i dworca bodaj PKP :) Na przeciwko taki ząbkowski odpowiednik Pizzy Hut czyli Telepizza :)

Gdy ktokolwiek wygrał cokolwiek w tym punkcie po informacja ta lotem błyskawicy rozlewała sie po pobliskich wawo-sypialnianych blokowiskach :) Istniał tam także punkt Totolotka gdzie kiedys przyjeli mi zakład na polski basket już po zakończonym spotkaniu i wypłacili ładnych kilka tys :)

Prosze włącz w ta historię gołębię od Dziada, które będa przynosić Albertowi w swoich sprytnych pazurkach informację o "ustawkach" od zaprzyjaźnionego gracza poznanego na słynnym praskim bazarze Różyckiego :))

PoZdro
 
Otrzymane punkty reputacji: +45
Camilla P. 34,5K

Camilla P.

Forum VIP
Dwieście punktów reputacji za kolejny odcinek? Cwaniak, normalnie 🙃 ale okej, daje Ci wirtualne dwieście i pisz dalej. A jak nie to ja spokojnie pociągnę. 😉

Mogę nawet zacząć?

Mecz z Kolumbią zbliżał się wielkimi krokami. Albert położył się spać po jedenastej ale sen nie nadchodził. Żona obok głośno chrapała, a on ciągle zastanawiał się jak może wyglądać mecz. Czyżby znowu nasi mieli zawieść? Kolejna porażka?
Nie, to by oznaczało brak awansu z grupy, a przecież Nawałka zarzekał się, że są doskonale przygotowani. Znowu mecz o wszystko i ostatni o honor? Albert czuł w podświadomości, że jednak Lewy zaskoczy i niedorzecznością byłoby postawić na porażkę orłów.

- Co się tak kręcisz w tym łóżku? - Usłyszał zaspany głos swojej luby.

- Ja?! - prychnął. - A Ty za to chrapiesz jak niedźwiedź! I spać się nie da! - odburknął i obrócił się plecami. Tak... - pomyślał, nasi na pewno dadzą łupnia tym latynosom. Oczami wyobraźni zobaczył rajd Lewego przez pół boiska. Nasz napastnik biegł jak szalony, omijając skonsternowanych Kolumbijczyków. Kiwka, zwód, strzał i... GOOOL!

Nagle poczuł kuksańca.
- Czego wrzeszczysz po nocy?! Ten mundial już Ci rozum odebrał?

Usiadł spocony na łóżku. Co za sen!

😄
 
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Albert wyszedł na fajka i oprócz paczki znalazł zmiętolony kupon. Z grymasem twarzy nie cierpiącym sprzeciwu pokazał mu środkowy palec i wyrzucił go do kosza. Zaplanował wizytę w STS-ie nazajutrz.

Trudno znaleźć osobę, która w swoim bogatym życiorysie nie mogłaby poszczycić się doświadczeniem obserwacji sytuacji takiej, jaką Albert miał mniej lub bardziej wątpliwą przyjemność doświadczyć w swojej kolekturze.

Spieszył się, ale na dobrą sprawę pośpiech wynika tylko z tego, że wstało się za późno, więc pretensji nie można mieć do nikogo, ale można za to (i warto!) liczyć na pomyślną i szybką sekwencję dalszych zdarzeń. Na to więc liczył. W kolejce stało z sześć osób, ale w miarę sensownie to szło. Dzień dobry, klik-klik, dwadzieścia złotych, dziekuję, do widzenia, następny proszę. I następny. I kolejny.

Ale do rzeczy.

Pan w kolejce przed nim (dla dobra relacji nazwijmy go: Maurycy) poznał kwotę do zapłaty, po czym z mozołem górnika zaczął grzebać po (najprawdopodobniej mocno) wypchanej prawej kieszeni żeby odnaleźć banknot. Maurycy był nie dość młody, na oko tuż po sześćdziesiątce. Szara czapka i okulary. Oby tylko Maurycy nie musiał szukać w drugiej kieszeni. Wreszcie po jakichś pięćdziesięciu siedmiu koszmarnie długo ciągnących się sekundach radośnie wyjął stówkę 💯

Kiedy więc Albert zaczął powoli szykować portfel do zapłacenia za swój kupon, usłyszał pytanie, które w tej konkretnej sytuacji było tak mrożące, że z wysokim prawdopodobieństwem nawet w czerwcu zacząłby padać śnieg:
- A NIE BĘDZIE NIC DROBNIEJ?
I już wiedział, że najprawdopodobniej szybko tej kasy nie opuści.

Maurycy w sobie znanym stylu sięgnął do plecaka. Szuka, maca. Przegrzebuje. Oj, teczka, to nie. Notesik, a to nie. Hm, chusteczki, to też nie. Sprite? Nie, nie.

Biedny Albert stoi jak ten Koszałek-Opałek czekający na jeża z jabłkiem na grzbiecie. Zrozumiałby, gdyby Maurycy przynajmniej zachował pozory że robi to sprawnie. Ale nie. O nie, nie! Szaroczapy jegomość szukał hajsu z takim samym zapałem, jak leniwiec z lasów deszczowych Panamy, który właśnie obudził się z letargu i zabiera się do wstania 🇵🇦🇵🇦

Kasjerka zaczęła subtelnie stukać palcami o ladę. To wyraźny znak, że może lada moment wycofa się ze swojego pytania. Z jej mimiki wyczytać można walkę dwóch przeciwstawnych frontów: pozbyć się drobnych z kasy czy zaczekać na nowe, jakże pożądane drobne? Presja czasu wydaje się osiągać apogeum.

I wreszcie z tej wewnętrznej próby podjęcia przez nią być może najważniejszej decyzji tego dnia wyrywa ją wielka nadzieja, która zaraz gaśnie wraz ze spokojnym głosikiem Maurycego:

"Proszem paniąąą... ja mam tylko osiem groszy" 🤣😄

====

Przyznajcie temu rozdziałowi swoją reputację, a już wkrótce kolejna odsłona opowieści 💥💥👍
 
Otrzymane punkty reputacji: +22
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
W końcu Maurycy odszedł od kasy i nadeszła pora na Alberta. Cel był jeden: odzyskać swoje 150 złotych.
Chciał to zrobić z jak najwyższym prawdopodobieństwem, dlatego postanowił, że na jego kuponie znajdą się nie więcej jak dwa zdarzenia.

1,60 - taki kurs bukmacher oferował na wygraną lub remis Polski z Kolumbią. Szybka kalkulacja. Żeby mieć co najmniej 150 złotych na czysto, musiałby zawrzeć kupon za co najmniej 370 złotych. Zimny dreszcz przeszedł mu na samą myśl, że mógłby tego nie wygrać.
Ale skoro poprzednim razem "weszło" mu aż pięć meczów, to dlaczego teraz nie miałby wejść jeden jedyny?

Raz kozie śmierć - pomyślał.

Dołożył trzy dychy do równej sumy, no bo jak to - jeśli trafi, to wyjdzie na zero. Nie po to tracił nerwy i czas żeby nic z tego nie mieć. Kasjerka przyjęła od niego 400 złotych i wydrukowała kupon.

- Co Ty, nie wygrają tego, będzie powtórka z rozrywki.
- Wygrają, Kolumbia jest kiepska, przegrali z Japonią.
- Cuadrado rozniesie nas w pył.
- 0:0 będzie i potem Japonię to ogarną!

Komentarzy na temat zbliżającego się spotkania nie było końca. Usłyszenie każdego z nich wywołało zwiększone bicie serca. Albert jeszcze tydzień temu nigdy by nie pomyślał, że mógłby w ciągu tygodnia zostawić ponad pół tysiąca u bukmachera.

A jednak.

24 czerwca w Kazaniu rozpoczął się mecz. Tym razem Albert oglądał go w swoim domowym zaciszu.

- Cuadrado i Quinterooo... Quintero do Hamesa. Hames... jeden do zera dla Kolumbii.

Dokładnie te słowa usłyszeli polscy kibice oglądający transmisję na żywo w telewizji. To była 40. minuta pierwszej połowy spotkania, w której Polacy nie oddali jeszcze ani jednego strzału.

Zaczęło się robić bardzo nerwowo.


====

Już wkrótce kolejna odsłona opowieści 💥💥
 
Otrzymane punkty reputacji: +88
Camilla P. 34,5K

Camilla P.

Forum VIP
Lubię takie opowiastki z historią w tle. Powinieneś częściej zamieszczać odcinki. To nic, że tylko ja czytam 🙃
 
Otrzymane punkty reputacji: +73
Camilla P. 34,5K

Camilla P.

Forum VIP
Podejrzewam że więcej osób czyta . Zaczyna być coraz bardziej ciekawa opowieść.
Pewnie, że więcej! To była mała prowokacja z mojej strony, żeby odezwali się Ci, co czytają 😉
Bo warto! Takie wspomnienia meczów z jakimś bohaterem w tle są znakomitym pomysłem, zwłaszcza, że dotyczą rozterek typu "obstawiać czy nie", a więc historia ma bezpośredni związek z naszym forum. Może kiedyś sama spróbuję wysmarować jakieś scencie-fiction związane z hazardem? Czas pokaże 🤔 Póki co, czekamy successful successful na następną część przygód Alberta. Fajna odskocznia od koła ruletki i zakładów 🙃
 
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Znacie to uczucie?

Towarzyszy nam niemal od dziecka. Jest wtedy, gdy jesteśmy bardzo mali, a rodzice nie pozwalają nam zjeść przed obiadem cukierka. Gdy jesteśmy trochę więksi, pojawia się kiedy mamy ogromny kłopot ze zrozumieniem zadania domowego ze szkoły. Potem - siłujemy się na rękę z kolegami i z jednym z nich nigdy nie możemy wygrać.

Bezsilność? Złość? Towarzyszy nam przez całe życie, czy sobie tego życzymy nie. Raz mocniej, raz lżej. Raz lepiej z nią sobie radzimy, raz gorzej. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to uczucie, które bez kozery można zaliczyć do tych mniej przyjemnych.

To właśnie poczuł Albert po pierwszym golu Kolumbijczyków. Ściśnięte dłonie w pięści, głowa zadarta wysoko, grymas twarzy jakby chciał wykrzyczeć: "... DLACZEGO?!". Wykrzyczał szeptem. W końcu Lena bawi się obok. Oczywiście Albert, jak na kibica przystało, w miejsce wielokropka wstawił bardzo piękny polski wulgaryzm, ogromnie produktywny słowotwórczo. Wyraz zaiste poetycki. Nawet Profesor Miodek w swoim sławetnym felietonie rozpływał się w jego zaletach, całkiem sprytnie twierdząc, że gdyby go Polakom zakazać, niektórzy z nich przestaliby w ogóle mówić, gdyż nie umieliby inaczej wyrazić swoich uczuć. I z całą pewnością wielu polskich kibiców zareagowało wtedy w ten sam sposób, ale złość Alberta była podwójna. Kadra Nawałki przegrywa, a jak nie weźmie się zaraz porządnie za grę, to jeszcze pozbawi Alberta ładnych paru stówek.

- Ciasto zrobiłam, weźmiesz kawałek?
- Nie, nie, nie jestem głodny.
- A coś ty taki zły?

Przecież nie powie Marcie, że być może zaraz przewali ponad pół tysiaka. Jest sam z tym problemem. Musi jakoś to ukryć. A jak się wyda?

Nie, to nie wchodzi w grę. Zna Martę. Jest absolutnie przeciwna wszelkim grom losowym. Wie, jak bardzo by się stresowała, gdyby postawił 40 złotych. A mówimy tu przecież o wartościach kilkukrotnie wyższych. Ona nie byłaby zdenerwowana. Byłaby wściekła.

Od początku drugiej połowy meczu Albert zaczął być jakiś taki nieobecny. Prawdopodobnie jego myśli krążyły wokół próby odpowiedzi na pytanie, jak tu szybko odzyskać 550 złotych. Sprzedać lustrzankę? No ale Marta zauważy jej zniknięcie. Jakaś dorywcza praca przez internet? Ale pół tysiaka to zejdzie z dwa tygodnie.

70 minuta meczu:
- UWAGA, BO JEST FALCAO NIE MA SPALONEGOOO... DWA ZERO.

- Weź sobie piwo z lodówki.
- Tak, tak.
- Ja idę wyrzucić śmieci.

Korzystając z chwili, Albert poszedł do pokoju Leny i zajrzał do jej skarbonki. Ostatnio dostała jakąś kasę od cioci.

500... 600... 700... 750. I jeszcze z pięć dych w monetach.

Puls podskoczył mu do 180.


====================

Co zrobi Albert?
Czy "pożyczy" pieniądze ze skarbonki Leny bez wiedzy jej mamy? A może córki w swój problem nie wmiesza? Przyznajcie temu rozdziałowi swoją reputację, a już wkrótce kolejna odsłona opowieści 💥💥👍
 
Otrzymane punkty reputacji: +110
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Schował pieniądze z powrotem i odłożył skarbonkę. Wrócił przed ekran telewizora i z nosem opuszczonym na przysłowiową kwintę oglądał pozostałe dwadzieścia minut gry. W tym momencie był już pewien, że Polska nie wyjdzie z grupy. I tego że musi szybko odzyskać pół tysiąca, nim Marta spostrzeże ubytek pieniędzy.

Ledwo usiadł, gdy usłyszał:

- CUADRADO, BĘDZIE SAM NA SAM. CUADRADO, DOSTAŁ TĘ PIŁKĘ OD HAMESA. CUADRADO, TRZY ZERO, KONIEC!

Tak. Jeśli Albert czuł się w jakikolwiek sposób bezsilny, to teraz został po prostu dobity. Gdzie się podziała ta ekipa, która dzielnie walczyła na Euro?

Przez myśl mu przeszło, że historia bardzo lubi się powtarzać. W Korei dwa pierwsze mecze były przegrane. Cztery lata później w Niemczech również. Teraz podobnie - po dwóch pierwszych meczach Polska pewna braku awansu. A grając bez presji nagle potrafili wygrać trzeci mecz w grupie. 3:1 z USA w Korei. 2:1 w Niemczech z Kostaryką.

Dokładnie za cztery dni zagramy z Japonią.

Jakoś nie mógł wyrzucić z siebie tej niezbitej myśli, że z Japończykami, a jakże, wygramy. Scenariusz powtarzany wręcz do znudzenia. Trzeci mecz, rozluźnienie, gra bez presji, i wreszcie trzy punkty które powodują, że w efekcie kończymy mundial sklasyfikowani bądź co bądź wyżej, niż na ostatnim miejscu spośród wszystkich reprezentacji.

Ta myśl o powtórzeniu scenariusza tak mu nie dawała spokoju, że postanowił po raz trzeci postawić na biało-czerwonych. Kurs na Polskę kształtował się w granicach 2.60. To był dobry znak, ponieważ aby odzyskać cały budżet, musiałby postawić singla za 450 złotych. Czyli założył, że w przypadku przegranej jego przygoda z obstawianiem meczów zakończy się ze stratą tysiąca złotych. Poprzysiągł sobie, że jeśli przegra, to jego noga już nigdy nie przekroczy progu kolektury. Strata tysiąca złotych to nie była przyjemna świadomość, ale uznał, że musi ją zaakceptować.

Musi zagrać.

"Musi". Znamienne, z jaką łatwością, w ciągu zaledwie kilku dni przeszedł z opcji niewinnego podjechania do STS do opcji "muszę". Niejednokrotnie czytał problemy uzależnionych od hazardu, ale w życiu nie przypuszczał, że negatywne emocje związane ze stratą kilkuset złotych tak nim zawładną. Pragnął tej wygranej jak nigdy dotąd.

- Stary, mam mały problem, potrzebuję pięć stówek pożyczyć, najpóźniej pojutrze Ci oddam.
- Yyy wesz, no, nie ma problemu. A coś się stało?
- Nie, wszystko ok. Nagle mnie przyszpiliło. Pojutrze będziesz miał hajs z powrotem i masz też ode mnie dużego browara.

Albert nigdy w życiu nie pożyczał pieniędzy. Kilka razy tylko, będąc jeszcze dzieckiem, brał gumę do żucia na kreskę w sklepiku szkolnym, albo pożyczał od kolegów. Był honorowy i zawsze oddawał, choćby chodziło o głupie złoty pięćdziesiąt. Oczywiście miał na głowie kredyt hipoteczny, ale było to dla niego naturalne jak wiatr. A z kolei okropnie źle się czuł prosząc kumpla o pomoc. Jednocześnie władała nim ogromna presja, bo zupełnie nie wiedział co zrobi, jeśli nie będzie mógł ziomkowi pojutrze oddać pieniędzy. Tu już nawet skarbonka Leny nie poratuje.

- Kurs wzrósł na naszych.
- No co ty? Ile teraz?
- 2.82. Na Japonię jest 2.70.
- Kurde. Nie obstawiam tego, dam na Tunezję i Anglików z podpórką.
- Ja dam na Polskę że będzie mniej niż dwie i pół brameczki.
- Więcej będzie, na bank, Japonia z Senegalem 2:2 było.

W kolekturze STS dało się zasłyszeć temat przewodni jakim był mundial. Tylko jakoś ludzi było mniej niż kilka dni temu. Przypadek? Alberta ucieszyła wiadomość o podwyższonym kursie na Polaków, a jednocześnie wywołała przyspieszone bicie serca. No bo jak to - skoro obiektywnie mają mniejsze szanse, niż jeszcze tydzień temu, to może faktycznie nie wygrają?

Nie chciał o tym myśleć. Z każdą sekundą coraz bardziej był pewien wygranej Polaków. Jeszcze tego samego dnia rano przeczytał kilka artykułów, które sugerowały powtórkę z rozrywki. Dwa pierwsze mecze to klęska, a trzeci na otarcie łez i na "Polacy, nic się nie stało". Oj, stałoby się, i to bardzo dużo, gdyby nie ograli Azjatów. Tak myśląc przekazał kasjerce 500 złotych. Sympatyczna pani na chwilę przeprosiła i gdzieś zadzwoniła. Albert kątem ucha podsłyszał, że zadzwoniła autoryzować kupon. Grubo - pomyślał. Chyba stał się poważnym graczem. Po chwili odebrał wydrukowany kupon z zaakceptowanym wkładem 500 ziko. To trochę więcej niż pierwotnie zakładał ale coś mu podpowiadało, że nie pożałuje. Do wygrania miał 1.240 złotych i 80 groszy.

Oczami wyobraźni widział już siebie odbierającego gotówkę i zazdrosne spojrzenie świadków tej sytuacji w kolekturze. Ale mecz dopiero o 16:00.
 
Otrzymane punkty reputacji: +28
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Albert wybrał się z kolegami na mecz do pubu. Nastroje nie były podniosłe - wszyscy wiedzieli, że był to już ostatni mecz naszej reprezentacji na tym mundialu. Polacy rzeczywiście udowodnili, że w ostatnim meczu w grupie potrafią się zmobilizować i wywieźć z mistrzostw świata honorowe zwycięstwo. Każdy liczył, że historia zatoczy koło, choć rzecz jasna nie miało to już żadnego znaczenia w kontekście udziału w fazie pucharowej.

Tego dnia Albert był jakiś nieswój. Trochę przygaszony, mniej rozmowny niż zwykle. Browar niespecjalnie mu wchodził. Kumpel pytał czy coś się dzieje, ale nasz bohater zdawkowo odpowiadał, że nie, nie, wszystko ok.

Nie drążyli.

Oto zaczął się mecz Japonia - Polska. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego Albert czuł przyspieszone bicie serca. Jeszcze kilka godzin temu szedł na pewniaka, że nasi dziś wygrają. Ale z każdą kolejną minutą gdzieś tę pewność tracił.

Pierwsza połowa spotkania zakończyła się bezbramkowym remisem. Ludzie wstali do lady by zamówić następne piwa. Albert już nie pił. Za kilka chwil miała rozpocząć się druga, i jednocześnie ostatnia na tym mundialu odsłona meczu w wykonaniu biało-czerwonych.

"Życie piłkarskie toczy się dalej. Próżni nie znosi. Trzeba o tym pamiętać. Wczoraj też zaczynały się eliminacje do Ligi Mistrzów, UWAGA, GOOL! GOOOL! Jan Bednarek! On zdobywa pierwszą bramkę w tym meczu!!!".

Cały pub ryknął, każdy uniósł ręce w górze, niekłamana radość nagle pojawiła się na twarzach obecnych. Ależ ulga. Polska prowadzi 1:0 i właśnie zaczęła mieć ogromne szanse na wygranie tego meczu! Albert też bardzo emocjonalnie do tego podszedł. Krzyknął z radości i zaraz głęboko odetchnął. Ale do końca pozostało jeszcze pół godziny gry.

93. minuta i... wreszcie koniec! Pub szaleje ze szczęścia. Wszyscy przybijają piątki. Koledzy się cieszą. Albert się cieszy. Właśnie oznajmił, że stawia każdemu przy stoliku kolejkę! Kumple dostrzegli wyraźną poprawę humoru Alberta. Ten zaś postanowił, że przyniesie kufle dla wszystkich i wtedy pochwali się im wygranym kuponem.

Sięgnął do portfela.

Zaraz... gdzie jest kupon?!
 
Otrzymane punkty reputacji: +28
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
W mgnieniu oka pobladł.

Jeszcze przed chwilą odetchnął z ogromną ulgą, że wreszcie odzyskał wszystkie swoje pieniądze, by teraz ulec przerażeniu z powodu... braku kuponu! Pamięta doskonale jak chował go do portfela. A może... nie schował do portfela?

CO PODZIAŁO SIĘ Z KUPONEM?

Zaczął sięgać pamięcią do wszystkich wydarzeń po jego wizycie w STS-ie. Za nic nie może przypomnieć sobie sytuacji, żeby wyjmował kupon z portfela. Ba, do tej pory skorzystał z niego może dwa razy. A może gdzieś wypadł? Zupełnie odruchowo spojrzał pod ladę. Nie ma. Odwrócił się swojego stolika i spojrzał pod nim. Nie ma. Przejrzał wszystkie zakamarki swojego portfela...

Nie ma.

Trudno sobie wyobrazić minę gościa, który właśnie zgubił ponad 1200 złotych. Ale jeszcze trudniej - minę gościa, który - jeśli nie znajdzie kuponu - musiał natychmiast w jakikolwiek sposób odzyskać pieniądze. Kolegi, który pożyczył mu kasę szczęśliwie z nim w pubie nie było. Ale przecież obiecał mu szybki zwrot!

Tak myśląc wrócił do stolika z piwami, i gdy atmosfera była radosna, Albert powrócił do swojego humoru sprzed początku meczu. A wręcz ten swój zły nastrój pogłębił.

- Stary, co znowu?
- Napij się, to ci przejdzie.
- Z żoną się pokłóciłeś?

Nie potrafił wymyślić na poczekaniu dobrej odpowiedzi, toteż odpowiadał zdawkowo i bez zachęty do kontynuowania pytań. Postanowił za nic w świecie nie przyznawać się kolegom do zagubienia kuponu. Nie takiego. Nie opiewającego na wygraną 1200 złotych. Podświadomie myślał, że jest gdzieś tu blisko, więc mimochodem co jakiś czas zaglądał pod stół. Ale kuponu nie było.

Wreszcie koledzy wyszli z pubu, pożegnali się i każdy wrócił w swoją stronę.
Albert nie pamięta, kiedy był tak przygnębiony jak dziś. Nie pamięta, kiedy miał takiego pecha jak w ostatnich dniach.
Co się dzieje?

Wrócił do domu i dawał po sobie znać, że nic się nie stało. W końcu Polacy wygrali mecz. Marta również go oglądała, choć niespecjalnie interesuje się piłką nożną.

- Kochanie, wyjęłam Twoje spodnie z pralki i w kieszeni był jakiś papierek. Star-Typ... coś tam. Stawka 500 złotych? Co to jest?
 
Camilla P. 34,5K

Camilla P.

Forum VIP
Dlaczego faceci nie sprawdzają kieszeni gdy wrzucają spodnie do pralki? 😄 kiedyś u mnie w domu mama wyciągała z bębna gwoździe, chusteczki papierowe, klucze. 🙃
Wyprany i całkiem czytelny kupon chyba przyjmą w punkcie?
 
Otrzymane punkty reputacji: +52
Znany jako Tyrion77 3,3K

Znany jako Tyrion77

Użytkownik
Kiedyś totolotek podał na swojej stronie błedny wynik siatkówki z ameryki południowej - wrzuciłem kupony warte over 50k do niszczarki (na szczęście było ich tak dużo w pliku, że nie zostały doszczętnie pocięte). Jednak nie da sie ukryć, że wszystkie były doszczętnie poszatkowane - po 3h zmieniono ten wynik oraz pojawił się na stronce mistrzostw (jakies u19 kobiet latino). Wziąłem więc te pociete doszczetnie kupony i smignałem do punktu - wypłacili nawet bez pisania reklamacji . Fortuna wypłaciła kupon tylko na podstawie kodu paskowego , podobnie postąpiło kilka razy sts,

Można mieć milion zastrzeżeń odnosnie naszych firm - począwszy od marzy a kończywszy na anulowaniu już zawartych zakładów - ale uczciwie trzeba przyznać , że wypłacaja wszystko co przyjmą jesli nie anulują tego przed rozpoczęciem spotkania :) A co do sprawdzania kieszeni - to my sprawdzamy zawsze !!! Tylko nic nigdy nie znajdujemy :)))

Successful - robi się "Latino story" z tej historii - poprosimy o mniejszą dramę za to ostrzejsze akcję - to są Ząbki - kiedyś dwóch naćpanych studentów medycyny skakało po autach zaparkowanych wzdłuż ulicy - w 30 minut zdemolowali ok 100 aut zanim ktoś wezwał niebieskich - masz takie mozliwości !! :ROFLMAO:
 
Otrzymane punkty reputacji: +52
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
W jednej chwili wszystkie emocje puściły. Uśmiechnął się w duszy i odetchnął z ogromną ulgą. Tylko jak nie mógł pamiętać że włożył ten cholerny kupon do kieszeni? Nieważne. Aby się nie sprał. Aby go tylko przyjęli.

- Co ty, wywaliłeś pięć stów na mecze? Dobrze się czujesz?

Jezu, jak to dobrze - pomyślał - że ten kupon był wygrany. Jakoś łatwiej to będzie wytłumaczyć. Powie się, że to był taki pewniak, wszyscy grali i każdy wygrał. Dobra ściema nie jest zła!

W STS-ie było gwarno.

Ludzi więcej niż ostatnio, a tematem przewodnim były oczywiście Mistrzostwa Świata. Widać było, że świat tym żyje, a firmy bukmacherskie z całą pewnością zacierają ręce na sam fakt tego wydarzenia. Atmosfera raczej wesoła, pomimo tego, że dla Polski udział na mundialu się już skończył. Ktoś zanucił: "Już za cztery lata, już za cztery lata..." i towarzystwo wybuchło śmiechem.

Nagle do punktu wszedł jeden gość. W jednej chwili ludzie jakoś dziwne nagle zamilkli. Facet tak w okolicach czterdziestki, trochę wyglądał na wczorajszego. Pewnie był po dobrym melanżu. Dobrze zbudowany i miał wydziaraną całą lewą rękę aż po ramię i kark. Sportowe buty. Facet nie odezwał się ani słowem, tylko od razu podszedł do kasjerki i bez emocji strzelił z tekstem:

- Hank-Oliel. Tie-break w drugim secie. Za czterdzieści tysięcy.

Albert poczuł ciary na plecach. Czterech panów przy stoliku zaczęło mimowolnie obgryzać paznokcie. Niby nic nie słuchali, niby nie patrzyli w tamtą stronę tylko przeglądali beztrosko ulotkę kursową, ale każdy chcąc nie chcąc skupiony był na tym co się zaraz wydarzy. Kasjerka wykonała krótki telefon i po chwili przyjęła i przeliczyła gotówkę od wydziaranego gościa.

Schował kupon i kiedy wychodził z punktu, szepnął do siedzących panów:

- Dziób na kłódkę, jasne?

Wyszedł. Po chwili Albert odebrał swoją wygraną. Szczęśliwie kupon, choć podniszczony, został przyjęty. Bez namysłu palnął:

- Dwie stówki na to co ten pan przed chwilą.
 
successful 1,8M

successful

ModTeam
Członek Załogi
Nawet nie wiedział po jakim kursie gra. Nie wiedział ile będzie miał do wygrania. Wyłączył myślenie. Nie patrząc na kupon schował go do portfela i skierował się do wyjścia. Pierwszy raz w życiu widział na oczy taką scenę. Gość, który stawia gruby hajs chyba wie co robi - stwierdził. I ledwo co wyszedł z punktu, zaczął szukać w telefonie kto to jest Hank? A kto to Oliel?

Ze skupienia wyrwał go niski, donośny męski głos, że omal telefon nie wypadł mu z ręki.

- Ty! Szprechasz coś inglisz?

Albert odwrócił się i stanął jak wryty. Oto właśnie przemówił do niego ten sam facet w okolicach czterdziestki, który jeszcze kilka chwil temu zatrząsł kolekturą. Ogromne mięśnie przedramienia z bliska zaczęły mu się wydawać jeszcze większe niż wtedy, a w jednej sekundzie też dostrzegł, że dziara na jego lewej ręce przedstawia lwa z wyszczerzonymi kłami.

Coś tam z tego angielskiego ogarnia. Będąc na studiach nawet zdał certyfikat, ale od tamtej pory sporo pozapominał. W pracy niespecjalnie często używa języka obcego.

- W miarę ogarniam, ale znacznie lepiej pisany niż mówiony. A coś potrzeba?

Bysior spojrzał na niego spode łba, obczaił od stóp do głów i wyjął papierosy.

- Jarasz?

- Nie, dzięki, nie palę.

Albert od czasu do czasu zapalił, choć nie robił tego nałogowo, teraz jednak nie pragnął nawiązywać relacji z podejrzanym gościem. Najchętniej od razu by odszedł.

- Potrzeba mi gościa co szprecha po angielsku. Wsiadaj.

Nie wyglądało to zachęcająco, wszak zaproszenie do samochodu przez gościa, z którym zamieniło się dwa słowa, nie musi koniecznie skutkować niczym dobrym. Albert spojrzał na auto i jego oczom ukazało się zadbane, lśniące czarne audi A8. Chwilę się zawahał, ale zauważył, że w środku nikogo innego nie ma. To upewniło go, że może gość wcale nie ma złych zamiarów.

- Chcesz gdzieś jechać?
 
Otrzymane punkty reputacji: +122
A 177

Apollo00

Użytkownik
Hahaha , mieszkałem w Zabkach z 3 lata - punkt STS na tzw rynku dosc blisko chaty słynnego "Dziada" oraz Ząbkowskiego targowiska i dworca bodaj PKP :) Na przeciwko taki ząbkowski odpowiednik Pizzy Hut czyli Telepizza :)

Gdy ktokolwiek wygrał cokolwiek w tym punkcie po informacja ta lotem błyskawicy rozlewała sie po pobliskich wawo-sypialnianych blokowiskach :) Istniał tam także punkt Totolotka gdzie kiedys przyjeli mi zakład na polski basket już po zakończonym spotkaniu i wypłacili ładnych kilka tys :)

Prosze włącz w ta historię gołębię od Dziada, które będa przynosić Albertowi w swoich sprytnych pazurkach informację o "ustawkach" od zaprzyjaźnionego gracza poznanego na słynnym praskim bazarze Różyckiego :))

PoZdro
Aha, o Pan który myśli że jest wygrany i jeszcze w polskich bukach. Ta już po wejściu za próg jesteś looser...
 
Do góry Bottom